Chociaż do jesiennych wyborów parlamentarnych pozostaje jeszcze ponad dwa miesiące, to jednak Główna Komisja Wyborcza (GKW) ma pełne ręce roboty, bo rywalizujące ze sobą partie skarżą Komisji najmniejsze nawet podejrzenie o możliwym kupowaniu głosów wyborców.
Wsparcie finansowe przez polityka jakiejś imprezy lokalnej, jego wywiad dla kolorowego czasopisma, czy też poczęstunek dla uczestników zabawy ludowej lub wizerunek lidera partii w witrynie jej biura przez oponentów politycznych jest traktowane jako przekupstwo wyborcze, czy też polityczna reklama, która według ordynacji wyborczej musi być nie tylko specjalnie oznakowana, ale też opłacona ze specjalnego konta wyborczego partii lub jej kandydata w wyborach parlamentarnych. Jeśli tego nie ma, to rywale polityczni natychmiast skarżą przeciwników do GKW.
— Wszystkie te skargi, o których ostatnio piszą media, dotyczą spraw powiedziałbym na pograniczu prawa. Oczywiście Komisja Wyborcza oraz komisje okręgowe będą musiały ustalić, czy doszło do przekroczenia prawa, ale największe niebezpieczeństwo widzę w tym, żeby partie nie zaczęły między sobą wyścigu na pomysły, jak obejść wymagania ustawy równocześnie nie przekraczając jej granicy — mówi w rozmowie z „Kurierem” przewodniczący GKW Zenonas Vaigauskas. Jego też zdaniem, ustawy ordynacji wyborczej — o wyborach oraz o finansowaniu partii politycznych — choć nie są idealnymi aktami prawnymi, to jednak niewiele w nich można zmienić.
— Prawo mamy dobre, ale też chodzi o tradycję, która kształtuje się latami. Dlatego, na przykład w Wielkiej Brytanii, jeśli podczas spotkania z kandydatem częstowano by wyborców piwem, albo chociażby wodą, to wyborcy uznaliby to za obrazę, zaś taki kandydat nie miałby żadnych szans. Tymczasem w Austrii tradycja dopuszcza wręczanie wyborcom drobnych upominków, a w Szwajcarii z kolei wyborca może być poczęstowany lampką wina, jeśli przyjdzie przegłosować w referendum. Wiele więc zależy od kultury politycznej i tradycji — zauważa Vaigauskas. Przypomina też sytuację z wyborów w Estonii, kiedy jedna z partii postawiła namiot, w którym wyborcy mogli przegłosować przez Internet. Członkowie tej partii obiecali gości namiotu częstować winem, lecz ku wielkiemu zaskoczeniu tej partii, wyborcy uznali takie zachęcanie do głosowania za obrazę i zignorowali pomysł.
— Podejrzewam, że u nas taki namiot byłby wręcz oblegany przez chętnych do przegłosowania w nim — mówi rozmówca.
Dlatego wybory na Litwie, szczególnie parlamentarne, to nie tyle ideologiczna walka o polityczne gusta wyborców, co rywalizacja o jego kubki smakowe, kanały słuchowe, albo też o kieszeń wyborcy.
Na biurku przewodniczącego GKW już leżą skargi na konserwatywnego posła Arvydasa Vidžiūnasa, który bezpośrednio oraz za pośrednictwem swojej fundacji wsparł finansowo festiwal filmów krótkometrażowych. Oponenci posła dopatrzyli się w tym wsparciu próbę przekupienia wyborców, miłośników tej właśnie sztuki filmowej. Z kolei konserwatyści złożyli skargę na lidera lewicy, posła Algirdasa Butkevičiusa, za wywiad udzielony jednemu z kolorowych czasopism, w którym polityk opowiada o swoich pasjach życiowych. Konserwatyści uznali wywiad za reklamę polityczną i skarżą Butkevičiusa GKW. Komisja ma też ustalić, czy posłanka Partii Pracy Dangutė Mikutienė również nie złamała prawa częstując kibinami uczestników jednej z zabaw odpustowych w swoim okręgu wyborczym. Posłanka twierdzi, że poczęstunkiem nie da się kupić przychylności wyborców, zaś spotkania przy poczęstunku z wyborcami są jej długoletnią tradycją.
Prawdziwy detektyw rozgrywa się też wokół witryny siedziby ruchu TAIP mera Wilna Artūrasa Zuokasa, na której widnieją wizerunki samego mera oraz liderów ruchu, którzy równocześnie są liderami partii burmistrza Wilna o tej samej nazwie. Członek GKW Liutauras Ulevičius uznał więc, że witryna jest reklamą polityczną partii i musi być specjalnie oznakowana. Za to naruszenie Ulevičius chce spisać protokół i wręczyć go odpowiedzialnemu sekretarzowi TAIP Robertasowi Filistovičiusowi, ale od kilku dni członek komisji nie może go zastać na miejscu w biurze. Filistovičius twierdzi, że specjalnie nie ukrywa się i odcina Ulevičiusowi, że jeśli chce wręczyć protokół, to może przysłać do biura partii oficjalne wezwanie do GKW. Zamiast tego Ulevičius jednak woli nachodzić sekretarza w biurze oraz ścigać go SMSami, żeby stawił się w siedzibie i odebrał protokół. Detektyw trwa, a kampania wyborcza dopiero się zaczyna.