Więcej

    Siedmiokrotną miłością swoich synów otoczona

    Czytaj również...

    Synowie dla pani Eugenii zawsze byli oporą i dumą Fot. archiwum rodzinne

    Blaski dwóch odznaczeń „Matka-bohaterka” z czasów radzieckich, czy też medalu „Za zasługi dla Litwy”, otrzymanego kilka dni temu z rąk prezydent Dali Grybauskaitė, bledną przy siedmiokrotnej synowskiej miłości, która dla Eugenii Kisiel z rejonu solecznickiego, w Dniu Matki — jest najświętszym prezentem i największym podziękowaniem za Jej serce i troski.

    Wiktor, Henryk, Czesław, Stanisław, Wacław, Józef i Jan — to są imiona siedmiu synów Eugenii Kisiel, która — wraz z mężem Henrykiem — zawsze żyła swoimi dziećmi, dla dzieci i z dziećmi. Wszystko, co w życiu robiła, było poświęcone im, synom, którzy zawsze byli jej dumą, radością i największym skarbem świata. W najtrudniejsze chwile była gotowa nawet wymyślić szczęście, aby je dać swoim synom…

    Jak przyznała, życie od dzieciństwa ją mocno doświadczało, jednak zamiłowanie do pracy i gorąca wiara zawsze pomagały podnieść się z kolan i iść dalej. Za czasów sowieckich pani Eugenia otrzymała dwa odznaczenia „Matka-bohaterka”.

    W środę medal „Za zasługi dla Litwy” wręczyła jej sama prezydent Dalia Grybauskaitė. Jednak, jak powiedziała pani Eugenia, nie czuje się bohaterką, a za wychowanie synów największym dla niej wyrazem wdzięczności jest ich siedmiokrotna miłość.

    Jak przez wiele lat, tradycyjnie w majowe święto – Dzień Matki – w rodzinnym domu, aby „złożyć życzenia mamusi”, gromadzi się cała rodzina… W tym dniu, jak i we wszystkie inne dni roku, synowie Eugenii są wdzięczni za każdy kęs chleba dzielony na siedmiu, za miłość, którą otrzymują zawsze po równo, za zamiłowanie do pracy, wyrozumiałość, troski i duże serce, w którym dla każdego było i jest miejsce.

    Tego dnia dorośli synowie czują się jak dzieci, które dawniej rysowały laurki i po drodze zbierały kwiaty, spiesząc je ofiarować mamie. Dzisiaj pragną przeprosić za nieprzespane noce, zszarpane nerwy, mniejsze lub większe smutki, podziękować za przekonanie, że najcenniejszym skarbem jest własne dziecko oraz przyznać się w miłości, o której zabiegani tak rzadko wspominają.

    — I zawsze tak było. Dzieci nigdy nie zapomniały żadnego mojego święta, nie przegapiły okazji złożyć życzeń czy podziękować. Chociaż łatwo nie było, ponieważ wszyscy musieliśmy ciężko pracować, dzisiaj jestem dumna z każdego – z łezką w oku o swoich „siedmiu dzieciakach”, chociaż dzisiaj są to dorośli mężczyźni, jednak nadal czule, mówi Eugenia.

    Eugenia i Henryk często wspomnieniami wracają do dawnych lat... Fot. Marian Paluszkiewicz

    Pani Eugenia skromnie opowiada o sobie, a jej twarz promienieje niezwykłym blaskiem, kiedy rozmowa toczy się na temat jej dzieci i wnucząt, których na razie ma tylko trzech.

    Urodziła się w roku 1949, rosła i zakładając rodzinę, puściła korzenie we wsi Kamionka w rejonie solecznickim. Była najstarszym dzieckiem, dlatego aby pomóc rodzicom w utrzymaniu domu (w którym oprócz jej rosło jeszcze dwoje młodszych rodzeństwa) po skończeniu ośmiu klas w miejscowej szkole poszła pracować.

    — Były to czasy trudne. Pamiętam, jak z ojcem pieszo szliśmy do Turgiel na przystanek, skąd autobusem jechaliśmy do Wilna, pod Halę sprzedawać jajka hodowanych przez nas kur. Za otrzymane pieniądze mogliśmy kupić mąkę czy też kasze. Rodzice byli starzy. Mama urodzona w 1914, tata — 1904 roku. Musiałam opiekować się młodszą siostrą i bratem. Wtedy już życie hartowało i doświadczało. Uczyło poświęcenia się, odpowiedzialności, zamiłowania do pracy i cierpliwości – wspomina pani Eugenia.

    Tak mijały lata… Aż pewnego razu pracując w kołchozie, 23-letnia Eugenia zauważyła Henryka. Oboje rośli w pobliskich wsiach i nieraz widywali się na tańcach, jednak miłość, jak podkreślają, zrodziła się podczas prac rolnych.

    — Umarła mi matka, za rok — ojciec. Gospodarstwo było duże i potrzebowałem pomocy, a więc w szybkim czasie wzięliśmy ślub  –  mówi z uśmiechem Henryk, mąż Eugenii.

    Nie było wesela z muzykantami i zabawą do samego rana, ponieważ nie wypadało tego robić po utracie bliskich osób, w tym zmarłego brata Eugenii. Nie można było radości pogodzić z bólem. Młoda para ślub wzięła i przysięgę „być razem aż do śmierci” złożyła w kościele pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Kamionce. I tak połączeni przysięgą przeżyli już 39 wspólnych lat…

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    W roku 1974 urodził się ich najstarszy syn — Wiktor. Dzisiaj już dorosły mężczyzna wraz z żoną wychowuje trójkę dzieci. Po kolejnych dwóch latach urodził się Henryk, potem co dwa lata na świat przyszli Czesław i Stanisław. A po roku – Wacław. Później 7-letnia przerwa i na świat zapukał Józef. Po roku — najmłodszy syn Jan. Wiktor i Henryk mają swoje rodziny i mieszkają osobno. Pozostała piątka synów nadal pilnuje kątów rodzinnego domu.

    O swoich synach kobieta mówi tylko dobrze i nie dlatego, że sama odpowiada za ich wychowanie. Po prostu przez całe dzieciństwo czuwała nad ich małymi lub większymi smutkami, widziała, jak zawsze podążają do przodu i nie boją się pracy.

    — Nie mieliśmy za dużo pieniędzy. Aby mieć chleb i mięso musieliśmy ciężko pracować. Hodowaliśmy krowy, świnie, kury, króliki. We wszystkim pomagały nam dzieci. Chociaż w domu miałam ośmiu mężczyzn wraz z mężem, nigdy nie byłam zostawiana sam na sam z kobiecymi obowiązkami. Dzieci nauczyliśmy wszystkiego,  zaczynając od hodowli bydła czy uprawy roli kończąc najmniejszymi pracami domowymi — dumnie opowiada Eugenia.

    O tym, że synowie pracowitość wyssali wraz z mlekiem matki, świadczy wyremontowany stary dom rodzinny, prowadzone gospodarstwo i uprawiana ziemia. Wykonane ręcznie meble czy wyłożona kamieniami studnia podkreśla ich zamiłowanie do piękna.

    Małe dzieci — małe problemy, duże dzieci — duże problemy. Jak powiedziała Eugenia, największym matczynym bólem głowy dzisiaj jest brak pracy, z którego powodu pięciu jej synów już wkrótce wyjeżdża pracować za granicę.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    — Mamy świnie i krowę. Nie umrzemy z głodu. Ale ja rozumiem, że młodzi mają większe potrzeby, im tego jest za mało. Mamy ziemię, jednak nie ma pieniędzy na budowę. Chcą wyjechać, aby zarobić na lepsze życie. Zbudować dom, założyć rodziny. Daj Bóg, żeby zarobili swój milion i wrócili… – smutnie kiwa głową.

    Czesław, Józef i Jan są kierowcami i pracują w firmie transportowej „Girteka”. Henryk i Wacław od niedawna pracują w Wilnie jako elektrycy. Wiktor natomiast stracił pracę i ze Stanisławem są zarejestrowani na Giełdzie Pracy.

    — Nie ma tu wielkich cudów ani sekretów. Najważniejsze jest mieć czas wysłuchać i porozmawiać ze swoimi dziećmi. Nigdy nie podniosłam ręki na żadne z nich, ponieważ wierzyłam, że narzędziem wychowania jest miłość. A do tego, dzieci dużo pracowały, a zajęcie jest najlepszym lekarstwem – zapytana, jak trzeba wychowywać dzieci, aby wyrosły na dobrych ludzi, śmieje się szczęśliwa matka siedmiu synów.

    „100 lat, 100 lat, wina beczki, 7 synów i córeczki!” – od dawien dawna w dniu ślubu życzy się parze młodej. Lata mijały i mijają, czy państwo Eugenia i Henryk Kisiel doczekają 100 lat, czas pokaże. Beczkę wina wypito jeszcze w dniu ślubu. Pan Bóg obdarzył małżeństwo 7 synami i chociaż córki nie dał, pani Eugenia dzisiaj oprócz dwójki wnucząt Daniela i Rafała cieszy się z wnuczki Karolinki.

    — Oczywiście, że marzę o wnukach! Chcę ich mieć aż 60! Cały pułk! Aby tylko dzieci miały dobrą pracę i swój kąt, bo w naszym domu dla tylu wnuków miejsca jest za mało… – o swoich marzeniach z uśmiechem na twarzy dodaje Eugenia.

     

    ***

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

     

    Pani Eugenii jak też wszystkim Matkom z okazji Ich Święta życzymy dużo zdrowia, pogody ducha oraz aby spełniły się wszystkie ich marzenia.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Podróż galopem przez Europę gimnazjalistów „Parczewskiego”

    Odpocząć w cieniu magicznego Drezna, zakochać się w pachnącym wiosną (...)

    Nielegalne papierosy nadal kuszą ludzi

    Chociaż na Litwie papierosów z przemytu pali się coraz mniej, jednak funkcjonariusze (...)

    Gimnazjaliści „Parczewskiego” podbili Strasburg!

    Na sali Parlamentu Europejskiego w Strasburgu Waldemar Tomaszewski siedzi (...)

    Do sklepu socjalnego z… czterema litami

    „Za symboliczne 4 lity nasi klienci mogą u nas kupić koszyczek artykułów spożywczych (...)