Więcej

    „Moje najbardziej pamiętne Wielkanoce”

    Czytaj również...

    Rozmowa z byłym więźniem łagrów stalinowskich, księdzem nestorem Antonim Dilysem


    „Nigdy nie trzeba tracić nadziei i opuszczać rąk” — mówi ks. Antoni Dilys Fot. Marian Paluszkiewicz

    Ksiądz nie tylko przeżył wiele zmian politycznych, gospodarczych jako człowiek, ale ma też bardzo bogate, bo ponad 60-letnie doświadczenie pracy kapłańskiej. I tyle w ciągu tych lat było Wielkanocy… Z pewnością bardzo radosnych, a może czasem też smutnych. Które z nich najbardziej księdzu utkwiły w pamięci?

    Chciałbym tu wymienić kilka moich najbardziej pamiętnych Wielkanocy. Pierwsze świadome święta wielkanocne były oczywiście w rodzicielskim domu w rodzimych Nowych Święcianach. Nasza rodzina, jak zwykło się mówić, zawsze była przy kościele, bo ojciec pracował zakrystianem. Kościółek był mały, a w święta ludzi zawsze dużo, to pamiętam, jak ojciec chodził z tzw. buławą, by utorować drogę, gdy szła procesja.

    Wówczas jeszcze nabożeństwa Wielkiego Czwartku, Wielkiego Piątku i Wielkiej Soboty były odprawiane tylko rano. Zmiany, jakie mamy dziś, zaszły dopiero po Soborze Watykańskim II. Święto Wielkanocy zaczynało się od momentu złożenia Pana Jezusa w Grobie, czyli w Wielki Piątek. W ciągu wszystkich tych dni przy urządzonym Grobie i wystawionym Przenajświętszym Sakramencie dzień i noc trwały dyżury, czyli adoracja. My, dzieci, klęczałyśmy parami po pół godziny, potem się pary zmieniały. Grobu pilnowała też straż, a byli to strażacy w mundurach. Adoracja trwała przez wszystkie dnie i noce, aż do rezurekcji w Niedzielę Wielkanocną.

    Po śniadaniu wielkanocnym zwykle odpoczywaliśmy w domu. Pierwszego dnia nie było zwyczaju ani przyjmowania gości, ani też chodzenia w gościnę.

    W sposób szczególny zapamiętały mi się nasze dziecięce zabawy w Wielkanoc. Ja przykrywałem się dużą chustą mamy i byłem niby ksiądz, syn organisty Czesław nosił trybularz (oczywiście bez kadzidła), mój brat Witold i siostra Anna — to procesja. I tak to sobie chodziliśmy, czasem przyłączały się dzieci sąsiadów. To rzeczywiście nam, dzieciom, była wielka frajda.

    To wesołe Wielkanoce, ale w życiu księdza były też smutne dni — zesłanie. Jak tam wyglądały święta?

    Owszem. Byłem sądzony na 25 lat. Potem, po śmierci Stalina, karę zmniejszono do 10, a w sumie odsiedziałem 7 lat w okolicach Karagandy i Workuty. Jak na więzienie, to pod względem świętowania, warunki nie były jeszcze najgorsze. W święta katolickie mogliśmy nie pracować, po prostu siedzieliśmy, a pracowali tylko prawosławni i — odwrotnie. Na Wielkanoc np. o świcie przychodził dyżurny i wołał: „Christos woskres!” Wszyscy wiedzieli, że jestem księdzem i muszę przyznać, że z tej racji nie traktowano mnie najgorzej i w święta nie pędzono do pracy. W obozie było jeszcze kilku księży, w tym troje Łotyszów, byli też unici.

    Przed świętem zawsze spowiadałem więźniów, odprawiałem też Mszę św. i dozorcy o tym wiedzieli, ale nie przeszkadzali zbytnio. W swoim baraku (było nas 30 osób) często też wczesnym rankiem lub nawet nocą wstawałem, budziłem kilku więźniów (wiedziałem, że tego chcą) i odprawiałem Mszę św. W wiezieniu w ciągu 7 lat odprawiłem tysiąc Mszy św. Na Wielkanoc najpierw odprawiałem Mszę św. w swoim baraku, po śniadaniu chodziłem do innych. Śniadanie było też trochę inne, bo rodziny przysyłały paczki. Mieliśmy nawet jajka, choć niemalowane.

    Do Mszy św. było jednak potrzebne wino, hostia i komunikanty. Jak z tym sobie ksiądz radził?

    Od razu niczego nie było. Potem siostra mnie przysyłała i hostię i komunikanty. Wina nie wolno było przysyłać, więc sami je robiliśmy z rodzynek. Zalewało się rodzynki na 24 godziny wodą, potem się dokładnie scedzało. Takie to było nasze więzienne wino. Jeśli chodzi o surowiec, z którego produkowano wino mszalne, całkiem nie odbiegał od recepty, bo robiono je z winogron, a rodzynki przecież to nic innego jak suszone winogrona.

    Pierwsze święta po powrocie z zesłania. Jakie one były i jak wyglądały?

    Po powrocie moją pierwszą parafią były Dziewieniszki. Parafia na pograniczu Białorusi. Tam księży prawie nie było i pamiętam, jak przed moją pierwszą Wielkanocą przyjechało bardzo dużo ludzi, szczególnie młodzieży z białoruskich wsi — Subotnik, Geronian i Konwaliszek. Spowiadałem wówczas przez cały dzień w sobotę i przez całą noc aż do niedzielnej Mszy św. rezurekcyjnej. Co godzinę wyskakiwałem tylko na kilka minut, by zimną wodą obmyć twarz i obiegałem dookoła kościoła, by nie zasnąć i móc wszystkich chętnych wyspowiadać. A że wszędzie było pełno jeszcze śniegu, to młodym ludziom dawałem za pokutę odczyścić kawałek ścieżki wokół kościoła, by rano procesja mogla przejść. I procesja była.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Były to bardzo ciężkie zarówno fizycznie, jak i psychicznie święta, ale były to też chyba najbardziej radosne dla mnie jako kapłana. Podobnie kiedyś cieszyłem się, choć padałem ze zmęczenia, gdy będąc proboszczem w kościele pw. św. Piotra i Pawła sam musiałem na Wielkanoc odprawić wszystkie nabożeństwa i procesje w obu językach (w każdym 3 Msze św.). Pomimo że czasem nie było łatwo, dzięki Opatrzności Bożej nie miałem większych przykrości i załamań w moim życiu kapłańskim i nie tylko kapłańskim.

    Jak z powyższego wynika, ksiądz zawsze był optymistą i nigdy nie tracił ducha. Jak to się księdzu udawało?

    Przede wszystkim nigdy nie traciłem nadziei, nie opuszczałem rąk — i w doli, i w niedoli. Zawsze i w każdej chwili wierzyłem w Opatrzność Bożą, Jego Miłość i Miłosierdzie oraz opiekę Matki Bożej. Nie jest to łatwe, ale jeśli będziemy zawsze z modlitwą na ustach i w sercu — jak najbardziej możliwe. Modlitwa jest tą twardą skałą, na której bez jakichkolwiek obaw powinniśmy budować swoje życie. Właśnie tego życzę wszystkim wiernym na nadchodzące święta Wielkanocy.


    Rozmawiała Julitta Tryk

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Echa Bożego Miłosierdzia w ludzkim wymiarze

    W minioną sobotę w Wileńskim Seminarium Duchownym w Kalwarii odbyła się międzynarodowa konferencja o Miłosierdziu Bożym. Prelegentami byli głównie księża i siostry zakonne z Litwy oraz Polski, których wykłady opierały się na wywodach Ojców Kościoła, jak też na własnych obserwacjach. Wiadomo,...

    W Wilnie międzynarodowa konferencja Apostolstwa Bożego Miłosierdzia

    Wciąż jeszcze trwa Rok Miłosierdzia Bożego. Z tej okazji odbywa się wiele świąt, uroczystości i konferencji. W dniach 17-18 września Wilno znowu rozkwitnie Miłosierdziem. W najbliższą sobotę, 17 września, odbędzie się w Wileńskim Seminarium Duchownym o godz. 10.00 międzynarodowa Konferencja...

    Modlitwa nad nieznanymi grobami zesłańców w rosyjskiej tajdze

    W minionym miesiącu litewsko-polska grupa zapaleńców wyjechała aż pod sam Ural w obwodzie permskim do wsi Galiaszyno, gdzie jeden z byłych zesłańców postanowił upamiętnić duże miejsce pochówku Polaków i Litwinów. Miejsc takich w Rosji jest dużo i wszystkich nie da...

    Ks. Damian Pukacki: Opus Dei drogą do świętości poprzez pracę

      Rozmowa z ks. Damianem Pukackim, duszpasterzem wspólnoty Opus Dei w Krakowie „Świętość składa się z heroizmów. Dlatego w pracy wymaga się od nas heroizmu, dobrego »wykończenia« zadań, które do nas należą, dzień po dniu” (św. Josemaría)   Czym jest Opus Dei, jak...