Więcej

    Windykatorzy: „Jesteśmy przyjaciółmi naszych zadłużonych klientów”

    Czytaj również...

    Gdy windykatorowi z dłużnikiem nie udaje się porozumieć, sprawa trafia do sądu
    Gdy windykatorowi z dłużnikiem nie udaje się porozumieć, sprawa trafia do sądu

    Zazwyczaj, gdy idzie mowa o odzyskiwaniu długów, przed oczyma naszej wyobraźni pojawia się grupa umięśnionych osiłków z kijami baseballowymi.

    W rzeczywistości praca windykatorów, czyli ludzi, którzy zawodowo zajmują się egzekwowaniem długów, nie ma z tym nic wspólnego. To przede wszystkim żmudna praca: niekończąca się pisanina i rozmowy telefoniczne.

    — Pewnego dnia zadzwonił do mnie przedstawiciel firmy windykatorskiej z żądaniem zapłacenia 1000 litów długu — opowiada Marytė, księgowa jednej z wileńskich firm. — Odpowiedziałam, że nie będziemy płacili, ponieważ uważamy żądanie za bezpodstawne. Facet zaczął grozić, iż wciągnie naszą firmę na listę niewiarygodnych dłużników (tak też w rzeczy samej niedługo potem zrobił), zamieści o nas w prasie nieprzychylne informacje i w połowie rozmowy  rzucił słuchawkę. Zadzwoniłam do jego szefa i wpadłam z deszczu pod rynnę. Kultury obcowania — zero, same przekleństwa i groźby, że aresztuje nasze rachunki bankowe itp. Krzyczał: „Czy ty wiesz, kim jest nasz były dyrektor?“  Z tego miałam zrozumieć, że jakąś ważną szychą… Jednym słowem sprawa teraz znajduje się w sądzie…

    Wtóruje jej Ingrida:

    — Przed kilkoma laty zadłużyłam się Tele 2 za usługi. Przez 5 lat nikt mnie nie upominał, więc zapomniałam o tym długu, aż tu naraz przychodzi list od windykatorów, ze jestem dłużna 500 litów za usługi Tele 2 i 500 litów za usługi windykatorów. Zaczęłam apelować do ich sumienia, że jestem na urlopie macierzyńskim, nie mam pieniędzy, więc zmniejszyli swoje koszta  o 200 litów, ale nieprzyjemny osad pozostał…

    — Nie jesteśmy wrogami ludzi. Chcemy im pomóc, tak by ominęły ich jak najgorsze skutki — wyjaśnił „Kurierowi“ Andrej Mokszin, ekspert mający wieloletnią praktykę w tej dziedzinie. Z wykształcenia prawnik, jako windykator pracuje już prawie 10 lat. Pracował w tym zawodzie na Litwie i poza jej granicami. Według niego windykator powinien dobrze znać się na prawie i księgowości. Właśnie absolwenci prawa i ekonomii stanowią zdecydowaną większość wśród windykatorów. Znajomość ustaw nie robi jednak z człowieka dobrego egzekutora długów.

    — Prawdziwy windykator powinien być dobrym psychologiem — jest przekonany Andrej Mokszin.

    Ludzie często podpisując umowę czy zaciągając kolejny kredyt, zwłaszcza przed kryzysem, w czasach tzw. „prospirity“, nie wgłębiają się zbytnio w treść zobowiązań, jakich się podejmują. Nie znają swoich praw i obowiązków, więc list od windykatora zazwyczaj bywa dla nich przykrą niespodzianką. W takim wypadku windykator powinien wytłumaczyć dłużnikowi, jak powstał dług i zaproponować najlepszy sposób na rozwiązanie zaistniałego problemu.

    — Naszym celem jest nauczyć dłużnika zwracać długi w czas. Można powiedzieć, że częściowo wykonujemy funkcję oświatową — powiedziała „Kurierowi” Sigutė Aleknavičiūtė, generalny dyrektor windykatorskiej spółki „Skolų valdymo centras“.

    „Skolų valdymo centras“ na litewskim rynku odzyskiwania długów działa od 2000 r. i jest jedną z najbardziej liczących się firm windykatorskich na Litwie. Sigutė Aleknavičiūtė zatrudnia 20 osób, w większości to kobiety. Kwestia płci nie jest oczywiście warunkiem koniecznym do zatrudnienia w tym zawodzie, jednak jak wynika z jej doświadczenia, kobiety łatwiej nawiązują kontakt z dłużnikami.

    — Żartujemy, że mężczyźni lubią bujać w obłokach. Ich ciekawią tylko wielkie projekty i duże długi. A może po prostu tak się złożyło — zastanawia się Sigutė Aleknavičiūtė. 80 procent dłużników stanowią osoby fizyczne. Klientami windykatorów są przede wszystkim banki i operatorzy telefonii komórkowej, którzy ogłaszają specjalne konkursy na windykację długów.

    — Zazwyczaj konkursy wygrywają te same 5–7  spółek — wyjaśniła „Kurierowi“  sytuację panującą na litewskim rynku Sigutė Aleknavičiūtė.

    W pracy windykatora nie ma nic atrakcyjnego czy egzotycznego. Niektórzy próbują to zmienić. Przed kilkoma miesiącami nowo powstała firma windykatorska „Skolų išieškojimų biuras“ podpisała umowę o współpracy z Viliją Lobačiuvienė, która nazywa siebie główną wiedźmą Litwy. Vilija Lobačiuvienė musiała pomagać swymi nadprzyrodzonymi zdolnościami przy odzyskiwaniu długów.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    — Trudno, każdy pracuje jak umie: jedni latają na miotłach, a drudzy — pracują. Być może ta wiedźma i pomogła im swoimi czarami, ale poza tą akcją o nich nic więcej nie słyszałam — skomentowała „piarowskie” posunięcie kolegów Sigutė Aleknavičiūtė.

    Pierwszym krokiem w pracy windykatora jest pismo, list do dłużnika przypominający o obowiązku uregulowania długu, następnie (jeśli list nie poskutkował) rozmowa telefoniczna z dłużnikiem.  W trakcie rozmowy windykator przedstawia się, kim jest, kogo reprezentuje i co chce osiągnąć. Reakcja na telefon czy pismo jest bardzo różna, zależy od ludzi i wysokości długu. Jedni nie rozumieją lub udają, że nie rozumieją o co chodzi, drudzy zaczynają tłumaczyć się, łzy i przekleństwa także nie należą do rzadkości.

    — Ludzie reagują na nas bardzo różnie, zazwyczaj to zależy od faz księżyca — wyjaśniła  „Kurierowi” Sigutė Aleknavičiūtė. Gdy z dłużnikiem nie udaje się porozumieć, sprawa trafia do sądu. W sądzie sprawę kontynuuje albo windykator, albo sam klient. Zapłatą dla windykatora zazwyczaj jest procent od odzyskanego długu. Teoretycznie pracę windykatorską może wykonywać każdy kredytor własnoręcznie, nic przy tym nie tracąc od odzyskanego długu.

    — Ten, kto zleca nam pracę, nie traci pieniędzy, bo nie musi tworzyć nowych etatów, które byłyby powołane na tę funkcję.  Bardziej im się opłacają nasze usługi. Gdy nam nie udaje się porozumieć z klientem i odzyskać dług, to klient nam nic nie płaci, czyli źle pracowaliśmy i sami ponosimy koszty własnej pracy — wyjaśnił „Kurierowi” sytuację Andrej Mokszin.

    W kilku miejscach praca windykatorska się dubluje — zwłaszcza jeśli chodzi o przedsądowe egzekwowanie długów — z pracą komorników. W odróżnieniu od komorników, którzy mają oddzielny rejestr i są pod kontrolą Ministerstwa Sprawiedliwości oraz samorządu zawodowego, windykatorzy działają jako spółki prywatne. Obie strony przyznają, że w pewnym sensie są konkurentami.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    — Oczywiście pewne funkcje się dublują, jednak sądzę, że miejsca wystarczy dla wszystkich — powiedziała „Kurierowi” Dora Petrauskienė, rzecznik prasowy Litewskiej Izby Komorników. Jedyny poważny zatarg między dwoma instytucjami był, gdy stanowisko ministra sprawiedliwości pełnił Petras Baguška, który zasłynął ze swej „nagonki” na komorników i notariuszy. Wtedy Związek Windykatorów Litwy spróbował „przepchnąć” poprawki do ustawy o komornikach, które przekazałyby przedsądowe odzyskiwanie długów do wyłącznej gestii windykatorów.  Na szczęście to im się nie udało — skomentowała „Kurierowi” ten konflikt Dora Petrauskienė.

    Współpracując z komornikami, sądzi Dora Petrauskienė, obywatel jest bardziej zabezpieczony od strony prawnej. Komornicy są pod ścisłą kontrolą Ministerstwa Sprawiedliwości, Izby Komorników oraz sądów, więc jeśli pojawia się problem lub osoba jest niezadowolona z pracy komornika, łatwiej jest zaskarżyć jego pracę niż pracę prywatnej spółki.

    — Gdy się nie uda odzyskać długu bez sądu, komornicy mogą doradzić klientowi, jak ma zachowywać się przed sądem, a po wyroku odzyskać dług za pomocą skutecznych środków wykonawczych (aresztować rachunki bankowe, mienie). Sądzę, że taka droga dla zwykłego człowieka jest prostsza i łatwiejsza  — dodaje Dora Petrauskienė.

    Sceptycznie efektywność „przedsądowego” odzyskiwania długów przez komorników ocenia Andrej Mokszin. Jego zdaniem komornik jest przyzwyczajony, że przychodzi „na gotowe” — mając wyrok sądowy aresztuje mienie, pieniądze, wypłaty lub emerytury dłużnika i w ten sposób odzyskuje dług na rzecz klienta, nie zapominając także o swoim dochodzie. Windykatorowi natomiast najlepiej jest wtedy, gdy dłużnik rozlicza się bez procesu sądowego, dlatego stara się znaleźć wyjście, które zadowoliłoby i dłużnika, i kredytora. Stąd pojawia się możliwość odłożenia spłaty długu, rozłożenia go na raty, anulowania części długu.

    — Komorników bardziej ciekawi własny zysk, a nas obiektywnie to, co jest bardziej korzystne dla klienta — powiedział „Kurierowi” Andrej Mokszin. Potwierdzają to też niektórzy dłużnicy, którym przyszło obcować z windykatorami.

    — Miałam pewnego razu do czynienia z jedną z największych firm windykatorskich na Litwie. Wypadli bardzo dobrze: uprzejmi, z poczuciem humoru i taktu. Zaapelowali trochę do mojego sumienia, uzgodniliśmy grafik spłaty długu i tyle. Oczywiście obcując z nimi trzeba znać swoje prawa. W jednym z pism zagrozili mi bankructwem mojej firmy, ale każdy, kto zna ustawę o bankructwie przedsiębiorstw, wie, że windykatorzy aż takich uprawnień nie maja, więc puściłam te pogróżki mimo uszu — śmieje się Roberta, właścicielka niedużego przedsiębiorstwa.

    Mitem jest powszechne przekonanie, że windykatorom najlepiej pracuje się w czasie kryzysu gospodarczego. Tylko na pierwszy rzut oka wygląda logicznie, że gdy spółki bankrutują, a ludzie są zwalniani, kredytodawcy zaczynają ściągać długi, a zarobki windykatorów wzrastają.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    —  Dużo pracy, mało pieniędzy — określa dzisiejszy stan rzeczy Sigutė Aleknavičiūtė. — Rozwijamy się razem z gospodarką. To nieprawda, że w kryzysie jest nam lepiej pracować. Najlepszym naszym okresem były lata 2006–2007. Windykatorzy dużo zarabiają w Wielkiej Brytanii, w kraju bogatym, ale nie dlatego, że ludzie nie mają pieniędzy czy nie chcą spłacać długów, tylko dlatego, że zawierają tyle umów i kredytów,  że  po prostu o nich nie pamiętają i tu wystarcza zwyczajne przypomnienie — powiedziała „Kurierowi” Sigutė Aleknavičiūtė.

    Biznes windykatorski rozwija się nie tylko w Europie, ale również w krajach byłego ZSRR — w tym roku litewski „Skolų valdymo centras“ wszedł na rynek białoruski. Andrej Mokszin przez półtora roku pracował jako dyrektor firmy windykatorskiej na Ukrainie. Udziałowcami byli przedstawiciele biznesu litewskiego oraz ukraińskiego.

    — Na Białorusi sytuacja różni się od Litwy przede wszystkim tym, że ustawy tam bardziej bronią osoby fizyczne niż banki i przedsiębiorstwa. Jednak już jest przygotowana nowa ustawa i możliwie od jesieni sytuacja się zmieni —  dzieli się swymi spostrzeżeniami Sigutė Aleknavičiūtė. Podobnego zdania o Ukrainie  jest Andrej Mokszin.

    — Sytuacja tam przypomina tą, jaką mieliśmy na Litwie przed 6–8 laty. Ale wypadki, gdy biznesmeni „wybijają“  długi za pomocą własnej służby ochroniarskiej, już i tam należą do przeszłości. Obecnie na Ukrainę wchodzi kapitał zachodni, który chce mieć jakościowe i cywilizowane usługi windykatorskie — twierdzi Andrej Mokszin.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Zamach pod Moskwą: ISIS przyznaje się do winy, Kreml szuka „śladu ukraińskiego”

    Do ataku doszło w miniony piątek w sali koncertowej „Crocus City Hall”, która znajduje się w Krasnogorsku pod Moskwą. Do widzów, którzy przyszli na koncert zespołu rockowego „Piknik”, otworzono ogień. Odpowiedzialność za atak terrorystyczny wzięło na siebie Państwo Islamskie...

    Nie siać paniki

    Co zrobi Litwa, jeśli jutro zostanie zaatakowana? Czy nasz kraj jest przygotowany na zewnętrzną inwazję? Czy sojusznicy będą nas bronili? Te i inne pytania coraz częściej można usłyszeć w przestrzeni publicznej. O możliwej wojnie wypowiadają się politycy i eksperci....

    Troszczmy się o własne bezpieczeństwo cybernetyczne 

    Wojna w Ukrainie naocznie dowiodła, że wojna z udziałem czołgów, artylerii i piechoty nie zakończyła żywota w podręcznikach historii. Nawet w samej Europie, gdzie wielu myślało, że ten etap mamy za sobą. Niemniej od wielu lat toczy się też...

    Wybory do Parlamentu Europejskiego: ilu obywateli ruszy do urn?

    Główna Komisja Wyborcza (lit. Vyriausioji rinkimų komisija, VRK) sądzi, że frekwencja na tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego będzie większa, niż przed 15 laty. „Sądzę, że teraz Parlament Europejski jest bliżej wyborcy niż to było w 2009 r.” — oświadczyła...