Więcej

    65 lat kapłaństwa Nestora Wileńszczyzny ks. Antoniego Dilysa

    Czytaj również...

    „Żal mi jest łacińskich śpiewów” — mówi Jubilat Fot. Marian Paluszkiewicz

    Rozmowa z jednym chyba z najstarszych kapłanów w Wilnie i Wileńszczyźnie księdzem Antonim Dilysem w wigilię Jego święceń kapłańskich. Księdzem, który pomimo pięknego wieku i emerytury, nadal jak żołnierz jest na swoim posterunku.


    Czcigodny Księże, 65 lat, to już kawał czasu, a co mówić o posłudze kapłańskiej, drodze, która całkiem przecież nie była usłana różami. Jak Ksiądz przeżył te lata, jak one przeleciały?

    Z jednej strony były to długie lata, lata trudne, ale nigdy i nic mnie nie złamało. Dzieciństwo było też trudne, bo biedę klepaliśmy w domu, ale Bogu dziękuję, że moje dzieciństwo zawsze było bardzo bogate duchowo. Rodzice cały czas byli przy kościele i byli głęboko wierzący, czym nam, maluchom, dawali dobry przykład. O kapłaństwie marzyłem od dziecka, lubiłem często z siostrą i kolegami bawić się „w księdza”, głosiłem kazania itp. Mój dar kapłaństwa najwięcej zawdzięczam Bogu i chyba mojej mamie Antoninie, którą bardzo kochałem, bo była zawsze cicha, łagodna, był to taki dobry anioł ogniska domowego, pomimo wielu trudności materialnych. Mięso jadaliśmy raczej na święta, a na co dzień najczęściej zupki z mlekiem, chłodnik z kartoflami itp.

    Ani więc droga dzieciństwa, ani potem kapłańska nie były usłane kwiatami, było na nich też sporo cierni, które, wbrew pozorom, dodawały otuchy, uczyły życia. Zarówno w domu, jak i później stale uczono mnie kochać ludzi i tej zasady trzymam się do dziś, bo wiem, że w każdym maluczkim jest Chrystus. Wszystkie przykrości staram się szybko zapominać. Zawsze uważałem, że tylko w kapłaństwie będę mógł najlepiej poznać tę piękną tajemnicę życia, poznać świat, ludzi. I nie omyliłem się.

    Naukę Ksiądz rozpoczął jeszcze w przedwojennym seminarium przy kościele św. Jerzego w Wilnie i już tu było mnóstwo przygód?

    Na podwórku przy kościele pw. św. Piotra i Pawła Repr. Marian Paluszkiewicz

    Tak. Zacząłem studia w Wilnie w1931 roku, gdzie miałem wspaniałych nie tylko wykładowców i wychowawców, ale także kolegów alumnów. Okupacja niemiecka, wojna. Seminarium się rozpadło, wielu zostało aresztowanych, niektórzy się rozbiegli. Po zakończeniu wojny, gdy przyszli sowieci, zdecydowali że wileńskie seminarium należy zlikwidować. Na zakończenie studiów byliśmy skierowani do Kowna, niektórzy do Białegostoku. Cała nauka przebiegała w trochę przyśpieszonym tempie, bo nigdy nie było wiadomo, czy w ogóle nie zlikwidują też seminarium w Kownie.

    Święcenia kapłańskie otrzymałem w Katedrze Wileńskiej 16 czerwca 1946 roku z rąk biskupa Mieczysława Rejnisa. Problemy zaczęły się jeszcze przed święceniami, bo miałem dopiero 23 lata, a wymagano wówczas 24 lat. Jednak z racji na stan wyjątkowy biskup udzielił mnie dyspensy i święceń.

    Odtąd rozpoczęła się moja droga posługi kapłańskiej. Na szczęście, miałem dar od Boga szybkiego nawiązywania kontaktów z ludźmi, miałem też zawsze dużo przyjaciół kapłanów, zarówno wśród Polaków, jak i Litwinów, którzy mnie często wspierali, podtrzymywali na duchu w trudniejszych chwilach życia, a tych też nie brakowało.

    No właśnie. Było zesłanie: Workuta, Karaganda.

    Pośród seminaryjnych przyjaciół Repr. Marian Paluszkiewicz

    Miałem tam spędzić 25 lat. Powieźli. Wszyscy jechaliśmy w nieznane. Tam ciężkie warunki życia, ciężka praca. Ani na moment jednak nie traciłem ufności w Bogu i nadziei, że i tu da się żyć. Przyznać muszę, że jako ksiądz i tu nie byłem jakoś gorzej traktowany czy szantażowany. W miarę możliwości podtrzymywałem na duchu więźniów, pełniłem pośród nich swoją posługę kapłańską, spowiadałem, potem nadarzyła się nawet okazja odprawiania Mszy św., bo siostra przysyłała mnie komunikanty. Zrozumiałem wówczas, jak bardzo tu, na Syberii, jestem potrzebny tym ludziom i to mnie podtrzymywało na duchu. Kierownictwo lagru też całkiem znośnie do mnie się odnosiło.

    Za co właściwie Ksiądz był aresztowany?

    Oficjalne zarzuty brzmiały, że podburzałem ludzi do niszczenia kołchozów. Wówczas w jednym z kołchozów mieszkańcy spalili dużo owsa i ponoć ktoś z parafian powiedział, że to za moją namową. Obok działali partyzanci. Oskarżono mnie, że podtrzymuję kontakty z bandytami, piję z nimi wódkę. Największym zarzutem było, że prowadzę propagandę (nawet z kazania) przeciwko rządowi, czyli Stalinowi.

    Ale to były sfabrykowane zarzuty. Prawda była inna. KGB kilkakrotnie próbowało mnie angażować do współpracy. Rozmowy były długie i trudne. Tymczasem ja zawsze twardo odpowiadałem: „Nie”. Nigdy ani na chwilę nie ugiąłem karku przed nikim wbrew moim przekonaniom, czy Dekalogowi. I to właśnie było prawdziwą przyczyną mojej zsyłki. Niczego jednak nie żałuję i nie użalam się z tego powodu nad sobą. Taka widocznie była wola Boża. W seminarium nas nauczano, że jeśli los rzuci człowieka czasem nawet na same dno piekła, znaczy, że i tam przewidział człowiekowi pewną misję. Znaczy, że tu i teraz muszę jak najlepiej wykonywać powierzone mi zadanie. To była dobra szkoła pokory i posłuszeństwa. Wszak w życiu nic się nie staje tak po prostu, wszystko i zawsze ma swój sens. Na obczyźnie też walczyłam o prawdę. Pisałem prośby, by anulowano te dwa paragrafy, że niszczyłem kołchozy i miałem kontakty z bandytami. Po kilku próbach udało się. Karę zmniejszono do 10 lat. Na szczęście zmarł Stalin i wówczas zwolniono mnie po 7 latach. Ciężkie to były lata, ale i tam wiele się nauczyłem: większego szacunku do każdego człowieka, tolerancji, bez względu na to, czy jest wierzący, czy ateista. Stałem się po prostu bardziej wyrozumiały dla innych.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Wiem, że Ksiądz bardzo skrupulatnie zawsze prowadził dokładne zapiski dat i wydarzeń. Może przynajmniej w przybliżeniu może Ksiądz powiedzieć, ile np. Mszy św. Odprawił w ciągu 65 lat kapłaństwa, ile innych posług udzielił?

    Owszem, dość dokładnie zapisywałem wszystkie ważniejsze wydarzenia mojego życia. Przed ośmioma laty doliczyłem się, że odprawiłem prawie 4 tysiące Mszy św., wygłosiłem ponad 10 tysięcy kazań, nauk religijnych i homilii, nie mówiąc już o chrztach, pogrzebach, spowiedziach. Tych ostatnich nie sposób się doliczyć. Dziś, jeśli tylko była jedna Msza św. w ciągu dnia i jedno kazanie, to nietrudno obliczyć, ile się jeszcze tego dodało.

    Książ pobierał nauki w innym czasie, przeżył kilka ustrojów politycznych, no i pewną rewolucję w Kościele Katolickim, czyli II Sobór Watykański, który wiele zmian wniósł do Kościoła. Czy trudno było pogodzić się z tymi zmianami i czy wszystkie były one Księdza zdaniem potrzebne?

    W gronie rodzinnym Repr. Marian Paluszkiewicz

    Życie się stale zmienia, ludzie też, a więc i Kościół powinien w wielu sprawach nadążać nie uchybiając jednak podstawowej nauce Chrystusa. Myślę, że godną pochwały rzeczą było przejście w Kościele na język narodowy. Teraz ludzie o wiele lepiej rozumieją, czym jest takie lub inne nabożeństwo i o co w nim chodzi. Do odprawiania Mszy św. twarzą do ludzi też się przyzwyczaiłem. Chyba dobrze, że ludzie patrzą na ołtarz i widzą, jak, w jakim skupieniu modli się ksiądz. Początkowo to trochę może rozpraszało, ale teraz raczej mobilizuje. Cieszy mnie także podejście Soboru, a potem szczególnie bł. Jana Pawła II do spraw ekumenizmu. Wszak wszyscy należymy do Jednego Boga i nieważna jest forma Jego wychwalania, a sposób. Czyli jeśli modlitwa wypływa z serca i z miłości, to oddzielne elementy nabożeństwa są mniej ważne.

    Żal mi jednak bardzo łaciny, która została prawie zupełnie usunięta z Kościoła. A szczególnie śpiewy. Moim zdaniem, w żadnym innym języku liturgiczne śpiewy nie brzmią tak pięknie, jak po łacinie. Zresztą, ostatnio papież Benedykt XVI powoli przywraca do łaski łacinę, a w niektórych kościołach (na prośbę wiernych) odprawia się nawet Msze św. po łacinie.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Kiedyś ksiądz był taki niedostępny, jakby święty, przy spotkaniu należało go całować w rękę. Dziś wiele się zmieniło. Ksiądz, to często nie tylko przyjaciel, ale i kumpel ganiający z młodzieżą piłkę po boisku. Dobrze to, czy źle?

    Jeśli chodzi o dawnych księży, to przecież za najmniejsze spotkanie z wiernymi, czy dziećmi groziło więzienie. Dziś jest duża swoboda działań. A jeśli chodzi o całowanie ręki, to było raczej mylne pojęcie, bo księdzu należy całować dłoń, bo to ona jest namaszczona olejami świętymi.

    Powracając do nowej generacji księży, to chyba dobrze, że prowadzą dużą pracę z dziećmi i młodzieżą, bo myślę że niejednej zbłąkanej owcy pomogą. Obawiam się jednak, czy nie za dużo udzielają się różnego rodzaju imprezom (nie najlepsze to słowo, jeśli chodzi o kontekst religijny), a za mało cichej modlitwy, kontemplacji, brewiarza. A bez modlitwy w życiu ani rusz. Chrystus też sam dużo i często się modlił w Ogrodzie Oliwnym. Myślę, że warto, by młodzi księża bardziej nad tym zastanowili, by więcej kontemplacji uczyli młodzież. Częściej praktykowali sami i zachęcali młodzież do wyciszenia, do posłuchania samego siebie i tego co mówi Bóg.

    Czy Ksiądz uważa, że dzisiejsze nasze zabiegania, hałas, pogoń za pieniędzmi, wszystkim co nowe, modne i postępowe może negatywnie wpłynąć na nasze życie duchowe?

    Jak najbardziej. Nie, nie jestem wrogiem postępu, ale we wszystkim należy zachować umiar, a że człowiek z natury jest słaby i ułomny, to częściej robi to co przyjemniejsze. Ogień i woda są zbawienną rzeczą dla człowieka, ale nieodpowiednie z nich korzystanie przynosi wiele nieszczęść i ludzkich tragedii. Po prostu obawiam się, że z nierozsądną pogonią za postępem ludzkość może kiedyś siebie i Ziemię zniszczyć. Dlatego dziś jak nigdy potrzebujemy rozwagi i modlitwy, by przypadkiem nie zniszczyć tego, co Bóg i ludzkość stworzyli.

    Księdza marzenia i plany na przyszłość?

    Żyję dzisiejszym dniem, bo wiem, że jestem tu już tylko gościem. Chciałbym jednak dożyć do 90 lat (zostały niecałe dwa). Proszę też Boga, żeby nie chorować długo i nikomu nie być ciężarem, ale wszystko to w rękach Boga.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Dziękujemy Księdzu za rozmowę, a redakcja życzy Księdzu zdrowia, łask Bożych i spełnienia marzeń. Dzięki Ci, Kapłanie, za Twoją wieloletnią posługę dla nas wszystkich. Niech Pan codziennie ma Cię w swojej opiece.

    Rozmawiała Julitta Tryk

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Echa Bożego Miłosierdzia w ludzkim wymiarze

    W minioną sobotę w Wileńskim Seminarium Duchownym w Kalwarii odbyła się międzynarodowa konferencja o Miłosierdziu Bożym. Prelegentami byli głównie księża i siostry zakonne z Litwy oraz Polski, których wykłady opierały się na wywodach Ojców Kościoła, jak też na własnych obserwacjach. Wiadomo,...

    W Wilnie międzynarodowa konferencja Apostolstwa Bożego Miłosierdzia

    Wciąż jeszcze trwa Rok Miłosierdzia Bożego. Z tej okazji odbywa się wiele świąt, uroczystości i konferencji. W dniach 17-18 września Wilno znowu rozkwitnie Miłosierdziem. W najbliższą sobotę, 17 września, odbędzie się w Wileńskim Seminarium Duchownym o godz. 10.00 międzynarodowa Konferencja...

    Modlitwa nad nieznanymi grobami zesłańców w rosyjskiej tajdze

    W minionym miesiącu litewsko-polska grupa zapaleńców wyjechała aż pod sam Ural w obwodzie permskim do wsi Galiaszyno, gdzie jeden z byłych zesłańców postanowił upamiętnić duże miejsce pochówku Polaków i Litwinów. Miejsc takich w Rosji jest dużo i wszystkich nie da...

    Ks. Damian Pukacki: Opus Dei drogą do świętości poprzez pracę

      Rozmowa z ks. Damianem Pukackim, duszpasterzem wspólnoty Opus Dei w Krakowie „Świętość składa się z heroizmów. Dlatego w pracy wymaga się od nas heroizmu, dobrego »wykończenia« zadań, które do nas należą, dzień po dniu” (św. Josemaría)   Czym jest Opus Dei, jak...