Więcej

    Klub Weteranów „Wilii” liczy 5 lat

    Czytaj również...

    Jakież by to było spotkanie wiliowców bez śpiewu. Radzą z tym doskonale też tancerze – weterani (od lewa) Teresa Vaišvilienė, Halina Kostecka, Jan i Zofia Kuncewiczowie Fot. Zbigniew Markowicz

    Jakże ten jubileusz był niepodobny do tych, w których w ciągu wielu lat pracy dziennikarskiej  uczestniczyłam. Może dlatego, że był to poniekąd też jubileusz mego zespołu, czyli „Wilii”. Zresztą podobne odczucie odniósł zapewne każdy, kto tego sobotniego popołudnia przyszedł do Domu Kultury Polskiej, gdzie Klub Weteranów „Wilii” obchodził swój jubileusz — 5 lat istnienia.

    Nie było tu sztywnych przemówień, nie było osób z urzędów. Byli natomiast wszyscy, kto tego dnia, kto w tej chwili chciał być razem. Tak, jak przed laty, kiedy się jednoczyli, kiedy przychodzili na próby, kiedy bawili się na zabawach sylwestrowych, kiedy chodzili na wycieczki.
    To nic, że skronie przyprószyła już siwizna, że ich sylwetki nieco się zmieniły. Pozostał nadal ten sam zapał, entuzjazm, którego wielu młodych może na pewno pozazdrościć.

    Gdy przed pięciu laty jeden z najstarszych polskich zespołów artystycznych na Wileńszczyźnie zaczął się szykować do swego półwiecza — weterani też się dołączyli. Zaczęli na próby regularnie przychodzić, bluzki i koszule szykować, by potem na scenie jednej z największych sal Wilna — „Siemens Arenie” wraz z aktualnymi członkami „Wili” wystąpić. Trzeba było ten występ widzieć. Trzeba było widzieć jak np. para taneczno -małżeńska Zosi i Janka Kuncewiczów na scenie tańczyła, jak solował Jan Skrobot, jak Franciszek Kowalewski zapomniał na ten dzień o nieco przyciężkawej już do tańca sylwetce.

    Poniosły mię wspomnienia i nie przypadkowo, bo przecież od tej chwili, od tego powrotu do lat młodości, od tych znów rozpoczętych prób nie chcieli się rozstać się znów na długie lata. Dlatego to wtedy Anna Przyszlak podała pomysł:”A może tak założymy Klub”.

    Pomysł się narodził, ale sądzę, że nie będzie w tym ani krzty przesady dziennikarskiej, jeżeli powiemy, że może Klub  by nie zaistniał i dziś swego pięciolecia nie obchodził, gdyby nie Janina Subocz-Lewczuk, na której to barki weterani „włożyli” prezesowanie. Energia pani Jasi jest wprost niespożyta. Jest tak pełna pomysłów, tak szybka w realizacji, że zdawać się może, że nie ma rzeczy, której by nie podołała.

    Bynajmniej nie przychodzi jej to tak łatwo. Ludzie jak to ludzie zajęci swymi codziennymi sprawami czasami obiecają, zapominają, nie przychodzą.

    Ale są tacy, co to na każdy zew się odezwą.

    A kiedy o nich mówimy, mamy na myśli Krystynę i Henryka Nausewiczów, Krystynę i Wiktora Gawerskich, Zofię i Jana Kuncewiczów Teresę Vaišvilienė, Krystynę Adamowicz, Wojciecha Piotrowicza i wielu, wielu innych.

    Od tych kobiet rozpoczął się i działa Klub Weteranów „Wilii” - od lewa Anna Przyszlak i Janina Subocz- Lewczuk Fot. Zbigniew Markowicz

    Jak mówi Janina Subocz, takich stałych i wiernych członków Klub Weteranów ma około 35. Teoretycznie jest ponad pięćdziesiąt.

    Utrzymują się ze skromnych składek członkowskich — 10 litów rocznie, a tego ma wystarczyć i na wyprawy po mieście, i na nieco dalsze wycieczki, i na wianki dla tych, co odeszli… Dlatego tak się cieszą z każdej nawet najmniejszej pomocy. A taką otrzymują od Związku Polaków na Litwie, „Macierzy Szkolnej”. W tym roku dołączył się Konsulat RP. Dlatego też już w najbliższym czasie udadzą się do Warszawy, poświęcając tę wyprawę Fryderykowi Chopinowi, którego rok jest obchodzony obecnie.

    A jak już mówić o spotkaniach comiesięcznych, to sami radzą bardzo zwykle i prosto — każdy przynosi co może — kanapki, kawę, cukierki itd.

    Nie ma tu spotkań przypadkowych, bo każde jest tematyczne. Ale jestem przekonana, że gdyby nawet tematu nie było zawczasu opracowanego, to jednak wieczór byłby udany, bo jak inaczej być może, jeżeli od początku wiliowcy mają swych poetów, poczynając od Leonarda Gogiela, Wojciecha Piotrowicza, których to okazyjne wiersze, ballady, no i historyczne Żale — pisane na byle okazje na melodie znanych piosenek ludowych wzbudzają salwę śmiechu wśród zebranych.

    Tak też było podczas wieczoru jubileuszowego, a dodać trzeba, że obecnie prym w tej dziedzinie wiedzie Irena Lipska, która potrafi przez swe humoreski, życie szare, codzienne ukazać w jasnych i dowcipnych barwach, wywołać uśmiech na twarzach zebranych.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Piękny uczuciowy wiersz zaprezentowała Krystyna Nausewicz, no i oczywiście sięgnięto po swą klasykę — twórczość Leonarda Gogiela i obecnego Wojciecha Piotrowicza.

    Jak przystało na taką chwilę — były wspomnienia, była historia „Wilii” od jej początków pokazana na ekranie poprzez zdjęcia staranie przechowywane, nie tylko w albumach osobistych, ale też kronice wiliowej.

    Były oczywiście wspomnienia. A jak już o nich zaczęłam, to przypomniał mi się fakt, że zespół „Wilia”  razem z Klubem Weteranów był jednym z pierwszych, który zainicjował wzięcie Karty Polaka, jako cały zespół. Potem taką praktykę zaczęły stosować inne organizacje.

    Przekazać klimat wieczoru nie sposób, trzeba samemu tam było być, spotkać się z tak ciekawymi ludźmi. Każdy wart osobnego artykułu.

    Chociażby Anna Przyszlak. Przyszła do zespołu w latach 60. Jak mówi, musiała do niego dorosnąć. Już w dzieciństwie marzyła, by uczęszczać do jedynego polskiego zespołu pieśni i tańca. Ala sama zapewne nie spodziewała się, że dzięki „Wilii” i męża pozna.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    A było to tak. W 1963 roku pojechała „Wilia” na występy do Lwowa. A w tym mieście miała spotkanie z artystami Polskiego Teatru, którym kierował Zbigniew Chrzanowski. Tam się i spotkali — wilnianka Ania i lwowiak Waldemar. Tak zaczęły krążyć listy między tymi miastami, a już w marcu 1964 roku pobrali się.
    Dla Kazimierza Lewandowskiego „Wilia” była i jest oraz pozostanie największą szkołą polskości, której on tak zawsze potrzebował. I którą tak się szczycił i szczyci. Przyszedł tu również w latach 60. jako dyplomowany technik budowlany. I chociaż w życiu też musiał zrobić przerwę na próby, to jednak jest zawsze wtedy, gdy „Wilia” dawna, czy aktualna jakąś datę obchodzi.

    Podobnie odczuwa prawie każdy, kto tu przychodzi. Są sobie nadal potrzebni. Tu zapominają o latach nie zawsze najłatwiejszych. Są tacy sami młodzi jak wtedy, kiedy się wpisali sercem do „Wilii”, a po latach swe członkostwo w Klubie Weteranów przypieczętowali.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Syty głodnego nie zrozumie

    Nierówność społeczna na Litwie kłuje w oczy. Na 10 proc. mieszkańców Litwy przypada zaledwie 2 proc. ogólnych dochodów, a na 10 proc. najbogatszych – 28 procent. Kraj nasz znalazł się w sytuacji krytycznej i paradoksalnej, i z każdym rokiem...

    Wzruszający wieczór poświęcony Świętu Niepodległości Polski

    Niecodziennym wydarzeniem w życiu kulturalnym Wilna był wieczór poświęcony Narodowemu Świętu Niepodległości, obchodzonemu corocznie 11 listopada dla upamiętnienia odzyskania po 123 latach przez Polskę niepodległości. Wieczór ten odbył się w Domu Kultury Polskiej w Wilnie. Mogą żałować ci, którzy w...

    Superodważni i uczciwi

    Trudno doprawdy zrozumieć człowieka, który cztery lata widzi niegospodarność, szafowanie pieniędzmi, skorumpowane stosunki między kolegami, widzi... i nic nie robi. Na nic się nie skarży, nie narzeka. Aż dopiero teraz, kiedy z tej „niewoli” się wydostał (a dokładnie wyborcy...

    Zamiast zniczy — piękna obietnica

    Minęły święta, a wraz z nimi cmentarze zajaśniały tysiącem migocących światełek naszej pamięci o tych, co odeszli, co byli dla nas tak bliscy. W przededniu Dnia Wszystkich Świętych Remigijus Šimašius, gospodarz Wilna wraz z liczną świtą urzędników, pracowników odpowiedzialnych za...