Do kalendarzowego lata – równiutko tydzień. A wraz z tym okresem prawie u każdego rodzi się pytanie: gdzie odpocząć? Ofert i propozycji – mnóstwo. Jednak wszystko kosztuje.
Ale przecież można odpocząć za darmo. W swoim własnym mieście, konkretnie w Wilnie, które z powodu swego położenia ma niezwykle bogatą ofertę: w samym centrum grodu – na obszarze 178,4 ha – przepiękny wiekowy las sosnowy, czyli Zakret, nad Wilią – piaszczyste plaże, a dookoła grodu – jeziora, jeziora… I jeszcze tyle miejsc do odpoczynku i zwiedzania: parki regionalne, „Bajek”, itp., itd. To wszystko dała nam przyroda. Ale, czy my umiemy o te miejsca dbać, by właśnie tu, nie wyjeżdżając z miasta, za darmo można było odpocząć. Dzisiaj zapraszamy na pierwszą wyprawę do Zakretu (Vingis).
Raj dla zmotoryzowanych, gdyż te czasy, gdy to na alejach parku – ruch był wzbroniony, należą do dalekiej przeszłości. Dlatego też ci, co to samochodem i do łóżka wjeżdżają – podjeżdżają pod samą estradę, tym bardziej, że w większości są to młode rodziny z małymi dziećmi. Wabikiem jest rozlokowane tu wesołe miasteczko: huśtawki, karuzele i inne atrakcje. Raj dla dzieci, utrapienie dla portmonetek rodziców. Kilku minutowa przejażdżka najtańszą karuzelą kosztuje 3 lity, a pozostałe dwukrotnie droższe.
Z umiejscowieniem tego miasteczka – to na pewno niewypał, gdyż właśnie tu, w pobliżu estrady prowadzone są prace remontowe. Sąsiedztwo dla zabaw dziecięcych nie jest najlepsze. Żwir, kurz i huk maszyn. Jednak, szczególnie w soboty i niedziele – interes idzie, karuzele się kręcą…
Co prawda, wiele rodziców z dziećmi idzie w stronę alei, która łączy się z ulicą Čiurlionio, gdzie można skorzystać z huśtawek, piaskownic za darmo. I w ciszy. A później można „zapoznać się” z historią – odwiedzając niemiecki cmentarz wojskowy, gdzie są też groby żołnierzy polskich. Czoła uchylić, nad historią się zastanowić i kilka obiektów, w tym kapliczkę tzw. Repninowską, zaprojektowaną przez takich znanych twórców jak Pietro Rossi i Karol Szyldhauz obejrzeć. Wzniesiona została w latach 1799 -1800 dla żony wileńskiego generał – gubernatora Mikołaja Repnina.
A z niej prościutko wyruszyć w kierunku estrady i obejrzeć tą tak znaną, a tak sfatygowaną (w ciągu 49 lat) muszlę estradową, która obecnie wznieca takie emocje: gospodarzy miasta oraz ludzi sztuki. Wznieca z powodu Święta Pieśni, które ma odbyć się w lipcu. Poświęcone ma być Tysiącleciu Państwa Litewskiego. Ma, jeżeli się odbędzie, a przyczyną, że ta tradycyjna i tak popularna impreza może się nie odbyć, jest właśnie muszla estradowa. Znajdująca się w stanie awaryjnym. A przecież to właśnie w niej ustawia się wielotysięczny chór. Nic więc dziwnego, że niektórzy dyrygenci, m. in. Donatas Katkus wszem i wobec mówi, że lepiej ze święta zrezygnować niż ludzi narażać, bo estrada może się zawalić.
Mało kto tę opinię chce wysłuchiwać. Ale gdyby to święto nie odbyło się, to byłby wstyd na cały świat, bo – to skarbnica kultury narodowej. Dla upamiętnienia tych imprez jeszcze w roku 1975 przed estradą ustawiono ogromny kamień z odpowiednim napisem.
Upamiętnienie, owszem, rzecz ważna, ale jeżeli się nie będzie dbać o same obiekty, to jak mogą takie imprezy przetrwać! Bo tak się stało, że gdy w roku ubiegłym zaczęto rekonstrukcję parku, to odnowiono alejki (2 mln litów), prowadzące na teren przed estradą, na zieleńce wygospodarowano 4,6 mln litów, a na obiekt najważniejszy – czyli na muszlę estradową już nie pozostało nic. A potrzeba na to 3 mln. Suma niebagatelna, ale pamiętając spotkanie Nowego Roku w stolicy, gdy to w powietrze wystrzelono nie takie miliony – to ten wydatek estradowy wydaje się być kroplą.
No, ale pozostawmy te obliczenia dla tych, którzy tym się mają zajmować. Skorzystajmy z pobytu w tej zielonej oazie: przejdźmy się cichymi alejkami (wyasfaltowanych jest 13 km), po których lubią jeździć rowerzyści, młodzież na wrotkach i deskorolkach, bynajmniej nie zakłócając spokoju „zielonego staruszka”. Notabene, w parku jest wypożyczalnia tego sprzętu. Rower (godzina) – 9 litów, wrotki i deskorolki 8 Lt.
Dla wielu, szczególnie dla ludzi starszego pokolenia, żaden sprzęt nie jest potrzebny, a tylko spacer. Ławeczki i rozmowy, legendy i prawdy historyczne związane m. in. z tym parkiem. Chociażby ten autentyczny fakt o balu, który odbył się w roku 1812 na cześć Aleksandra I. Między innymi opisany został przez Lwa Tołstoja w powieści „Wojna i Pokój”.
Podsłuchuję rozmowę dwóch sędziwych pań, która dotyczy tegoż balu z roku 1812. I przypominam również ten szczegół, kiedy to pawilon zbudowany przez architekta Michała Szchulca na dzień przed balem runął. Jego twórca nie mogąc znieść wstydu utopił się w Wilii. Pawilon postawiono na nowo i bal się odbył.
„Ciekawie, kto się utopi, gdy runie estrada podczas tegorocznego święta” – słyszę replikę rozgoryczonych życiem emerytek.
Brrr, odpukać…
Nie myślmy o tym, a zaglądnijmy raczej do Ogrodu Botanicznego znajdującego się na terenie parku.
Spóźniliśmy się z odwiedzinami o tydzień, bo właśnie wtedy przebiegało tu święto tulipanów. Na pewno, nie tak bogate o te gatunki, jak w Holandii, ale jednak kolorowe. Ale Ogród Botaniczny, który posiada swoją długą historię (data założenia: rok 1920), ma się czym poszczycić i pokazać. Jednorazowy bilet wstępu 2 lity.
W tej wędrówce po Zakrecie przydałoby się nieco przekąsić. Do usług: kawiarnia „Lakštingala” (Słowik), kilka małych kawiarenek objazdowych, raczej skromnie wyposażonych. Ale kybina za 3 lity można zjeść czy też bułeczkę z parówką za 2,50 Lt, jak też wodę, kawę czy herbatę kupić. Ale wiele mam z dziećmi przyjeżdża z własnym prowiantem. Zdecydowanie taniej i np. takich rzeczy jak jogurcik ze świecą by tu szukać. A kybinem dziecka małego nie nakarmisz.
Najważniejsze, że jest las, zieleń i spokój. Oczywiście dalej od estrady, gdzie spycharki królują. Ale remont przecież się skończy, a las był i pozostanie…