W Wilnie wczoraj, przed gmachem rządu, odbyła się 10-osobowa pikieta przeciwko liberalizacji kodeksu pracy. Organizatorem pikiety był związek zawodowy „Solidarumas”. Zebrani żądali podwyżki minimalnego wynagrodzenia o co najmniej 50 Lt i sprzeciwiali się zmianom kodeksu pracy.
Tymczasem z założeń rządu wynika, że należy wprowadzić dłuższy dzień i tydzień pracy oraz zmniejszyć odprawę, czyli kompensatę za zwolnienie. Zwalniając pracownika pracodawca powinien pracującego poinformować 3 miesiące przed zwolnieniem (a nie 4 jak było), urlopy skrócić z 28 dni kalendarzowych do 20 dni.
— Wprowadzając 78-godzinny tydzień pracy rząd chce pozbawić ludzi wolnych sobót lub niedziel, a stałą umowę pracy zmienić na tymczasową. Zezwolić chce zrywać stałe umowy z osobami, które skończyły 65 lat, a okres próbny przedłużyć do sześciu miesięcy. A nocne godziny pracy przyrównać do dziennych! — oburzali się pikietujący, którzy zwracali uwagę, że cała liberalizacja jest na korzyść pracodawcy, a nie pracownika.
Głośno deklarowane w mediach założenia rządu, że w ten sposób zmniejszy się bezrobocie, stworzy się lepsze warunki do rozwoju gospodarki, nie przemawiały do protestujących, którzy to określili wyzyskiem ludzi pracujących.
— Nie rozumiem, co ma wspólnego zmiana kodeksu ze zwiększeniem minimalnego wynagrodzenia za pracę? To jest prawdziwy szantaż! W zamian za podwyżkę chcą wprowadzić pańszczyznę. Dzisiaj warunki pracy są niemożliwe. Ludzie otrzymują wypłatę za osiem godzin, a pracują po dwanaście. Jesteśmy wyzyskiwani, żadne prawo nas nie chroni — mówił Petras Grėbliauskas, prawnik związku zawodowego „Solidarumas”. Zwrócił uwagę, ze liberalizacja kodeksu pracy może spowodować, że pracodawca jeszcze bardziej będzie mógł wykorzystywać pracowników, poczuje się bezkarnym.
— Młodzież ucieka na Zachód, bo tam jest bardziej doceniana niż w naszym państwie. Ma lepsze warunki pracy. Pracujący nie muszą walczyć z nędzą, ponieważ na chleb zawsze zarobią. Jestem załamana taką władzą! Taki kodeks pracy, jaki chcą przyjąć, powinien trafić do szuflady” — mówiła Kristina Krupavičienė ze związku zawodowego „Solidarumas”.