Więcej

    Wigilia u mojej mamy

    Czytaj również...

    Pani Stanisława Wigilię urządza „po staremu” Fot. archiwum

    Stanisława Jancewicz urodziła się w powiecie Oszmiańskim, we wsi Szczepanowicze, w rodzinie Reginy i Konstantego. W rodzinie było aż siedmioro dzieci, w tym dwie pary bliźniaków.

    Stanisława pochodzi właśnie z bliźniaczków. Urodziła się w parze z Helenką — i obie siedmiomiesięczne. Były małe i słabe, toteż tego samego dnia zostały ochrzczone. Bóg chciał, że cała siódemka dzieci wychowała się i wyrosła na porządnych ludzi.

    Łatwo jednak nie było. W domu czasem bieda piszczała na całego. Ale wszystko to minęło i, pomimo wielu trudności, pani Stanisława swoje dzieciństwo wspomina jak najpiękniejszą bajkę, szczególnie roczne święta.

    — Święta Bożego Narodzenia w naszym domu były najpiękniejszym okresem w roku. Szykowano się do nich przez 4 tygodnie i choć nie był to ścisły post, jadło się w tym czasie bardzo skromnie. Najczęściej był to sok z kiszonych buraczków z ziemniakami, ziemniaki ze śledziem oraz konfiturą z borówek rozmieszaną z gotowaną wodą i ziemniakami — przypomina swoje najmłodsze lata pani Stasia.

    Godne podziwu, że nie narzeka, jak to wtedy było ciężko i swoje dzieciństwo uważa za bardzo szczęśliwe. Szczęśliwe, bo w licznej rodzinie zawsze weselej i nie ma czasu na smutki.

    Najradośniejsze w jej domu były zawsze Wigilie.

    Mama od rana krzątała się w kuchni, bo trzeba było z tego co jest wyczarować 12 dań. Przede wszystkim były śledzie polewane olejem i posypane gęsto cebulką, smażona ryba, czasem szprotki lub wędzona ryba (ryba była bardzo tania). Pieczono śliżyki i kupowano zawsze małe obwarzaneczki. Mama piekła zawsze pierogi z grzybami i powidłem. Na święta musiało być też kilka rodzajów kisielu. Ponieważ mieli sad, mama gotowała zawsze kisiel wiśniowy, z soku kaliny, malinowy i biały z płatków owsianych. Ten ostatni najpierw kwasiło się na piecu, potem przecedzało, dodawało soli i gotowało na małym ogniu, aż zgęstnieje. Kisiel się jadło ze słodką wodą makową. Obwarzanki się jadło z makiem rozcieranym wałkiem w glinianej ciernicy (tak w tamtych okolicach nazywano makutrę). Rozcieranie maku należało zawsze do ojca.

    Jeszcze jednym specyficznym daniem były z mąki i wody krojone kluski, które po ugotowaniu zalewano wodą z makiem i miodem. Musiała też być koniecznie kasza perłowa, którą się zapijało kisielem. Na święta mama piekła także bułkę, ale jeść ją można było dopiero pierwszego dnia świąt, bo była na jajkach, mleku i margarynie. Następnego też dnia dojadano biały kisiel, ale już kraszony słoninką. Sianko ze stołu dawano zwykle krówce, a kasze kurom, by zwierzątka dobrze się chowały.

    Drzewko przystrajano zabawkami i łańcuszkami, które wcześniej robiło się z papieru i słomki. Na choinkę wieszano też cukierki, jabłuszka, orzechy w sreberku. Niestety, prezentów pod choinkę nie było, bo nie było na to pieniędzy. Na zaścielonym białym obrusem stole układało się opłatek na sianku, następne inne dania. Była modlitwa, potem rodzice zaczynali łamać się opłatkiem. Po kolacji śpiewano kolędy, a potem szło się spać. Na Pasterkę się nie chodziło, bo do najbliższego kościoła, który był w Narwieliszkach, w jedną stronę było 10 km.

    Ale na drugi dzień przewodniczący kołchozu dawał już konia. By pojechać do kościoła.

    — Piękne to były chwile — z sentymentem wspomina pani Stanisława.

    Dziś wiele tradycji i obyczajów się zmieniło i nie mają już one takiego uroku jak dawniej. Moja rozmówczyni jednak nie narzeka na nową cywilizację, która wszak tak wiele zamętu wniosła w nasze życie, tylko cicho i wyjątkowo cierpliwie nadal kontynuuje te wyniesione z rodzinnego domu tradycje.

    Szczerze mówiąc byłam zdziwiona takim pieczołowitym, rzec można, świętym stosunkiem tej kobiety do starych tradycji, do tradycji naszych dziadów i pradziadów. Wszak tak niewiele ich już pozostało, a szkoda. Bo jakże bardziej bylibyśmy bogaci i lepsi duchowo, jak więcej na świecie byłoby zgody, pokoju i promieniującego ciepła, gdybyśmy wszyscy potrafili tak pilnie strzec testamentu naszych przodków i tego świętego ogniska domowego — rodziny.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Echa Bożego Miłosierdzia w ludzkim wymiarze

    W minioną sobotę w Wileńskim Seminarium Duchownym w Kalwarii odbyła się międzynarodowa konferencja o Miłosierdziu Bożym. Prelegentami byli głównie księża i siostry zakonne z Litwy oraz Polski, których wykłady opierały się na wywodach Ojców Kościoła, jak też na własnych obserwacjach. Wiadomo,...

    W Wilnie międzynarodowa konferencja Apostolstwa Bożego Miłosierdzia

    Wciąż jeszcze trwa Rok Miłosierdzia Bożego. Z tej okazji odbywa się wiele świąt, uroczystości i konferencji. W dniach 17-18 września Wilno znowu rozkwitnie Miłosierdziem. W najbliższą sobotę, 17 września, odbędzie się w Wileńskim Seminarium Duchownym o godz. 10.00 międzynarodowa Konferencja...

    Modlitwa nad nieznanymi grobami zesłańców w rosyjskiej tajdze

    W minionym miesiącu litewsko-polska grupa zapaleńców wyjechała aż pod sam Ural w obwodzie permskim do wsi Galiaszyno, gdzie jeden z byłych zesłańców postanowił upamiętnić duże miejsce pochówku Polaków i Litwinów. Miejsc takich w Rosji jest dużo i wszystkich nie da...

    Ks. Damian Pukacki: Opus Dei drogą do świętości poprzez pracę

      Rozmowa z ks. Damianem Pukackim, duszpasterzem wspólnoty Opus Dei w Krakowie „Świętość składa się z heroizmów. Dlatego w pracy wymaga się od nas heroizmu, dobrego »wykończenia« zadań, które do nas należą, dzień po dniu” (św. Josemaría)   Czym jest Opus Dei, jak...