Więcej

    Rekordowy karp jak znak z królestwa złotej rybki (1). W Księdze Rekordów — lustrzany karp (2)

    Czytaj również...

    Fot. archiwum „Klubu Niemenczyńskich Wędkarzy”
    „Czy teraz uspokoję się? Nie, chyba nigdy... — przecząco kręci głową Zbigniew i dodaje śmiejąc się: — Czuję, że gdzieś pływają jeszcze większe!” Fot. archiwum „Klubu Niemenczyńskich Wędkarzy”

    Niemenczyńscy wędkarze od dwóch tygodni są w euforii. Jeden z ich bractwa — Zbigniew Bałkowski, wspomagany przez Jewgienija Pietrowa — wyciągnął rekordowego, ponad 21–kilogramowego karpia lustrzanego.

    Było piękne, niedzielne popołudnie. Napalone słońce wesoło podskakiwało na leniwych falach jeziora. W zwartym szeregu nad wodą warowały cztery czarne wędki. Cisza była jak w kościele…

    Zbyszek z Żenią już zaczynali kląć na całego. Od piątku ryby rano i wieczór podkarmiają, a te tu strajk jakiś ogłosiły, czy co?! Choćby jakaś płotka ogonem pod nosem trzepnęła…

    W brzuchu burczy. Nie tyle z głodu, ile ze złości. Takiego pecha jeszcze nie mieli!

    Zbyszek spaceruje stoicko milcząc, ale Żenia pluje ze złością. Naokoło, ale tylko nie — broń Boże! — do wody. Jeszcze ryba się obrazi…

    W kociołku nad ogniskiem woda bez sensu bulgocze. Pusta patelnia na kuchence gazowej beznadziejnie na olej czeka. Rdza zaraz zacznie zżerać żelazne pudło przenośnej wędzarni.

    I jak tu, a raczej z czym, do domu wrócić? Co, przyjdzie robić jak w tym kawale? Do sklepu iść i sprzedawczynię prosić, by karpia przez ladę rzuciła, a oni „sami złapali”?!

    Tuzik wesoło merda ogonkiem. Jedyny w tej kompanii ma humor. Dobry znak?

    Nagle pisk spod brzucha Zbyszka. To dyndający na pasku od spodni pager daje znać, że sygnalizator uczepiony wędki poczuł ruch. Coś… bierze!  Biegiem na brzeg. Za wędkę. A tu żyłka z kołowrotka już pruje taflę jeziora.

    Wędka prawie spadła z podpórki. Zbyszek chwyta za kija, podrywa do góry. Szarpnęło.

    — Jest! No, to masz już, bracie, haczyk jak kotwicę w gębie… — mruczy pod nosem zadowolony, że dobrze zaciął. Pozwala rybie na krótką ucieczkę, ale zaraz włącza hamulec kołowrotka i zaczyna powolutku podkręcać.

    Ale nic z tego! Kołowrotek warczy jak  zły pies. Wędzisko łukiem się wygina. Oho, musi być jakaś niezła sztuka! Doświadczony wędkarz szeroko rozstawia nogi opierając się mocno w ziemię (no, 120 kilogramów jeszcze nikt nie zwalił!) leciutko odkręca hamulec i zaczyna zwijać żyłkę. Tempo ucieczki słabnie. Ryba opornie, ale jednak wraca. Coś za łatwo idzie…

    Do wody w gumowych spodniach wskakuje Żenia z podbierakiem.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    — O cholera! Ale potwór!!! — krzyczy widząc brązowożółte cielsko. W wodzie przez kilka chwil zawrzało. Ale było już za późno. Kilka sprawnych ruchów i skrępowana siatką ofiara już jest holowana na brzeg. Nie do wiary, tylko 5 minut walki!

    Na trawie leży „potwór”. Ciężko porusza grubymi wargami łapiąc żarłocznie powietrze. W ręce niemenczyńskich wędkarzy trafił ogromny, lustrzany karp. Taki jak z najlepszych snów czy kawałów o wędkarzach.

    Fot. archiwum „Klubu Niemenczyńskich Wędkarzy”
    Jewgienij Pietrow z dzikim bratem karpia lustrzenia — sazanem Fot. archiwum „Klubu Niemenczyńskich Wędkarzy”

    — No, to teraz będzie koniec z tym ganianiem za rekordowymi karpiami? — pytam 33–letniego Zbigniewa Bałkowskiego, majstra spółki meblarskiej Vokė III. Słucham jego i innych członków, na razie nieformalnego Klubu Niemenczyńskich Wędkarzy, opowiadań o tej rekordowej niedzieli i innych pamiętnych dniach z ich kalendarza wypraw. O karpiach 10–, 12–, 16–kilogramowych. O ich hobby, o którym mówią jak o drugiej religii.

    — Czy teraz uspokoję się? Nie, chyba nigdy… — przecząco kręci głową Zbigniew i dodaje śmiejąc się: — Czuję, że gdzieś pływają jeszcze większe (a mogą być do 35 kilo!). Muszę się z nimi spotkać!

    —  My też! — w jeden głos dodają ojciec i syn — Leon i Czesław Stankiewiczowie. Pech chciał, że najczęściej razem wybierając się na ryby, tym razem przyjechali, żeby zobaczyć rekordzistę już na brzegu. Rozwalonego wygodnie na gumowej, nadmuchiwanej poduszce.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    21 kilogramów i 250 gramów — tyle dokładnie (po odjęciu od wagi 500–gramowego worka) waży jak dotychczas największy karp lustrzany wyłowiony z jezior litewskich. (Dotychczasowy rekord to 20,100 kg.)

    Dla rekordzisty niedziela, 24 maja, nie była jednak pechowym dniem, tym ostatnim w życiu. Niemenczynianie darowali mu życie, puścili wolno.

    A mógł przecież pójść na stół świąteczny. Dokładnie za tydzień były Zielone Świątki. Taka masa rybiego mięsa wystarczyłaby nie tylko dla czwórki wędkarzy. Ba, pół ulicy nakarmić można by było, co?

    — Nie, taki staruszek nie jest już smaczny! Mięso twarde jak wołowina — śmieje Leon. A Zbigniew z poważną miną zaznacza:

    — Jest coś takiego jak kodeks honorowy. Takiego emeryta (ma ok. 25 lat) grzech by było na patelnię.

    — Poza tym, przecież zanim wyrósł taki, ile razy musiał ujść śmierci! — z uznaniem dla rekordzisty dodaje Leon. Przypomniał sobie, jak to kiedyś wyciągnął 8–kilogramowego karpia, którego szczęka była aż usiana haczykami.

    — A te haczyki były jak medale na piersi weterana wojny. Komu ręka podniesie się na takiego bohatera?! — zapytał retorycznie.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    No, dobra, a ten kodeks to od ilu kilogramów się zaczyna? Bo żaden czytelnik nie uwierzy, że bez ryby do domu wraca.

    — Kodeks? Nasz kodeks… — zastanawia Zbigniew pocierając podbródek. — No, zaczyna się od kilogramów dziesięciu…

    A jak się okazuje tych 10–kilogramowych karpi niemenczyńscy wędkarze to mogą na pęczki liczyć. I nie tylko oni, ale też ich rodziny. O ile, co do hobby syna Leona — Czesława — sprawa jest oczywistą (niedaleko jabłko od jabłoni pada…), o tyle fakt, że żona i córki Zbigniewa niejeden piękny okaz na swoim koncie mają — naprawdę zdumiewa.

    Gadatliwe kobiety i hałasujące dzieci to przecież prawdziwa zmora dla wędkarzy?!

    — To jest swoista rekompensata dla naszych rodzin, które muszą pogodzić się z naszą ciężką chorobą… — wzdycha żartobliwie Zbigniew. — A tak poważnie, to często robimy kilkudniowe, a nawet kilkutygodniowe wspólne wyjazdy, gdzie wszyscy przyjemnie spędzamy wolny czas.

    Jak się okazuje, żony, synowie i córki niemenczyńskich zapaleńców nie tylko lubią świeżą rybę jeść, ale i łowić. I to wcale niezłe okazy. Wtedy to powstaje na brzegu taki radosny rwetes, że konkurencyjni wędkarze zmiatają gdzie pieprz rośnie.

    Fot. archiwum „Klubu Niemenczyńskich Wędkarzy”
    Marzena Bałkowska niejednego dorosłego wędkarza zawstydziła Fot. archiwum „Klubu Niemenczyńskich Wędkarzy”

    — Czasami mamy taki cygański tabor, że aż okoliczni przychodzą zobaczyć, co za cyrk przyjechał! — śmieje się Leon, a Czesław cichutko wzdycha. Teraz nie karpie mu w głowie, choć 13–kilogramowego na swoim koncie ma. Ma swoje „rusałki”. Urocza Wioletta miluśką Milenkę mu podarowała, więc sprzęt wędkarski na razie na półce w garażu zalega.
    A propos sprzętu. Głowa mi się rozbolała, kiedy spróbowałem co nieco rozeznać na temat haczyków, spławików, kołowrotków, sygnalizatorów, podpórek, podbieraków, echosond i jakichś tam bojlików, bomb, okrętów. Stop! Że co, przepraszam?

    — To bardzo wygodna rzecz — taki okręcik sterowany falami radiowymi — opowiada Leon trzymając oburącz pokaźnych rozmiarów plastikową łódkę z dwoma silniczkami, migaczami skrętów, która może na odległość nawet 3 kilometrów odtransportować kilka kilogramów przynęty do podkarmiania ryby i wyładować dokładnie w tym miejscu, gdzie trzeba. Ile taka zabawka kosztuje? Tu ogólny śmiech: „Lepiej nie pytaj! Podobnie jak o inne rzeczy. Drogo. Bardzo drogo”.

    A jednak? Ok. 6 tys. litów…

    Pozostały sprzęt? Dobre wędzisko 500–1500 Lt, kołowrotek — 350–1000, sygnalizatory brania 500–2500 Lt… A gdzie jeszcze wszelkiego rodzaju przynęty, np. kulki proteinowe o smaku truskawkowym, tutti frutti, miodowym… O, rekordowy karp właśnie na miodek się skusił.

    — Przepraszam, ale muszę już jechać. Żenia już przynęty zarzucił — Zbyszek uściska dłoń na pożegnanie, obiecując, że zaproszą kiedyś na kolejny zlot swego klubu. Dziękuję, czując, że przynajmniej teoretycznie jestem podkuty.

    — Tato, ale ten pan przecież złowił taaaaką rybę! Po co mu jeszcze? — pyta zdziwiona córka, kiedy tego piątkowego wieczoru, prawie zaraz po pracy, niemenczyńscy wędkarze wybrali się na swoje kolejne karpiowe safari.

    — Widzisz, córeczko, to jest jak z tym marzeniem o złotej rybce. Każda złowiona ryba dla nich jest jak pozdrowienie z dworu królowej, której kiedyś chcą się osobiście ukłonić…

    ________________________________________________________

    W Księdze Rekordów — lustrzany karp (2)


    Vytautas Navaitis do Księgi Rekordów Litwy wpisał Zbigniewa Bałkowskiego z jego zdobyczą Fot. Aleksander Borowik
    Vytautas Navaitis do Księgi Rekordów Litwy wpisał Zbigniewa Bałkowskiego z jego zdobyczą Fot. Aleksander Borowik

    Fakt ten został oficjalnie potwierdzony przez dyrektora agencji „Factum”.

    — Rekordowy karp lustrzany o wadze 20,9 kg — notabene, pierwsze tegoroczne zgłoszenie z tej dziedziny — trafi do najnowszego wydania Księgi Rekordów Litwy — powiedział dla „Kuriera” Vytautas Navaitis.

    Okazały dyplom – certyfikat dla 33–letniego wędkarza zostanie przekazany poprzez redakcję „Kuriera Wileńskiego”, która pośredniczyła w rejestracji rekordu.

    — Chyba łatwiej było wyłowić taki okaz niż zarejestrować rekord! — żartowaliśmy w redakcji, śledząc z bliska prawie tygodniowe perypetie towarzyszące „drodze” karpia na karty historii. A droga ta była tak wycieńczająca, że lustrzeń „schudł” o 325 g. Tyle, niestety, należało odjąć od ogólnej masy olbrzyma, ponieważ nie została w odpowiedni sposób zarejestrowana procedura ważenia. Ale drastyczne cięcia nie zdetronizowały karpia Bałkowskiego, który najbliższego konkurenta wyprzedza nadal o prawie kilogram.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Wystartował sezon na grilla, można i z…  krokodyla!

    — Najlepszą jest karkóweczka. Ale dobre i inne kawałki świninki — żeberka i boczek! — mówi Leon, ze smakiem oblizując usta. „Te smalone szaszłyczki…” Niemenczynianin Leonard Stankiewicz od lat młodzieńczych kocha wręcz „smalić szaszłyczki”! Bo taki to tylko wtedy był sposób...

    SoDra o minimalnych i maksymalnych wysokościach świadczeń

    Aleksander Borowik: W kwietniu, wraz z rozpoczęciem nowego kwartału roku, zmieniają się minimalne i maksymalne wysokości świadczeń SoDry. Dotyczy to przede wszystkim tych beneficjentów, których dochody są zaliczane do najniższych i najwyższych. Małgorzata Kozicz: Świadczenia na wypadek choroby, macierzyństwa, ojcostwa...

    Dzień mamy, dzień taty – propozycja wydłużenia tej ulgi do 16 lat

    Obecnie dodatkowo po jednym dniu odpoczynku dla mam i ojców (lit. „mamadieniai” i „tėvadieniai”) prawnie przysługuje raz na trzy miesiące rodzicom wychowującym dzieci 12. roku życia. „Dobrze, że kiedyś wymyślili te dni!” Darek, „mój” kurier jednego ze sklepów internetowych, kiedy usłyszał...

    Ach, ten kwiecień plecień…

    Zdezorientowane szpaki, które jeszcze przed tygodniem dziobały moją łączkę jak te kury, teraz siedzą z nastroszonymi piórkami na drutach jak w tej humorystycznej kreskówce „Angry Birds” („ale nas ta szybka wiosna nabrała…”). A propos. Spóźnialscy jeszcze mają ostatnią szansę zawiesić...