Więcej

    Litewsko-białoruska partia rozgrywana według Łukaszenki

    Czytaj również...

    Po latach stagnacji premier Andrius Kubilius najbardziej intensywnie spotyka się ze swoim białoruskim kolegą Siarhiejam Sidorskim Fot. Marian Paluszkiewicz

    Realizując w obecnym stylu kontakty z oficjalnym Mińskiem, litewskie władze wspierają reżim Łukaszenki i robią niedźwiedzią przysługę białoruskiej opozycji demokratycznej. Co gorsza, dzieje się to przed zbliżającymi się na Białorusi wyborami prezydenckimi. Dają one białoruskiej opozycji szansę na zwycięstwo, lecz dzięki, między innymi, postawie litewskich władz wybory te mogą skończyć się kolejną kadencją białoruskiego dyktatora.

    Taką opinię podzielają zarówno przedstawiciele białoruskiej opozycji oraz litewskich organizacji obrony praw człowieka, ale też politycy, również ci, z koalicji rządzącej. Zachowanie litewskiego rządu wobec oficjalnego Mińska uważają oni za błędną i nieprzemyślaną politykę. Zaznaczają też brak konsekwentnej postawy wobec reżimu Łukaszenki. Zdaniem obserwatorów, obecne zapraszanie białoruskiego dyktatora do Wilna i szerokie kontakty litewskich władz z oficjalnym Mińskiem wobec sytuacji sprzed lat, kiedy polityków piętnowano za jakiekolwiek kontakty z przedstawicielami aparatu Łukaszenki, czy kontrolowanego przez niego parlamentu, wyraźnie pokazuje brak przemyślanej i jednakowej polityki Litwy wobec białoruskiego reżimu.

    Należy tu wspomnieć o krytyce, jaka jesienią 2003 r. spadła na ówczesnych posłów lewicy Broniusa Bradauskasa, Vytautasa Einorisa, Vydasa Baravykasa i Vladimirasa Orechovasa, którzy udali się na Białoruś, gdzie spotkali się, między innymi, z przedstawicielami prołukaszenkowskiej Rady Najwyższej. Ochrzczeni „czterema komunarami” i napiętnowani zarówno przez ówczesną opozycję prawicową, jak też rządzącą centro lewicę posłowie musieli słono tłumaczyć się ze swoich białoruskich kontaktów. Prawicowa opozycja oskarżała posłów o zdradę stanu i żądała nawet pozbawienia posłów mandatów poselskich.
    „Jako przewodnicząca grupy parlamentarnej do łączności z przedstawicielami XIII Rady Najwyższe Republiki Białoruś i siłami demokratycznymi apeluję o odcięcie się w imieniu Sejmu od tego wyjazdu kilku osób, żeby nie pozostawało dwuznacznych tłumaczeń odnośnie do oficjalności tej wizyty, pozbawiając tym samym reżim Łukaszenki możliwości wykorzystania tej wizyty na potrzeby swojej propagandy” — apelowała wtedy do przewodniczącego parlamentu dzisiejsza minister obrony, posłanka Rasa Juknevičienė.

    Dziś minister Juknevičienė, ale też jej koledzy — minister transportu i komunikacji, Eligijus Masiulis i minister oświaty i nauki, Gintaras Steponavičius, ówcześni krytycy „czterech komunarów” — nie odreagowują w podobny sposób na relacje polityczne z reżimem Łukaszenki, które realizuje premier Andrius Kubilius.

    Nazywany ostatnim dyktatorem Europy białoruski prezydent Aleksander Łukaszenko od roku jest oczekiwanym i mile witanym gościem w WilnieFot. Marian Paluszkiewicz

    — Cóż, cieszy to, że konserwatyści i nasi krytycy poszli wreszcie po rozum do głowy. Niech później, ale lepiej niż wcale. Toteż pozytywnie oceniam chęci premiera w kierunku normalizacji stosunków z naszym sąsiadem. Zawsze o tym byłem przekonany, zarówno wtedy, gdy omal nie nazywano nas przestępcami za wizytę na Białoruś, jak i, teraz kiedy premier i koalicja rządząca idą w nasze ślady w relacjach z Białorusią. Zrozumiała to Unia i, wydaje się, rozumie to też obecny nasz rząd — mówi „Kurierowi” poseł Bronius Bradauskas, który również jest członkiem grupy parlamentarnej „Za Białoruś demokratyczną”.

    — Te kontakty niewątpliwie działają raczej na korzyść reżimu — mówi z kolei w rozmowie z „Kurierem” konserwatywny poseł Mantas Adomėnas z grupy parlamentarnej „Za Białoruś demokratyczną”. Poseł przypomina o wyjątkowych zdolnościach piarowskich białoruskiego dyktatora i nie wątpi, że również kontakty z litewskimi władzami Łukaszenko umiejętnie wykorzysta propagandowo w zbliżającej się kampanii prezydenckiej.

    — Przypomnijmy pierwszą wizytę Łukaszenki w Wilnie, którą on propagandowo absolutnie wykorzystał na umocnienie swojej pozycji wewnątrz kraju — mówi poseł i dodaje, że ani Litwa, a tym bardziej demokratyczne siły na Białorusi z tej wizyty nie miały prawie nic.

    — Możemy tworzyć i nazywać grupy „Za Białoruś demokratyczną”, czy jakkolwiek podobnie, ale nie zmienia to wyboru narodu białoruskiego i ten wybór musimy uszanować. Właśnie w wyniku tego wyboru usytuowała się obecna władza, a nie w wyniku jakiegoś zamachu stanu. Nie możemy więc negować tej władzy, bo negowalibyśmy wybór białoruskiego społeczeństwa — uważa poseł Bradauskas.

    Tymczasem poseł Adomėnas mówi o wielopoziomowości relacji i zaznacza, że obecnie rozwój relacji gospodarczych i politycznych na oficjalnym poziomie odbywa się kosztem relacji niższego szczebla, czy zwyczajnie relacji międzyludzkich.

    Właśnie tematy gospodarcze i polityczne zdominowały ostatnio litewsko-białoruskie kontakty, w których dominują kwestie wspólnej budowy gazoportu w Kłajpedzie, dostaw surowca ropy dla Białorusi przez litewski terminal naftowy, budowa przez Białoruś elektrowni atomowej na pograniczu z Litwą oraz inwestycje litewskie na Białorusi. Te tematy zdominowały również nieoficjalne spotkanie premiera Andriusa Kubiliusa z białoruskim kolegą. Litewski premier spotkał się z Siarhiejam Sidorskim we wtorek w Nieświeżu, dokąd Kubilius z żoną oraz kolegami z rządu i Sejmu zawitał w ramach spędzanego na Białorusi urlopu. Znamiennym jest fakt, że gdy premierzy Litwy i Białorusi rozmawiali o współpracy gospodarczej, w tym samym czasie białoruska milicja dosłownie wlokła ulicami zatrzymanych opozycjonistów, którzy chcieli zwyczajnie złożyć kwiaty przed pomnikami wybitnych białoruskich działaczy, ponieważ w dniu spotkania premierów, demokratyczne siły Białorusi obchodziły 20. rocznicę proklamowania przez Radę Najwyższą niepodległości kraju. W tym dniu aresztowania przedstawicieli opozycji miały miejsce nie tylko w Mińsku, lecz również w innych miastach kraju.

    Trudno na razie odpowiedzieć, czy spotkanie w tym dniu premiera jednego z krajów Unii Europejskiej z premierem reżimowego rządu nie zostanie odebrane przez białoruskie społeczeństwo, jako przyzwolenie Zachodu na represje reżimu. Pewne natomiast jest, że ten fakt Łukaszenko może wykorzystać do swoich politycznych celów doraźnych, podobnie jak dotychczas wykorzystuje do tych celów nie tylko Litwę, ale też inne kraje ościenne oraz Unię Europejską. Prowadzona przez nią polityka wobec Białorusi „coś za coś” zakładała stopniowe odmrażanie relacji politycznych i gospodarczych z oficjalnym Mińskiem w zamian za demokratyzację kraju, wypuszczenie między innymi więźniów politycznych, zniesienie ograniczeń w zakresie praw człowieka oraz wolności mediów. W obliczu narastających represji wobec opozycji oraz wprowadzeniu kolejnych ograniczeń wyhamowujących proces demokratyzacji, jak, na przykład, wprowadzenie do kodeksu karnego sławetnego artykułu 193.1 oraz objęcie kontrolą Internetu, pokazują, że unijną politykę „coś za coś” Łukaszenko umiejętnie przekształcił w politykę „coś za nic”. Dzięki temu reżim Łukaszenki może korzystać nie tylko politycznie z ocieplenia relacji z Zachodem, ale też mieć wymierne korzyści ekonomiczne w postaci inwestycji i kredytów. Dla Mińska jest to szczególnie ważne wobec obecnych napięć w relacjach z Rosją.

    — Jest to bardzo ważna sprawa, bo niezależność Białorusi zawsze pozostaje warunkiem imperatywnym, dlatego zachodzi potrzeba politycznego i gospodarczego wspierania Białorusi. Jest to wyraźne w naszych relacjach i należy to wspierać. Ubolewać jedynie możemy, że równolegle nie pokładamy tyleż wysiłku w procesie demokratyzacji tego kraju — mówi poseł Adomėnas i zauważa, że wobec tego nie należy oczekiwać, że zbliżające się wybory prezydenckie będą początkiem tej demokratyzacji.

    — Dla podtrzymania ducha romantyzmu mogę oczekiwać, że najbliższe wybory wygra którykolwiek kandydat opozycji, lecz w rzeczywistości nie wierzę, że opozycji to uda się. Przesłanek ku temu jest wiele. Przede wszystkim warunki, w których działa opozycja oraz jej słabość. Poza tym nie należy lekceważyć też autentycznego poparcia dla Łukaszenki, abstrahując oczywiście fakt, skąd to poparcie bierze się — ocenia poseł Adomėnas i dodaje, że takie spotkania jak ostatnie Kubiliusa z białoruskim kolegą, wcale tego poparcia nie pomniejsza, lecz zwiększa.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Również poseł Bronius Bradauskas ocenia, że zbliżające się wybory prezydenckie nie zmienią białoruskiej sceny politycznej, na której w roli głównej nadal pozostanie Aleksander Łukaszenko, zaś europejscy liderzy będą odrywali role drugoplanowe i epizodyczne.

    — Nie ma on mocnej opozycji, a poparcie wciąż ma silne. Bo jeśli opozycja koncentruje się głównie w Mińsku, to jednak cała wieś i miasteczka prowincjonalne wyraźnie popierają obecnego prezydenta — wyjaśnia nam poseł Bradauskas.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    220. rocznica III rozbioru Rzeczypospolitej Obojga Narodów

    Dokładnie 220 lat temu z mapy Europy, w jej samym centrum, zniknął unikalny organizm państwowy, który na parę lat przed jego unicestwieniem zdążył jeszcze wydać na świat pierwszą na kontynencie konstytucję. Na jej podstawie miało powstać współczesne, demokratyczne na...

    Kto zepsuł, a kto naprawi?

    Przysłowie ludowe mówi, że „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. I tak zazwyczaj w życiu bywa. W polityce też. Po zakończeniu maratonu wyborczego w Polsce nasz minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius wybiera się do Warszawy. Będzie szukał kontaktów z...

    Oskubać siebie

    Będący już na finiszu przetarg na bojowe maszyny piechoty został raptem przesunięty, bo Ministerstwo Ochrony Kraju tłumaczy, że otrzymało nowe oferty bardzo atrakcyjne cenowo i merytorycznie. Do przetargu dołączyli Amerykanie i Polacy. Okazało się, co prawda, że ani jedni,...

    Odżywa widmo atomowej elektrowni

    Niektórzy politycy z ugrupowań rządzących, ale też część z partii opozycyjnych, odgrzewają ideę budowy nowej elektrowni atomowej. Jej projekt, uzgodniony wcześniej z tzw. inwestorem strategicznych — koncernem Hitachi — został zamrożony po referendum 2012 roku. Prawie 65 proc. uczestniczących w...