Stara to jak świat prawda, że mężczyzna kocha oczami, a kobieta uszami. Ale jedni i drudzy kochają tych, kto coś obiecuje, bo niestety taka jest prawda, że chcemy wierzyć czasami w rzeczy , które się nie ziszczą. Ale posłuchać i pomarzyć jest przyjemnie… Powyższe skojarzenie nasunęło mi się na myśl w związku z aktualną sytuacją emerytów, którzy to od stycznia przyszłego roku mają łatać dziurawy budżet krajowy. Innej rezerwy rząd nie znalazł, uważając, że do łatania „łachmanu budżetowego” najlepiej nadają się skrawki od emerytów. Zresztą, niech wymierają, mniej ich będzie i spokój. Bo tylko kolejki po bezpłatny talerz zupy wydłużają i na statystykę krajową źle wpływają. A oszukać ich najłatwiej, bo są bezbronni i naiwni jak dzieci.
W skali całego kraju emerytów oszukano prawie dziewięć lat temu, kiedy to zabroniono pracującym otrzymywać emeryturę. Wielu ludzi z pracy się zwolniło i głodem zaczęło przymierać. Potem Sąd Konstytucyjny uznał taką decyzję za bezprawną. Pieniądze zdecydowano zwrócić. Niektórzy nawet część otrzymali. Ale większość po dziś dzień czeka. A niektórzy przenieśli się tam, gdzie na emeryturę czekać już nie trzeba.
I znów kolejna obiecanka dla emerytów, przy kolejnym ich ograbianiu: pieniądze pożyczone na okres kryzysu zostaną zwrócone. Bardzo logicznie, bo pożyczkę zwracać zawsze trzeba. Ale gdzie jest mowa o terminach zwrotu, o odsetkach? Najważniejsze — to obiecać. Niech się cieszą emeryci, że pieniądze im zwrócą i mają cel, by żyć, by doczekać czasu, kiedy ich dług zacznie być zwracany. Czy trzeba innego leku na długowieczność?