Więcej

    Estonia ma nowy pieniądz

    Czytaj również...

    Po nowym roku, po raz kolejny w burzliwej historii kraju, Estończycy obudzili się w kolejnym, nowym państwie — w gronie krajów należących do strefy euro.

    Od 1 stycznia Estonia bowiem wymieniła swoją koronę na wspólną walutę europejską — euro, wobec czego stała się z kolei 17. krajem należącym do strefy wspólnej waluty, a zarazem najmniejszym i najbiedniejszym państwem strefy.

    Jak donoszą agendy rządowe Estonii, przejście na euro przeszło bez zakłóceń zarówno w systemie rozliczeń bankowych, jak też rozliczeń gotówkowych. Chociaż estońska korona będzie jeszcze obowiązywała do końca lutego, mieszkańcy i goście estońskiej stolicy — Tallina, już od pierwszych minut nowego roku mogli wymienić korony na euro w specjalnym bankomacie zainstalowanym przy Teatrze Opery w centrum miasta. Jednymi z pierwszych klientów tego bankomatu byli premierzy Estonii, Łotwy i Litwy — Andrus Aspin, Valdis Domrovskis i Andrius Kubilius, którzy wspólnie powitali Nowy Rok w estońskiej stolicy. Premierzy chóralnie i propagandowo wyjęli z bankomatu euro i entuzjastycznie pomachali wspólną walutą przed rzeszą reporterów oraz kilkutysięcznym tłumem tallińczyków, którzy spotykali Rok Królika u stóp baszty Paks Margareeta, czyli Grubej Małgorzaty — XVI-wiecznego symbolu samego Tallina i całej Estonii. Entuzjazm premierów byłych bałtyckich tygrysów nie pomniejszyły nawet pozdrowienia laureata nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Paula Krugmana, złożone Estonii na 40 minut przed wejściem do strefy euro.

    „Gratuluję Estonii, a zarazem jej współczuję” — napisał na swoim blogu znany ekonomista. Zdaniem Krugmana, chociaż przystąpienie Estonii do strefy euro jest pozytywnym czynnikiem, niemniej nastąpiło to w najbardziej nieodpowiednim momencie, a wszystko za sprawą poważnych kłopotów finansowych zarówno w strefie euro, jak też kłopotów gospodarczych samej Estonii, która w ubiegłym roku odnotowała kilkunastoprocentowy spadek PKB. I chociaż Estonia wychodzi z recesji najszybciej spośród unijnych outsiderów, to jednak, jak prognozuje Krugman, przez kilka następnych lat kraj ten będzie odczuwał poważne kłopoty finansowe i gospodarcze, zaś zobowiązania, jakie nakłada na Estończyków przynależność do „ekskluzywnego” klubu euro, nie będą sprzyjały szybszemu i sprawniejszemu uporaniu się z problemami. Estonia i nadal będzie więc nie tylko najmniejszym, ale też najbiedniejszym członkiem tego klubu.

    Tymczasem władze Estonii nie tracą optymizmu. Minister Finansów tego kraju, Jurgen Ligi, powiedział, między innymi, że Estonia przystąpiła do strefy euro nie po to, żeby być najbiedniejszym jej członkiem oraz, że kraj jego będzie dla innych świecił przykładem wzorowej dyscypliny fiskalnej.

    „Weszliśmy do strefy euro bynajmniej nie po to, żeby być tam najbiedniejszym krajem. Odwrotnie, już dziś jesteśmy wśród elity krajów członkowskich strefy euro, bowiem mamy jeden z najbardziej znaczących wkładów w politykę finansową strefy oraz absolutnie nowe podejście do spraw tej polityki, jakim mogą wykazać się jeszcze najwyżej 3-4 kraje strefy” — cytuje estońskiego ministra finansów portal DELFI.EE.

    Optymizm swojego ministra nie podzielają jednak rzesze zwykłych Estończyków, dla których wejście do strefy euro to nie tyle obecność w elitarnym klubie, co większe wyrzeczenie się na rzecz tego klubu, który ma zresztą nieokreśloną perspektywę. Niektórzy eksperci prognozują bowiem koniec wspólnej waluty jeśli nie w tym roku, to na pewno w tej dekadzie. Dlatego Estończyków powitały w nowym roku plakaty przeciwników wprowadzenia euro, które pojawiły się w sylwestrową noc na billboardach Tallina. „Estonio! Witaj na Titanicu” — krzyczały hasła z plakatów przedstawiające tonący parostatek, na kominach którego widnieją nazwy Grecji, Hiszpanii, Portugalii i Irlandii — krajów-bankrutów strefy wspólnej waluty.

    W odpowiedzi na ten sarkazm przeciwników euro władze Estonii zapowiadają, że nie tylko będą wzorowym członkiem strefy wspólnego pieniądza, ale też pomogą finansowo krajom znajdującym się w tarapatach finansowych. Rząd Aspina obliczył, że na wsparcie krajów-bankrutów strefy euro Estonia może przeznaczyć 130 mln euro.

    Tymczasem obywatele kraju obliczają, ile stracą na wprowadzeniu euro i nie tylko z powodu wsparcia nierzetelnych „klubowiczów”. Jak bowiem podają estońskie media, ceny w supermarketach Stockmanna w Tallinie prawie nie różnią się od cen Stockmanna w stolicy jednego z najbogatszych krajów strefy euro — Finlandii. Jak wynika z ustaleń, koszyczek podstawowych produktów kupionych w tallińskim supermarkecie jest zaledwie o około 2 euro tańszy niż ten sam koszyczek produktów kupionych w helsińskim supermarkecie. Jak się okazało, głównie papierosy i alkohol są jeszcze tańsze w Estonii, zaś reszta produktów znacząco, albo niewiele więcej kosztuje w Estonii. Nawet krajowe estońskie ogórki są droższe od krajowych fińskich ogórków, mimo że, na przykład, koszta siły roboczej w Finlandii są o wiele wyższe niż w Estonii.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    220. rocznica III rozbioru Rzeczypospolitej Obojga Narodów

    Dokładnie 220 lat temu z mapy Europy, w jej samym centrum, zniknął unikalny organizm państwowy, który na parę lat przed jego unicestwieniem zdążył jeszcze wydać na świat pierwszą na kontynencie konstytucję. Na jej podstawie miało powstać współczesne, demokratyczne na...

    Kto zepsuł, a kto naprawi?

    Przysłowie ludowe mówi, że „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. I tak zazwyczaj w życiu bywa. W polityce też. Po zakończeniu maratonu wyborczego w Polsce nasz minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius wybiera się do Warszawy. Będzie szukał kontaktów z...

    Oskubać siebie

    Będący już na finiszu przetarg na bojowe maszyny piechoty został raptem przesunięty, bo Ministerstwo Ochrony Kraju tłumaczy, że otrzymało nowe oferty bardzo atrakcyjne cenowo i merytorycznie. Do przetargu dołączyli Amerykanie i Polacy. Okazało się, co prawda, że ani jedni,...

    Odżywa widmo atomowej elektrowni

    Niektórzy politycy z ugrupowań rządzących, ale też część z partii opozycyjnych, odgrzewają ideę budowy nowej elektrowni atomowej. Jej projekt, uzgodniony wcześniej z tzw. inwestorem strategicznych — koncernem Hitachi — został zamrożony po referendum 2012 roku. Prawie 65 proc. uczestniczących w...