Więcej

    Dać życie starym radiom

    Czytaj również...

    „Czuję się szczęśliwy, przywracając stare radia do życia” — mówi Jan Sobolewski Fot. Marian Paluszkiewicz
    „Czuję się szczęśliwy, przywracając stare radia do życia” — mówi Jan Sobolewski Fot. Marian Paluszkiewicz

    Jan Sobolewski to, bez przesady, majster złota rączka. W rubryce „wyuczony zawód” figuruje elektryk, ale nie daje się zaszufladkować do jednego tylko fachu, gdyż ma w życiu wiele pasji i właściwie wszystko, czego się dotknie, nabiera życia.

    I tak zaczyna przepływać prąd w martwych kablach elektrycznych, zepsute komputery i telewizory ożywają i zaczynają wesoło mrugać ekranami, swego czasu naprawił i udoskonalił teleskop…
    Mało tego, Jan ma w swym rewirze także pasiekę z 8 ulami, gdzie złotodajne pszczoły z energią znoszą miód. Dodać należy, że ule dla pszczół Sobolewski majstruje również własnoręcznie.
    Ale najważniejszą i największą pasją Jana Sobolewskiego są niewątpliwie stare radia lampowe. Nie tranzystorowe, lecz lampowe właśnie, gdyż są one, jak mówi, po prostu „są z innej — złotej — epoki”. Fascynują niepowtarzalną stylistyką, solidną budową. Całkowicie niesamowite jest to, że te odbiorniki są absolutnie sprawne technicznie — on im przywraca życie.

    — Zgromadziłem ich w swej kolekcji blisko 130. Matko kochana, stoją wszędzie! Na strychu, w piwnicy, w garażu, w pokojach… Ale najważniejsze, najbardziej rzadkie okazy znalazły honorowe miejsce na półkach, w osobnym pokoiku (w domu w Kowalczukach w rejonie wileńskim — aut.). Mam 10 niezwykle cennych egzemplarzy o wysokiej wartości kolekcjonerskiej. Przychodzą ludzie, oglądają je. W zbiorze posiadam też dwa egzemplarze unikatowe — jednego z nich z całą pewnością nie ma nikt — mówi z dumą Jan Sobolewski.

    Jeden z odbiorników pochodzi z około 1936 roku, brak w nim pełnej nazwy, a i informacja w internecie też jest raczej skąpa. Jest to eksponat unikatowy, gdyż w całym świecie są zarejestrowane trzy modele tych lampowych odbiorników radiowych. Nie posiada tego modelu nawet muzeum berlińskie. Ten w posiadaniu Jana Sobolewskiego jest czwartym w świecie odbiornikiem z logotypem firmy „Esbrock”. Był to przedwojenny, nieduży warsztat mieszczący się przy wileńskiej ulicy Mickiewicza 23. W zakładzie „Esbrock” radia składano ręcznie, tak na przykład w 1937 roku wyprodukowano tylko 1 010 odbiorników, gdy tymczasem w porównaniu firma „Elektrit” w tym samym roku wyprodukowała 26 677 „radio aparatów”, jak mówiono w przedwojennym Wilnie. „Esbrock” po prostu nie wytrzymał konkurencji z taśmowo produkowanym „Elektritem”.

    Drugim cennym egzemplarzem w kolekcji Jana Sobolewskiego jest też bardzo rzadko spotykany model „Philips” 102A Aladyn składany w Warszawie, produkcji 1936 r. Był to w swoim czasie prosty i tani model, dla średnio zamożnych ludzi. Podobny model produkowali też Niemcy, różniła się tylko skala — niemiecki wariant miał czarną skalę, polski miał kolorową. Jan jest szczęśliwy, że go posiada, marzy jeszcze o nabyciu produkowanych w Warszawie radiach „Ika”, „Natawis”, „Kosmos”. Ceny na te odbiorniki niestety są ogromne.

    Posiada też egzemplarz radioodbiornika „Nora” W-69 1939 roku produkcji, pochodzący z Scharlottenburga, przedmieścia Berlina. Ponieważ właścicielem przedsiębiorstwa był Żyd Aron, a przynależność do tej narodowości można było w faszystowskich Niemczech przypłacić życiem, a i interes by na tym tylko ucierpiał, więc nazwę zakładu zaczęto pisać wspak. To radio z Niemiec trafiło w 1945 r. jako trofeum wojenne żołnierzy radzieckich do mieszkania rodziców teściowej, mieszkających na Białorusi. Służyło jako część wystroju wnętrza, gdyż miało elegancki designer. No i zawędrowało z Niemiec na Litwę. Dziś cieszy ucho miękkim przyjemnym dźwiękiem.
    Jednym z cennych okazów radioodbiorników Jana Sobolewskiego jest VEF Latvia M137. Ten radioodbiornik pochodzi od Wiktora Smirnowa, mieszkańca przedmieścia Kłajpedy. Po publikacji w gazecie „Litowskij Kurier” czytelnik zaciekawił się tematem, znalazł kontakty i zadał sobie trud przesłania odbiornika pocztą całkowicie nieodpłatnie. Pan Jan nie ukrywa, że był zaskoczony tak wielką bezinteresownością.

    Jego marzeniem było znalezienie odbiornika firmy „Elektrit”. Historia związana z tym radiem jest niesamowita: zadzwonił czytelnik i powiedział, że jego znajomy na wsi ma bardzo stary model.
    A gdy zobaczył, że jest to „Elektrit” Allegro, o mało nie zasłabł z wrażenia. Marzył o tym modelu od dawna, ale ceny na aukcjach były zbyt wysokie. Zenon Jarmołowski, za co Jan Sobolewski jest mu niezwykle wdzięczny, oddał ten model całkowicie nieodpłatnie. Gospodarz nie chciał go wyrzucać, zależało mu, by jego odbiornik trafił w dobre ręce. A do kolekcji w Kowalczukach przybył niezwykły egzemplarz…

    Odnowione odbiorniki będą jeszcze służyć długo Fot. Marian Paluszkiewicz
    Odnowione odbiorniki będą jeszcze służyć długo Fot. Marian Paluszkiewicz

    Pierwsze spotkanie z radiem tego niezwykłego hobbysty zaczęło się od totalnej porażki, w 7 klasie 1977 roku, kiedy to Janek Sobolewski wziął do rąk pierwszy schemat radiowy i próbował go zlutować. Pierwsza próba okazała się nieudana, następna również, trzecie podejście także zakończyło się klęską. Zwątpił w końcu i doszedł do wniosku, że „to nie jego bajka”. Poza tym, było to trudne zajęcie. Przede wszystkim brakowało informacji, lektury fachowej. Jedynym człowiekiem z jego otoczenia posiadającym wiedzę w dziedzinie radiotechniki był Mirosław Aleksandrowicz, jego nauczyciel od języka rosyjskiego i literatury, który miał odpowiednie lektury, detale, pomagał, tłumaczył. Uczył cierpliwości przede wszystkim, nie rezygnować, jeżeli coś się nie udaje. Pomagał, jak mógł. I jakby ktoś nie wierzył, ile dla człowieka może zrobić inny człowiek, temu niech posłuży przykład Janka i jego nauczyciela. Nauczyciel zanurzył go w świecie odbiorników, zaszczepił miłość do radia. Tak to się zaczęło: radia w jego rękach przemawiały.
    Kilka razy porzucał to zajęcie, potem znowu powracał — radia miały mocną siłę przyciągania.

    Potem zajął się naprawami telewizorów, wzmacniaczy dźwięku —– zarabiał, żeby móc się poświęcić swej pasji.
    Kolekcjonowaniem się zajął przed 8 laty, kiedy całkowicie przypadkowo trafił w internecie na jakąś kolekcję radioodbiorników. Wtedy przyszła myśl, że przecież jeszcze wiele ciekawych okazów można odzyskać. Zaczął od restaurowania własnych odbiorników, potem zaczęli je przynosić przyjaciele, znajomi, całkowicie obcy ludzie. Raz niezmiernie zdziwił ludzi stojących na przystanku autobusowym, gdy nieoczekiwanie zauważył niesamowity egzemplarz radioodbiornika — prozaicznie — na śmietniku. Mogło to wyglądać cudacznie, gdy elegancki facet w garniturze i pod krawatem taszczył z kontenera na śmieci „jakieś” stare radio.
    Pytam, zwiedziona dźwiękiem jakiejś audycji dobiegającej z drewnianego radia z dwoma pokrętłami, czy można w tych odbiornikach słuchać, np. „Radia „Znad Wilii”. Jan się śmieje, przedwojenne odbiorniki nie odbierały fal ultrakrótkich — taka możliwość pojawiła się dopiero w połowie lat 50. Starsze radia odbierały dwie częstotliwości — długie i średnie, droższe miały dodatkowo krótkie fale.

    — Renowacja wymaga wiele sił duchowych, dotykam przecież wytworu czyichś rąk, ktoś to kilkadziesiąt lat temu z miłością składał, wkładał serce, potem to radio komuś służyło… Zabieram się do odnawiania radia tylko wtedy, kiedy mam odpowiedni nastrój, natchnienie. Jest to praca delikatna, subtelna. Im bardziej zniszczony aparat, tym większe dla mnie wyzwanie. Taki odnowiony aparat cieszy duszę, cieszy oko — mówi Jan Sobolewski.

    Odtwarzanie radioodbiorników zabiera wiele czasu, czasami trwa nawet 8 miesięcy, należy szukać informacji o pochodzeniu odbiornika, o jego konstrukcji. Tak się poznaje historię poszczególnych egzemplarzy. Brakujące detale można uzupełnić ze starych zapasów, z radioodbiorników-bliźniaków. Kupuje się je na rynkach, aukcjach, w internecie. Niestety, nie jest to intratne hobby, raczej odwrotnie, wszystko sporo kosztuje. Co prawda, proponowano mu wykupienie poszczególnych okazów, ale nie są one na sprzedaż.
    — Dźwięk z odbiorników lampowych jest dla mnie naturalnym dźwiękiem . — To nie jest jakaś cyfrowo przetworzona jakość oczyszczona ze szmerów. Podobnie jest z płytami winylowymi — słychać charakterystyczne trzaski, szczególny dźwięk… Wyrośliśmy z tymi radiami, są częścią naszego dzieciństwa — odczuwasz swego rodzaju nostalgię za tamtymi czasami, przypominasz, jak to grało kiedyś… — mówi z rozrzewnieniem Jan Sobolewski

    Historia wileńskiego „Elektritu”

    Dziś już mało kto wie, że „Elektrit” było wiodącym, największym przedsiębiorstwem radiowym w Polsce, produkującym w Wilnie wysokiej klasy i jakości odbiorniki radiowe. Towarzystwo Radiotechniczne „Elektrit” w Wilnie, powołane w roku 1925 przez Samuela i Hirsza Chwolesów oraz Nachmana Lewina, przy ulicy Wileńskiej 24 prowadziło sklep, a na zapleczu warsztat radiotechniczny, zajmujący się instalacją oraz naprawą importowanego sprzętu radiowego. Sprzęt tamtego okresu wymagał fachowej obsługi. Samą antenę o długości 20 m należało zainstalować ponad dachem, dodać dobre uziemienie i połączyć je z odbiornikiem. Dzisiaj to już brzmi jak tajniki magii: do zasilania potrzebne były dwie baterie akumulatorów, stroiło się radio przy pomocy wielu gałek, łączyło się do tego zewnętrzny głośnik lub słuchawki. Czyli odsłuchanie głosu polskiego radia w Wilnie było poprzedzone szeregiem obrzędów niemal mistycznych.
    Mało tego, ta prywatna firma nie poprzestaje na imporcie sprzętu, lecz w 1927 r. zaczyna montować i sprzedawać pierwsze odbiorniki własnej konstrukcji. O ich jakości świadczy fakt zdobycia złotych medali na międzynarodowych wystawach w Paryżu i Florencji w 1927 roku.
    Pierwsza radiowa transmisja w Wilnie odbyła się 4 marca 1927 r., kiedy to z okazji Kaziuka 4 marca „Związek Strzelecki organizuje swój dzień propagandy”. Notka-zapowiedź pierwszej audycji ukazała się w gazecie „Kurjer Wileński” i przedstawiała program pierwszej audycji radiowej, mającej wydźwięk niezwykle patriotyczny: znalazły się miejsce na prelekcję o Związku Strzeleckim, „koncert skrzypiec z akompaniamentem fortepianu” (Bach, Moniuszko, Wieniawski, Chopin), dwa hymny wolności, prelekcję „Wychowanie fizyczne a obrona narodowa”. Audycja ruszyła w piątek wieczorem, nadana zaś była „na miejscu, w Wilnie”.
    Już w grudniu 1927 roku „Kurjer Wileński” zamieszcza reklamę radia „Elektrit” jako „najlepszy, bo kulturalny, modny, tani podarunek na Gwiazdkę”.
    W następnym roku, kiedy rusza stacja Polskiego Radia w Wilnie, wzrasta zainteresowanie odbiornikami. „Elektrit” rozpoczyna własną produkcję podzespołów radiowych (kondensatorów, transformatorów, głośników, obudowania oraz zasilaczy i wzmacniaczy). W 1934 roku „Elektrit” rozpoczął produkcję odbiorników na licencji wiedeńskiej firmy „Minerwa” w nowym zakładzie przy ul. gen. Szeptyckiego.
    Polskie odbiorniki eksportowano do Indii, Afryki Południowej, na Bliski Wschód.
    Po zajęciu Wilna przez ZSRR nastąpiła pośpieszna ewakuacja zakładów do Mińska. Pośpiech był konieczny z uwagi na mające nastąpić przekazanie części Wileńszczyzny wraz z Wilnem — Litwie. W 1940 r. produkowano w Mińsku radioodbiorniki z przywiezionych z Wilna podzespołów i rosyjskich lamp. W 1941 r. zakład został zniszczony przez Niemców. Fabrykę uruchomiono powtórnie w 1946 r. pod nazwą „Zakład Radiowy im. W. Mołotowa”. Produkowała odbiorniki radiowe „Mińsk” łudząco podobne do przedwojennych „Elektritów”.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Po Puszczy Rudnickiej z Tomaszem Krzywickim: szlakiem niepodległościowych miejsc pamięci

    Publikacja została wydana w 2023 r. przez Instytut Pamięci Narodowej — Komisję Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu z Oddziałem w Warszawie. Autor prowadzi czytelnika w głąb Puszczy Rudnickiej, przedstawia pokrótce bogate środowisko przyrodnicze, ale przede wszystkim koncentruje się wokół miejsc...

    Trudna sytuacja w rejonie solecznickim. TIRY-y czekają na odprawę pięć dni

    — Długa kolejka TIR-ów w stronę granicy litewsko-białoruskiej zaczęła tworzyć się już przed trzema tygodniami. Od tego czasu tylko się zwiększa. Największe kolejki TIR-ów tworzyły się zwłaszcza w weekend, po niedzieli nieznacznie się zmniejszały. W ostatnią sobotę, 13 kwietnia,...

    Dworek w Wilkiszkach czeka na renowację

    — Na skutek pożaru dworek ucierpiał w znacznym stopniu. Największe straty pożar wyrządził w lewym skrzydle, gdzie zapadł się dach i rusztowania. Prawe skrzydło jest praktycznie całe, ale, niestety, również ucierpiało wskutek zalania wodą podczas gaszenia ognia. Również na...

    Egzamin pośredni z języka polskiego zostanie zaliczony podczas matury

    Tegoroczna sesja egzaminów pośrednich dla jedenastoklasistów będzie miała charakter pilotażowy — poinformował na swej stronie resort oświaty, nauki i sportu. Oznacza to, że uzyskane wyniki będą mogły zostać zaliczone na życzenie jedenastoklasistów do oceny końcowej państwowych egzaminów maturalnych. — W...