Więcej

    „Wileńszczyzna” w ich życiu: tancerka Anżelika Tankiewicz

    Czytaj również...

    Anżelika Tankiewicz z Germanem Komarowskim podczas jednego z jubileuszów „Wileńszczyzny” Fot. Marian Paluszkiewicz

    „Z tańcem nie może być — dzisiaj chcę, jutro nie. Jeżeli kiedyś wybrałaś, musisz być mu wierna aż do końca. Podczas prób i ćwiczeń do ostatniej kropli potu zapominać o otaczającym ciebie świecie. A na scenie oddawać całą siebie, bez reszty” — z uśmiechem, ale jednak kategorycznie mówi Anżelika Tankiewicz, tancerka „Wileńszczyzny” zakochana w tańcu już od 16 lat.

    „Karierę” taneczną Anżelika rozpoczęła, będąc uczennicą 3 klasy w Niemenczyńskiej Szkole Średniej nr 1 (dzisiaj Gimnazjum im. Konstantego Parczewskiego). Jak przyznaje, tak jak wiele dzieci w pierwszej klasie „miotała” się po różnych kółkach pozalekcyjnych. Jednak dzięki swojej matce chrzestnej, czyli Krystynie Lachowicz, nauczycielce klas początkowych w Niemenczynie, odnalazła taniec.

    — Byłam dzieckiem, co nie potrafi usiedzieć w miejscu. A więc chrzestna opowiedziała mi o takiej pani Loni (choreograf Leonarda Klukowska  —  red.) i o takim małym „Źródełku”, dziecięcym zespole tanecznym. Chociaż był to już środek roku szkolnego i grupy już były w komplecie, po niedużym sprawdzianie moich jeszcze skromnych zdolności tanecznych, zostałam przyjęta — o początkach przygody z tańcem opowiada rozmówczyni.

    Wkrótce ze „Źródełka” „wyrosło się” do zespołu pieśni i tańca „Jutrzenka”, któremu poświęciła około 6 lat. Oczywiście przyszedł czas na wymarzoną „Wileńszczyznę”…

    Już dziesiąty rok Anżelika tańczy w swojej „Wileńszczyźnie”. Najpierw w rytmie ludowej muzyki tańczyła z Andrzejem Górskim, później Andrzejem Sumbarem, od dłuższego czasu jej partnerem jest German Komarowski, jeden z choreografów zespołu.

    — Tańcząc w „Jutrzence” podczas jednej z prób doszło do nieprzyjemnego zdarzenia — podnosząc do góry, partner przerzucił mnie przez siebie. Długo po tym bałam się być podnoszona, po prostu nie mogłam zaufać partnerowi. Natomiast w „Wileńszczyźnie” jest inaczej. Nasi chłopcy są jak dęby: stali, silni, oby wieczni! — śmieje się, po czym wyjaśnia, że German jest najlepszym partnerem w tańcu.
    Tak się złożyło, że Anżelika po raz pierwszy na scenie z „Wileńszczyzną” wystąpiła podczas 20-lecia zespołu. Koncert odbył się w wileńskim Teatrze Opery i Baletu.

    — Byłam w szoku, kiedy zobaczyłam salę i scenę. Kiedy podczas koncertu wreszcie wyszliśmy na scenę, moje serce na moment zamarło. Widziałam mnóstwo skupionych i zwróconych na nas twarzy. Jednym tchem przetańczyłam do końca koncertu. A kiedy po ostatnim tańcu wyszliśmy na scenę, poczułam radość. W pewnym momencie poczułam przynależność do zespołu, satysfakcję, byłam dumna, że jestem częścią mojej „Wileńszczyzny” — z dumą opowiada Anżelika.

    Kolejny jubileusz zespołu, czyli 25-lecie, nasza rozmówczyni wspomina z nieco mniejszym entuzjazmem. W ciągu pięciu lat przyzwyczaiła się do przepełnionych po brzegi sal, częstych występów i chociaż satysfakcja po koncertach towarzyszy jej nadal, jednak serce ze strachu już nie zamiera, będąc na scenie.

    — Koncert jubileuszowy — to okazja zaprezentowania swego wieloletniego dorobku. Tańce są różne, tak jak i stroje, które musieliśmy zmieniać w mgnieniu oka. Za kulisami w takiej chwili wszystko wrze. Podczas jednej z „chwilowych” przebierań zapomniałam założyć fartuch. Kilkakrotnie powtórzyłam sobie: „nie zapomnij o wianuszku”. Nie zapomniałam. Kiedy zapytałam jednej z koleżanek, czy wszystko włożyłam. Obejrzała mnie z góry do dołu. „Na miejscu” — powiedziała. Ale tak nie było — mówi z uśmiechem.

    Czas powoduje, że dzisiaj takiego rodzaju przygody wywołują tylko uśmiech. Wspominając minione chwile, obecnie zespół „Wileńszczyzna” szykuje się do 30-lecia.

    — To będzie dla nas wyjątkowy koncert, być może dla wielu z nas już jako ostatni. Kiedyś byliśmy jedynie tańczącymi uczniami. Dzisiaj jesteśmy studiującymi, pracującymi, zamężnymi czy żonatymi tancerzami. 10 lat temu zajęłam miejsce jednej tancerki, być może wkrótce będę musiała ustąpić je dla drugiej, tak samo zakochanej w „Wileńszczyźnie”, jaką ja byłam przed laty — mówi Anżelika.
    Czyżby to już koniec?

    — Zawsze powtarzam, że stawiając tańce na pierwszym miejscu, trzeba im się poświęcić całkowicie. Jednak ludzie się zmieniają, zmieniają się priorytety. Niestety ostatnio zaniedbałam taniec z powodu studiów. Przed miesiącem obroniłam stopień bakałarza z prawa na Uniwersytecie Michała Römera w Wilnie, a od września zaczynam studia magisterskie. A nie chcę tańcom poświęcać jedynie wolne chwile. Chcę tańczyć zawsze, ale nie wiem, jak długo jeszcze będę mogła pogodzić go ze studiami, pracą, wreszcie — życiem osobistym — dodaje tajemniczo uśmiechając się.

    A życie osobiste, zwłaszcza te romantyczne, sprawy sercowe, nieraz przeplata się z życiem w „Wileńszczyźnie”. Nie jest tajemnicą, że wiele par w tańcu zostały też parami w życiu. Anżelika natomiast od kilku lat miłością do tańca i muzyki ludowej dzieli się z Arturem Syrewiczem, członkiem kapeli zespołu „Zgoda”. Kto wie, może już wkrótce „Wileńszczyzna” ze „Zgodą” spotkają się na „wspólnym” weselu?

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Podróż galopem przez Europę gimnazjalistów „Parczewskiego”

    Odpocząć w cieniu magicznego Drezna, zakochać się w pachnącym wiosną (...)

    Nielegalne papierosy nadal kuszą ludzi

    Chociaż na Litwie papierosów z przemytu pali się coraz mniej, jednak funkcjonariusze (...)

    Gimnazjaliści „Parczewskiego” podbili Strasburg!

    Na sali Parlamentu Europejskiego w Strasburgu Waldemar Tomaszewski siedzi (...)

    Do sklepu socjalnego z… czterema litami

    „Za symboliczne 4 lity nasi klienci mogą u nas kupić koszyczek artykułów spożywczych (...)