Czym i za ile latać? Lepiej kupić czy wynajmować? A może prościej i taniej latać samolotami rejsowymi? A jeśli tak, to latać tanimi liniami lotniczymi, czy jednak korzystać z usług renomowanych przewoźników? Dyskusje na ten temat toczą się od kilkunastu lat, a ostatnio powróciły jak bumerang, ale z nowym natężeniem.
To napięcie wywołała podróż do Londynu prezydent Dali Grybauskaitė, która na pogrzeb byłej premier W. Brytanii Margaret Thatcher poleciała samolotem tanich linii lotniczych. Według Urzędu Prezydenta, głowa państwa wybrała ten rejs, bo był najtańszym z możliwych wariantów dostania się do Londynu.
Sprawdziliśmy. Rzeczywiście, ceny tanich przewoźników zaczynają się już od 260 litów w obydwie strony. W dodatku linie te oferują bezpośredni przelot z Wilna do Londynu (na lotnisko Luton położone 50 km od centrum brytyjskiej stolicy).
Ceny ofert Lufthansy, SAS czy LOT zaczynały się natomiast od ponad 1 000 litów i często z przesiadką we Frankfurcie, Kopenhadze czy Warszawie. Wiąże się to dodatkowo ze stratą czasu na podróż.
Ze względów oszczędnościowych decyzję prezydent należałoby więc uznać za jak najbardziej racjonalną. Niemniej, nie zabrakło też słów krytyki.
— To jest nienormalne — stwierdził premier Algirdas Butkevičius. Powiedział on, że rozumie, iż prezydent nie miała innego wyboru, ale…
Jego zdaniem, rząd powinien rozważyć możliwość zakupu samolotu, z którego mogliby korzystać zarówno prezydent, jak też ministrowie jego rządu. Co ciekawe, pomysł premiera poparło 45 proc. uczestników sondażu przeprowadzonego przez największy litewski portal DELFI.
Przeciwników wydawania publicznych pieniędzy na samoloty dla VIP-ów było jednak więcej — prawie 52 proc. respondentów. Pozostali nie mieli zdania.
Premier tymczasem uważa, że społeczeństwu brakuje zwyczajnej wiedzy na temat kosztów podróży samolotami rejsowymi czy też samolotami rządowymi. Zakup jednego samolotu może wiązać się bowiem z wydatkiem od 60 do 150 milionów litów, w zależności od tego, czy będą to kilkunastomiejscowe i transatlantyckie Embraer Legacy lub Falcon 900 EX, czy też zabierające na pokład kilkudziesięciu pasażerów Embraer 170 (na zdjęciu) lub Airbus 319 CJ o kontynentalnym zasięgu.
Podobny dylemat, ale 20 lat temu, mieli Irlandczycy. Tamtejszy rząd planował zakup za 15 mln funtów irlandzkich samolotu Gulfstream. Opinia publiczna krytycznie odniosła się do tych planów, ale niebawem zmieniła zdanie, gdy rząd przedstawił szczegółowe kalkulacje. Wynikało z nich, że jeżeli rząd dysponuje własnym samolotem, to w dłuższym okresie koszta podróży urzędników są mniejsze niż korzystanie z regularnych połączeń lotniczych.
Irlandzki resort finansów wyliczył, że jednodniowy pobyt, na przykład, w Brukseli, delegacji rządowej korzystającej z połączeń liniowych kosztuje około 13 tys. funtów, a efektywna ich praca trwa najwyżej pięć godzin. Reszta dnia jest stracona. Lot samolotem rządowym kosztowałby podatnika około 14 tys. funtów, ale pobyt trwałby aż trzy, cztery razy krócej. Irlandczycy ustalili, że przy dłuższych wyjazdach koszty pobytu z wykorzystaniem linii lotniczych są o wiele wyższe, bo dochodzą opłaty za hotele, diety itp. Rząd Irlandii ostatecznie zakupił Gulfstreama.
Za przykładem Irlandczyków poszły rządy kilkunastu innych państw, którym również udało się przekonać swoje społeczeństwa do zakupu specjalnych samolotów. Toteż światowa flota rządowych maszyn liczy dziś kilkaset sztuk. Od skromnych odrzutowców klasy business po „latające twierdze”, za jakie są uznawane samoloty prezydentów USA, Rosji czy też przywódców Chin. Są jednak też inne przykłady jak chociażby węgierski.
Tamtejszy rząd nie ma w ogóle swoich samolotów, a wszyscy urzędnicy korzystają z linii rejsowych. Również o wiele bogatsza od Węgier, a tym bardziej od Litwy, Finlandia nie dysponuje rządowymi samolotami i jej urzędnicy, w tym również prezydent, muszą korzystać z usług linii lotniczych. Finowie mają jednak przewoźnika narodowego FinnAir, toteż korzystając z jego usług, tamtejsi urzędnicy nie tylko oszczędzają, ale dodatkowo też wspierają spółkę narodową. Podobnie jest z węgierskimi urzędnikami i węgierskim przewoźnikiem… właśnie Wizz Air, z którego tanich usług skorzystała prezydent Grybauskaitė.
Litwa natomiast nie ma nie tylko samolotów rządowych, ale też narodowej spółki lotniczej. Sytuacja być może zmieni się niebawem, jeśli powiodą się plany samorządu Wilna, który zamierza uruchomić w połowie roku swoją linię lotniczą „Air Lituanica”.
Sprawa posiadania albo własnych samolotów, albo narodowego przewoźnika dla Litwy staje się pilna zwłaszcza w przededniu naszego przewodnictwa w Unii Europejskiej. W tym okresie w Wilnie i w Brukseli odbędzie się ponad sto spotkań delegacji różnego szczebla. Przy tak intensywnych podróżach litewscy urzędnicy na pewno sporo zaoszczędziliby, korzystając z rządowych samolotów albo z usług narodowego przewoźnika, bo dziś z Wilna do Brukseli nie latają nawet tanie linie lotnicze.