Więcej

    Gazeta w moim życiu – ks. Józef Aszkielowicz

    Czytaj również...

    Ks. Józef Aszkiełowicz Fot. Marian Paluszkiewicz
    Ks. Józef Aszkiełowicz Fot. Marian Paluszkiewicz

    Może tytułem wstępu słów kilka o księdza młodości i powołaniu do kapłaństwa. Ponoć było ono trochę niezwykłe. Jak to było?

    Urodziłem się w tradycyjnej polskiej katolickiej rodzinie. Niby niczym nie różniącej się od wielu innych. Zawsze na pierwszym miejscu był Bóg i język ojczysty, aczkolwiek bez większej przesady. Otrzymawszy przykładne wychowanie w domu, w 1975 r. zostałem powołany do wojska. Tam wszystko było inaczej, bo nawet pacierz w ukryciu i na szybko się odmawiało. Nie mówiąc już o jakiejkolwiek Mszy św., czy sakramentach. Dyscyplina, brutalne zachowanie się, niecenzurowane słowa itp. Taka była codzienność. Pomimo że nie byłem przesadnie pobożny, w sercu z dnia na dzień zaczynałem odczuwać coraz większą pustkę, czegoś mi było stale brak.
    Pewnego razu pełniłem nocą wartę, gdy coś we mnie jakby drgnęło. Upadłem na kolana i wzniósłszy oczy ku górze zacząłem się gorąco modlić. Myślę, że to właśnie wtedy poczułem większą potrzebę być bliżej Boga. Może to właśnie wówczas był moment mego kapłańskiego powołania. Może to wówczas i w taki sposób Bóg zechciał, żebym służył Bogu i ludziom. Tak teraz myślę, ale boskie drogi są zawsze tajemnicze i nam, ludziom, nieznane. Czasem Bóg działa sam, a czasem poprzez innych, nawet nieznanych nam ludzi.

    A co było po powrocie z wojska? Jak toczyły się dalsze księdza losy?

    Po powrocie do domu zacząłem coraz bardziej przybliżać się do Boga i odczuwałem w tym coraz większą satysfakcję, coraz bardziej optymistycznie zacząłem postrzegać życie. Zacząłem też się zastanawiać, co ja mogę zrobić, by moje i innych życie było jeszcze pełniejsze, ładniejsze. Zauważyłem jak wiele jest w tej dziedzinie do zrobienia. I chyba tak dojrzałem do seminarium. Tam też nie było lekko: dyscyplina, wielu rzeczy i przyzwyczajeń należało się wyrzec. To było zupełnie inne i nowe życie. Nie wszyscy potrafili wytrwać do końca, niektórzy odchodzili. Wytrwałem dzięki łasce Bożej, za co codziennie Bogu szczerze dziękuję. Być kapłanem też nie jest lekko, powiedziałbym nawet bardzo trudno, bo kapłan też człowiek, ma także, jak inni ludzie, swoje słabości i trudne chwile. Jedno jest jednak pewne, że jeśli stale i we wszystkim będziemy szukać tylko woli Bożej, Bóg nigdy nie odmówi swej łaski.
    Czasem ludzie mówią: „Bóg mnie opuścił”. Nie, Bóg nigdy nie opuszcza nawet największego grzesznika. Bóg, jak Dobry Pasterz, poszukuje nawet jednej zagubionej owcy. A jak dalej potoczyły się moje losy? Służyłem wiernym i nadal służę, jak potrafię najlepiej, już w kilku parafiach. Życie kapłana, to ciągła walka Prawdy z nieprawdą, ciągły wybór pomiędzy dobrem i złem.

    Z tego wynika, że całe nasze życie to jedna walka zarówno o przetrwanie materialne, jak i życie duchowe. Czyli ciągły niepokój?

    Dla człowieka wierzącego to nie jest ciągły niepokój, to raczej ciągłe starania, by wybrać w życiu to co najlepsze — i dla duszy, i dla ciała. Człowiek, który ma czyste sumienie, nigdy nie będzie dręczony niepokojem. To tak jak nigdy nie będzie się bał policji trzeźwy kierowca, a pijany zawsze będzie musiał drżeć, uciekać, chować się i ciągle denerwować, aby go nie złapali.

    Były długie lata ateizacji i wiemy dobrze, jakie wywarły na nas piętno. Ale ateizacja nadal trwa, tylko w innej formie. Dziś zamiast wartości duchowych świat nam proponuje pieniądze, luksusowe samochody, domy-pałace i my za tym wszystkim się uganiamy, często ostatkiem sił. W tym wielkim maratonie nie mamy czasu dla rodziny, dzieci, nawet dla Boga. To nowe sztuczki szatana, który przyciąga nas do siebie coraz to nowymi błyskotkami. Ale błyskotki te kiedyś znikną i niejeden ze smutkiem stwierdzi, że zmarnował życie, gdy stanie przed Sędzią, który jest wprawdzie miłosierny, ale i sprawiedliwy i „rozliczy” nas z każdego centa. A oznacza to, że za dobro nam wynagrodzi, a za zło będziemy musieli odpokutować. To podobnie jak w szkole: za dobrze odrobioną lekcję otrzymasz dziesiątkę, za źle — dwójkę.

    Bóg nam w niebie obiecał złotą koronę i wieczne życie, a jakże często my wybieramy podrzucane przez diabła ochłapy. Przykro, że niekiedy aż tak bardzo nie lubimy siebie i wybieramy zamiast dobra zło. Przykro, że tak tanio sprzedajemy obiecaną nam godność królewską. A wszak po tamtej stronie życia będziemy przesiani przez gęste Boskie sito: plewy na zawsze odpadną, zostanie tylko zdrowe ziarno.
    Mówi się, że człowiek przez całe życie uczy się wielu rzeczy potrzebnych mu na co dzień. To prawda, ale przez całe życie też musi się uczyć religii, poznawania Boga, całe życie powinien się w swojej wierze doskonalić i ją pogłębiać. Do wiary w Boga należy dorosnąć, a dorasta się przez całe życie. Ci, którzy nie chcą w tej dziedzinie podwyższać swoich „kwalifikacji”, tak jak w życiu — zostaną po prostu za burtą.

    Ale przejdźmy teraz do naszego dziennika. Kiedy właściwie znalazł się w księdza życiu? Może od dzieciństwa?

    Nie. Faktycznie w moim życiu dopiero po wojsku zaczęło się wiele rzeczy zmieniać. Może to właśnie i była ta gorzka i ciężka szkoła, w której zacząłem prawdziwie dojrzewać i umieć odróżnić plewy od zboża.
    Z gazetą (wówczas jeszcze „Czerwony Sztandar”) na dobre się zaprzyjaźniłem dopiero po wojsku i seminarium (dotąd nie było czasu), czyli w 1984 roku. Moim zdaniem byliście już wtedy wspaniali, bo bardzo wiele potrafiliście napisać pomiędzy wierszami, trzeba to tylko było umieć i chcieć odczytać. Wiem, że dziś też nie o wszystkimi możecie otwarcie pisać, ale to co robicie, robicie dobrze. Obecnie szczególnie cieszę się z artykułów na tematy religijne i chciałbym ich widzieć jeszcze więcej. My, księża, głosimy Słowo Boże w kościele, a wy (jedyni ze świeckiej prasy) podajecie wiele ciekawych rzeczy z religii, wiele rzeczy też bardzo dostępnie tłumaczycie. W sumie tworzymy wspaniały duet.

     

    Ks. Józef Aszkiełowicz ze swoją rodziną: bratem Tadeuszem, jego żoną Anną, bratankiem Wojciechem z żoną Elą i maleńkim Robertem
    Ks. Józef Aszkiełowicz ze swoją rodziną: bratem Tadeuszem, jego żoną Anną, bratankiem Wojciechem z żoną Elą i maleńkim Robertem Fot. Marian Paluszkiewicz

    A co z naszą polskością, tradycjami dziadków, pradziadków?

    Nie powiem, że jest źle, ale czasem tak bardzo smutno, że w niektórych polskich rodzinach (nie wiadomo, dlaczego) nie rozmawiają już i nawet nie modlą się po polsku.
    Starsi ludzie z pewnością pamiętają dawną pieśń, której dwie zwrotki tak oto pięknie brzmiały: „Nad moją kolebką matuś się schylała/I pacierz po polsku mówić nauczała…”.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Chciałoby się zapytać, gdzie dziś podziała się ta „matuś”. Co się zmieniło i dlaczego? Może zawładnęła nami mamona, opanowała znieczulica? Wszak tak jak do wiary, tak i do polskości trzeba dorosnąć i mam nadzieję, że dobry Bóg sprawi, iż kiedyś wszyscy do tego dorośniemy.

    Jako kapłan spotykałem się z przypadkami, gdy człowiek na łożu śmierci mówił: „Zmarnowałem swoje życie, dbałem jedynie o karierę i bogactwo, dziś wszystko zostawiam i z pustymi rękoma odchodzę do Pana”. Smutne to bardzo, ale jakże prawdziwe, że człowiek swoimi rękoma i często na własne życzenie marnuje swoje życie i czas. Byłbym jednak niesprawiedliwy, gdybym tylko o tym mówił, bo na swojej drodze spotykałem wiele pięknych katolickich rodzin, wiele pięknej młodzieży. Stale dziękuję w swoich modlitwach za ten dar.

    Ale skoro jesteśmy przy jubileuszu naszej gazety, to czego ksiądz by chciał życzyć gazecie, dziennikarzom i jej czytelnikom?

    Może zacznę trochę inaczej. Uważam was, dziennikarzy, za bohaterów, ponieważ w każdej sytuacji i w każdym ustroju nie straciliście swojej twarzy, płynęliście i płyniecie do źródła jakże często pod prąd i pod wiatr. I tu muszę się do jednego przyznać. Pomimo że jest już Internet i wiele treści można tam przeczytać, ja osobiście muszę mieć w ręku gazetę i dopiero wtedy mam pełną satysfakcję.
    Czego życzyć? Dalej tak trzymać! I wytrwać, nie stracić nadziei i odwagi, stawać po stronie Dobra i Prawdy. Życzę jeszcze, żeby Wasza gazeta była promotorem polskości. Prawdy i Wiary oraz tradycji naszych ojców. Czytelnikom życzę łask Bożych, by częściej czytali swoją gazetę, a dziennikarzom nowych pomysłów i weny twórczej!

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Echa Bożego Miłosierdzia w ludzkim wymiarze

    W minioną sobotę w Wileńskim Seminarium Duchownym w Kalwarii odbyła się międzynarodowa konferencja o Miłosierdziu Bożym. Prelegentami byli głównie księża i siostry zakonne z Litwy oraz Polski, których wykłady opierały się na wywodach Ojców Kościoła, jak też na własnych obserwacjach. Wiadomo,...

    W Wilnie międzynarodowa konferencja Apostolstwa Bożego Miłosierdzia

    Wciąż jeszcze trwa Rok Miłosierdzia Bożego. Z tej okazji odbywa się wiele świąt, uroczystości i konferencji. W dniach 17-18 września Wilno znowu rozkwitnie Miłosierdziem. W najbliższą sobotę, 17 września, odbędzie się w Wileńskim Seminarium Duchownym o godz. 10.00 międzynarodowa Konferencja...

    Modlitwa nad nieznanymi grobami zesłańców w rosyjskiej tajdze

    W minionym miesiącu litewsko-polska grupa zapaleńców wyjechała aż pod sam Ural w obwodzie permskim do wsi Galiaszyno, gdzie jeden z byłych zesłańców postanowił upamiętnić duże miejsce pochówku Polaków i Litwinów. Miejsc takich w Rosji jest dużo i wszystkich nie da...

    Ks. Damian Pukacki: Opus Dei drogą do świętości poprzez pracę

      Rozmowa z ks. Damianem Pukackim, duszpasterzem wspólnoty Opus Dei w Krakowie „Świętość składa się z heroizmów. Dlatego w pracy wymaga się od nas heroizmu, dobrego »wykończenia« zadań, które do nas należą, dzień po dniu” (św. Josemaría)   Czym jest Opus Dei, jak...