Więcej

    Złote Gody Anny i Pawła Klimaszewskich

    Czytaj również...

    31 lipca, w kościele pw. św. Jerzego w podwileńskich Bujwidzach po południu zadzwonią kościelne dzwony, żeby przywołać wiernych na Mszę św., która dla Anny i Pawła Klimaszewskich oraz ich dzieci i wnuków będzie szczególną.

    Przed 50 laty przysięgli sobie wierność… Fot. archiwum

    Anna i Paweł staną bowiem przed ołtarzem, by w obliczu Boga Najwyższego po 50 latach wspólnego pożycia małżeńskiego odnowić przysięgę małżeńską. Najpierw, by podziękować za wspólnie przeżyte lata, za pięcioro udanych dzieci, siedmioro wnucząt, za ten kłos zboża co w polu wyrósł i chlebem powszednim ich karmił, za słońce i deszcz z nieba, co plonom sprzyjały. Staną tu, by za wszystko, wszystko, nawet za te najtrudniejsze chwile swego życia podziękować, poprosić o dalsze błogosławieństwo i raz jeszcze przyrzec sobie miłość, wierność i wsparcie w każdej chwili życia.

    Ludzie często mówią, że życie przeżyć, to nie miedzę przejść. Nacechowane ono bowiem bywa i wieloma radościami, i wieloma smutkami, ciężką pracą i zmaganiem się o byt życia codziennego i chyba nikomu nie bywa ono różami usłane, ale jeśli nawet, to róże też mają kolce.

    Anna, z domu Sławińska i Paweł Klimaszewski oboje pochodzą z tak zwanych bujwidzkich stron, od dziecka chodzili do tego samego kościoła, tam też poznali się. Ania miała lat 15, może 16 lat, a Paweł był o siedem lat starszy, gdy tak pomiędzy odmawianymi w kościele „Zdrowaśkami” zaczęli się sobie wzajemnie przyglądać. Przyglądać się uważnie i z miłością. Gdy Anna ukończyła 18 lat, stanęli z Pawłem na ślubnym kobiercu, by przysięgnąć sobie dozgonną miłość i wierność małżeńską na dobre i na złe.

    … i wierności tej rzetelnie dochowali Fot. archiwum

    Złego na szczęście niewiele było, bo dobry Bóg od początku im błogosławił. Lekko nie było. Najpierw zamieszkali w domu rodziców Pawła i oboje w owym czasie pracowali w kołchozie. Po paru latach kupili własny domek w pobliskich Świetnikach, gdzie do dziś żyją. A że byli pracowici, zawsze i wszędzie kroczyli z Bogiem i w imię Boga, Najwyższy obdarzył ich piątką dzieci (2 synów i 3 córki).

    — Nie były to lekkie czasy i nie zawsze można było pójść do kościoła, ale codzienne modlitwa w domu była podstawą. Po kryjomu i wieczorami chodziliśmy też na katechezy. To właśnie dzięki rodzicom przetrwaliśmy w tradycji religii i polskości — wspomina najstarszy syn, aktualny dyrektor szkoły w Mościszkach Waldemar Klimaszewski.

    Prócz pracy w kołchozie pani Anna i pan Paweł mieli też ogrody, małe gospodarstwo, a pani Anna na dodatek była bardzo dobrą krawcową i szyła w domu. Ponieważ oboje pochodzili z licznych rodzin, a do krawcowej stale przychodzili jacyś klienci, dom państwa Klimaszewskich bardzo często był pełen ludzi, a jak ludzi, to i radości. Państwo Klimaszewscy zawsze hołdowali i do dziś hołdują zasadzie: Gość w dom, Bóg w dom. Wesoło tu było w każde święto, bo pan Paweł ładnie grał na skrzypcach, a więc często grywał i śpiewał nie tylko na weselach, ale i w domu, i to nie tylko przy jakiejkolwiek okazji, ale niekiedy ot tak dla siebie, rodziny, czy sąsiadów.

    Pomimo że sami nie posiadali wykształcenia, starali się, by otrzymały je dzieci. Cała piątka zdobyła wyższe wykształcenie i wszyscy pedagogiczne. Pan Waldemar jest dyrektorem szkoły w Mościszkach, siostra Wiesława kieruje szkołą w Bezdanach, Edyta w tej samej szkole jest polonistką, Lilianna jest matematykiem-informatykiem w wileńskiej szkole im. Lelewela i tylko brat Jarosław pracuje w innej dziedzinie. Aktualnie studiuje muzykę w Wileńskim Uniwersytecie Pedagogicznym także wnuk Robert, który już teraz organistuje w kościele w Balingródku. Na gitarze pięknie gra także wnuk Tomek.

    W rodzinie Anny i Pawła Klimaszewskich „krótko” trzymano dzieci, ale pasa żadne nie zaznało. Ojciec za jakiekolwiek naruszenie zawsze wymyślał jakieś kary: nie puszczał do kolegów, koleżanek, na dyskotekę, obcinał kieszonkowe itp. Matka zawsze operowała przykładami z życia, mówiąc: Czy chcesz być taki jak ten lub tamten chuligan, czy pijak? I to najlepiej skutkowało. Bo wiadomo, dzieci jak to dzieci, aniołkami nie zawsze były.

    Dziś, pomimo pięknego wieku, państwo Klimaszewscy nie tylko cieszą się dość dobrym zdrowiem, dziećmi, wnukami, ale prowadzą jeszcze własne, 4 hektarowe gospodarstwo i mają tak zwane małe własne „zoo”: konika, krówkę, hodują prosięta, kurki. A jakaż to „radocha”, gdy wszyscy zjadą się do dziadków. Babcia z własnymi świeżymi jagódkami i owocami wita wnuków, jajecznicę na boczku własnej produkcji usmaży, własnej roboty wędliną i kiełbasą uczęstuje, ciepłego mleczka „wprost od krówki” kubek naleje. Dziadek konia na łąkę wyprowadzi i wnukom przeróżne historie o swoim koniku opowiada. Dziś już coraz mniej dzieci ma możliwość na żywo i z prawdziwego zdarzenia spotkać się ze zwierzętami domowymi. Większość zna ich tylko z telewizji lub obrazków.

    Ale skoro jest gospodarstwo, trzeba przy nim pracować. Samego siana na zimę ile trzeba nakosić.

    — Z tym nie ma kłopotu, bo jak się wszyscy zjadą, to robota aż się kurzy i w ciągu jednego dnia jest porządek. Do sprzeczki dochodzi czasem jedynie wówczas, który pierwszy z wnuków na pełnym wozie siana pojedzie i wówczas spór rozstrzyga zawsze dziadek, bo do dziś wszystko mocno trzyma w swoim ręku — wyznaje pan Waldemar.

    Złote Gody, pięknie to brzmi i nie każdemu dane tej radosnej chwili doczekać. I choć droga do Złotych Godów nie zawsze bywa złotymi nićmi utkana, to państwo Anna i Paweł Klimaszewscy nie tylko mieli szczęście tych lat doczekać, ale i cieszyć się swoją dużą, porządną i kochającą ich rodziną. Na dziś dzieci i wnukowie w rodzinnym domu rodziców przygotowali im wspaniałe przyjęcie. Pani Anna i pan Paweł będą tu tylko gośćmi, a tych nie zabraknie. Zaproszeni są nawet ci, co 50 lat temu bawili się na ich weselu.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Tak jak w Biblii jest powiedziane, że sprawiedliwych i bojących się Boga Pan obdarzy licznym potomstwem, tak też jest w przypadku państwa Klimaszewskich. Za swój trud, pracę, wierność sobie i Kościołowi już dziś zostali sowicie wynagrodzeni zarówno przez niebo, jak też przez los i najbliższych. Niech nadal zdrowie, szczęście i dobra passa im sprzyja, a niebiosa pełnią nad nimi i całą ich rodziną swoją pieczę.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Syty głodnego nie zrozumie

    Nierówność społeczna na Litwie kłuje w oczy. Na 10 proc. mieszkańców Litwy przypada zaledwie 2 proc. ogólnych dochodów, a na 10 proc. najbogatszych – 28 procent. Kraj nasz znalazł się w sytuacji krytycznej i paradoksalnej, i z każdym rokiem...

    Wzruszający wieczór poświęcony Świętu Niepodległości Polski

    Niecodziennym wydarzeniem w życiu kulturalnym Wilna był wieczór poświęcony Narodowemu Świętu Niepodległości, obchodzonemu corocznie 11 listopada dla upamiętnienia odzyskania po 123 latach przez Polskę niepodległości. Wieczór ten odbył się w Domu Kultury Polskiej w Wilnie. Mogą żałować ci, którzy w...

    Superodważni i uczciwi

    Trudno doprawdy zrozumieć człowieka, który cztery lata widzi niegospodarność, szafowanie pieniędzmi, skorumpowane stosunki między kolegami, widzi... i nic nie robi. Na nic się nie skarży, nie narzeka. Aż dopiero teraz, kiedy z tej „niewoli” się wydostał (a dokładnie wyborcy...

    Zamiast zniczy — piękna obietnica

    Minęły święta, a wraz z nimi cmentarze zajaśniały tysiącem migocących światełek naszej pamięci o tych, co odeszli, co byli dla nas tak bliscy. W przededniu Dnia Wszystkich Świętych Remigijus Šimašius, gospodarz Wilna wraz z liczną świtą urzędników, pracowników odpowiedzialnych za...