Ojciec dominikanin ks. Jacek Szpręglewski rezydował na Litwie, a konkretnie w wileńskim Klasztorze Dominikanów przy kościele pw. św. Jakuba i Filipa od 2003 roku. I długo to i krótko, ale jeśli zobaczyć na owoce pracy, to bardzo długo. Ale, że nic nie może wiecznie trwać, nadszedł czas rozstania. W minioną niedzielę ojciec Jacek odprawił w tym kościele swoją ostatnią Mszę św.
Na Litwę przyjechał z Estonii, teraz wyjeżdża na Łotwę do Liepoji.
Gdy przyjechał do Wilna, w Klasztorze Dominikańskim, było tylko dwóch braci zakonnych. Obecnie jest ich już dziesięciu. Jak na tak krótki okres, to wielkie osiągnięcie. Wzrosła liczba zarówno polskich, ale szczególnie litewskich, różnego rodzaju grup modlitewnych w różnym wieku.
Kościół nie ma wprawdzie statusu parafialnego, a więc często tu zmieniają się wierni i nie ma takiej parafialnej jedności. Jednak od lat ma wielu swoich stałych wiernych. Życie religijne się ożywiło właśnie z przybyciem ojca Jacka, skupił wokół siebie dużo młodzieży.
Na czym właściwie polega reguła dominikanów i czym się głównie zajmują?
— Generalnie reguła nasza jest dość długa i skomplikowana, ale w telegraficznym skrócie można by to tak streścić, że podstawowym zadaniem dominikanów jest praca kaznodziejska, głoszenie rekolekcji, współpraca z mediami, wykłady na uniwersytetach oraz praca z młodzieżą. Oczywiście, robimy jeszcze wiele innych rzeczy, wspieramy biednych, przygarniamy młodzież z ulicy itp. — powiedział „Kurierowi” ojciec Jacek.
W pożegnalnej homilii ojciec Jacek nawiązał do Ewangelii św. Marka o tym jak zły człowiek wśród zboża nocą po kryjomu zasiał chwasty. Napomknął, że to właśnie „nocą duchową” rodzi się w nas zło pod różnymi postaciami. Czasem bardzo jasno widzimy to zło, czasem widzi się ono nam jako drobna błahostka, niekiedy występuje pod pozorem wolności, miłości, a nawet szczęścia. Wielu z nas niekiedy ma wypaczone pojęcie wolności, bo chce być wolnymi od Boga. Często bardziej boimy się, by o naszych złych postępkach dowiedzieli się ludzie, ale całkiem nie boimy się, że dowie się o nich Bóg. Jakże dobrze by było, byśmy zawsze tak bali się Boga, jak boimy się ludzi. I tego to na pożegnanie życzył wszystkim zebranym.
Całkiem niedawno, bo niespełna przed rokiem powstała tu nowa polska schola młodzieżowa pod kierownictwem Grażyny Trekur, która to właśnie swoim graniem i śpiewem uświetniła cała Mszę św.
Grażyna ma ukończoną wileńską Akademię Muzyki i Teatru (dawne konserwatorium), część młodzieży z jej grupy jest po szkołach muzycznych, inni studiują. Mówią o sobie, że są jeszcze w powijakach, ale jak na tak niemowlęcy wiek, to naprawdę są bardzo dobrzy.
Po Mszy św. ojciec Jacek podziękował wszystkim za współpracę, za to, że tak wiele osób mu we wszystkim przez całe lata pomagało i udzielił swego kapłańskiego błogosławieństwa.
No i wówczas posypały się pozdrowienia, słowa podziękowań ze strony najpierw młodzieży, potem wiernych. Nikt jednak nie mówił „do widzenia”, ale tylko do następnego spotkania. Młodzież mówiła, że przyjedzie do ojca Jacka na Łotwę, wymieniali sobie adresy, telefony, maile. Po odejściu dominikanina od ołtarza, wielu pożegnać się ze swoim pasterzem przyszło do zakrystii. Jeszcze kilka minut serdecznych uścisków i ojciec Jacek wrócił przed ołtarz, gdzie czekała kolejna grupka wiernych. Każdy chciał coś powiedzieć, uścisnąć pasterza. On zaś każdemu znalazł kilka ciepłych słów, miły uśmiech i każdego oddzielnie pobłogosławił.
„Szczęść Ci Boże, dobry pasterzu na nowej niwie pracy” — mówili wierni.