Więcej

    Rosyjskie niedzielne szkółki wystraszyły konserwatystów

    Czytaj również...

    Dziś oprócz szkół mniejszości narodowych na Litwie działają nieliczne szkoły wspierane przez zagraniczne placówki i agencje, m. in. szkoła francuska na wileńskim Antokolu Fot. Marian Paluszkiewicz
    Dziś oprócz szkół mniejszości narodowych na Litwie działają nieliczne szkoły wspierane przez zagraniczne placówki i agencje, m. in. szkoła francuska na wileńskim Antokolu Fot. Marian Paluszkiewicz

    Histeryczna reakcja litewskich mediów i elit politycznych na zapowiedź Rosji, że jej rząd będzie wspierał za granicą, w tym w krajach bałtyckich, rosyjskie szkoły, dowodzi, że w tegorocznej kampanii wyborczej, obok tradycyjnie używanej „karty polskiej”, będzie też mocno rozgrywana „karta rosyjska”. Niektórzy prawicowi politycy otwarcie wiążą rosyjskie plany z aktywnością polskiej mniejszości na Litwie.

    Były szef sejmowego Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, konserwatywny poseł Arvydas Anušauskas twierdzi, że swoje plany Rosja ogłosiła nieprzypadkowo – i jak mówi – w chwili, kiedy działacze Akcji Wyborczej Polaków na Litwie protestują przeciwko łamaniu praw mniejszości narodowych. Anušauskas przy tym tłumaczy, że to nie Litwa łamie prawa mniejszości, tylko mniejszość polska łamie litewskie prawo. Poseł prawdopodobnie miał na myśli ostatnie oświadczenia polityków AWPL w obronie dyrektora administracji samorządu solecznickiego Bolesława Daszkiewicza ukaranego przez litewski sąd drakońską grzywną za polskie tabliczki z nazwami ulic.

    Według obowiązującej od 1991 roku Ustawy o Mniejszościach Narodowych, takie tabliczki mieszkańcy mogli umieszczać na swoich domach. Jednak za rządów konserwatystów w 2010 r. ustawa przestała obowiązywać, a sądy zaczęły ścigać Polaków. Za nieusunięcie tablic są karani administratorzy samorządów, którzy nawet nie mają pełnomocnictw prawnych, żeby bez zgody właściciela mogli usunąć z prywatnej posesji prywatną tabliczkę z polską nazwą.

    Polska mniejszość zaczęła protestować, a protesty te zaostrzyły się w marcu 2011 roku, kiedy prawicowo-liberalna większość na czele z konserwatystami przyjęła nową Ustawę Oświatową ograniczającą naukę w języku ojczystym w szkołach mniejszości narodowych. Wbrew 60 tys. podpisom przedstawicieli mniejszości narodowych prezydent Dalia Grybauskaitė podpisała ustawę. Od marca też protesty mniejszości narodowych, głównie polskiej, przeciwko ograniczaniu ich praw tylko nasilały się. Doszło nawet do strajków szkół polskich oraz wielotysięcznych manifestacji.

    Właśnie od 2010 roku, a nie „ostatnio”, jak błędnie (świadomie czy też nie) podaje poseł Anušauskas, rozpoczęły się i trwają do dziś akcje protestacyjne i oświadczenia polskich organizacji w obronie łamanych praw mniejszości narodowych. Próbę powiązania ich z faktycznie ostatnim oświadczeniem rosyjskiego rządu ws. wspierania szkół wydaje się, że jest naciąganiem sytuacji na potrzeby wyborcze prawicowych sił i stojącej za nimi prezydent Grybauskaitė. Urząd Prezydenta określił rosyjskie plany, jako „próbę budowania piątej kolumny” (podobne określenie prawicowi działacze od lat używają też wobec polskich szkół na Litwie) oraz „mechanizmem rosyjskiej propagandy”.

    „Najbezpieczniejszym jest to, że przekonują, iż za rosyjskie pieniądze muszą tu powstawać rosyjskie szkoły, próbuje się budować piątą kolumnę. Pranie mózgów tzw. rosyjskim standardem” — powiedziała w wywiadzie dla radia „Žinių radijas” doradca prezydent ds. oświaty, nauki, kultury i organizacji pozarządowych Virginija Būdienė. Zauważyła przy tym, że dotychczas „rosyjski standard” był na Litwie znany jako „pewien napój” (wódka — przyp. red.).
    Premier Algirdas Butkevičius wyklucza zakładanie na Litwie szkół z innym niż litewskim programem nauczania, bo jak mówi, nie pozwala na to prawo litewskie.

    Podobna ostra reakcja wobec ogłoszonych planów była również w Estonii i na Łotwie. Łotewska minister nawet oświadczyła na wyrost, że żadna szkoła rosyjska nie zostanie akredytowana w kraju i nie otrzyma też łotewskiej licencji na działalność.
    Histeria litewskich mediów i elit politycznych wobec zapowiedzi Ławrowa w kontekście stoickiego spokoju premiera Butkevičiusa po raz kolejny pokazuje świadomą eskalację nastrojów przeciwko mniejszościom narodowym.

    Były minister oświaty Gintaras Steponavičius, który był inicjatorem ograniczenia nauki w językach mniejszości narodowych, jako jeden z pierwszych był oburzony wobec planów Rosji Fot. Marian Paluszkiewicz
    Były minister oświaty Gintaras Steponavičius, który był inicjatorem ograniczenia nauki w językach mniejszości narodowych, jako jeden z pierwszych był oburzony wobec planów Rosji Fot. Marian Paluszkiewicz

    Z projektu rządowego programu „Rosyjska szkoła za granicą”, do którego dotarliśmy, wynika bowiem, że faktycznie przewiduje on zakładanie i finansowanie rosyjskich szkół od szczebla placówki ogólnokształcącej, przez zajęcia pozalekcyjne do szkółek niedzielnych. Jednak, jak czytamy w programie, typ szkoły będą określały porozumienia międzynarodowe i dwustronne. Z dokumentu wynika, że szkoły ogólnokształcące z rosyjskim programem nauczania będą mogły powstawać w krajach mających z Rosją odpowiednie porozumienie lub wyłącznie przy rosyjskiej placówce dyplomatycznej dla dzieci obywateli Rosji.

    Według ocen rosyjskiego MSZ, np. tylko w Estonii mieszka ponad 100 tys. rosyjskich obywateli, w tym 10 tys. dzieci w wieku szkolnym.
    Z kolei ambasador Rosji na Łotwie Aleksandr Wiszniakow zauważył w tamtejszym programie „900 sekund”, że ponieważ na Łotwie prawo nie przewiduje nauczania w szkołach krajowych według programów zagranicznych, to tam będzie możliwa działalność szkółek niedzielnych lub organizowania zajęć pozalekcyjnych. Podobna sytuacja jest również w Estonii i na Litwie. Straszenie więc powstawaniem w kraju sieci rosyjskich szkół, w których będzie formowana „piąta kolumna” jest co najmniej nieodpowiedzialną postawą litewskich polityków i mediów.

    Projekt „Rosyjska szkoła za granicą” jest w Rosji omawiany już od ponad dwóch lat i wciąż nie wiadomo, kiedy zostanie przyjęty. Według założeń, realizacją projektu ma się zająć „Rossotrudniczestwo”, federalna agencja ds. WNP, Rosjan za granicą i międzynarodowej współpracy humanitarnej.
    Jednak władze Rosji nie ukrywają, że działalność „Rossotrudniczestwa” ma wymiar nie tylko oświatowy i humanitarny, ale też polityczny. Jak zauważa w niedawnym wywiadzie szef agencji Konstantin Kosaczow, że gdyby Rosja znacznie wcześniej podjęła się działań wsparcia rosyjskiej kultury i oświaty za granicą, to może nawet nie doszłoby do dzisiejszych wydarzeń za granicą.
    „Należy zauważyć, że z Ukrainy do Rosji na studia zapraszamy rocznie zaledwie kilkaset osób, które w większości pozostają u nas. Tymczasem tylko Polska co roku zaprasza do siebie około 2 tys. ukraińskich studentów. Oni, również z USA, Kanady, Ukrainy i innych krajów wracają na Ukrainę i to właśnie oni stanowią siłę broniącą na Majdanie wartości Zachodu. Tymczasem nie ma tam młodych ludzi, którzy mogliby bronić wartości sojuszu Euroazjatyckiego” – powiedział niedawno dla „Wzglad” Konstantin Kosaczow.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    220. rocznica III rozbioru Rzeczypospolitej Obojga Narodów

    Dokładnie 220 lat temu z mapy Europy, w jej samym centrum, zniknął unikalny organizm państwowy, który na parę lat przed jego unicestwieniem zdążył jeszcze wydać na świat pierwszą na kontynencie konstytucję. Na jej podstawie miało powstać współczesne, demokratyczne na...

    Kto zepsuł, a kto naprawi?

    Przysłowie ludowe mówi, że „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. I tak zazwyczaj w życiu bywa. W polityce też. Po zakończeniu maratonu wyborczego w Polsce nasz minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius wybiera się do Warszawy. Będzie szukał kontaktów z...

    Oskubać siebie

    Będący już na finiszu przetarg na bojowe maszyny piechoty został raptem przesunięty, bo Ministerstwo Ochrony Kraju tłumaczy, że otrzymało nowe oferty bardzo atrakcyjne cenowo i merytorycznie. Do przetargu dołączyli Amerykanie i Polacy. Okazało się, co prawda, że ani jedni,...

    Odżywa widmo atomowej elektrowni

    Niektórzy politycy z ugrupowań rządzących, ale też część z partii opozycyjnych, odgrzewają ideę budowy nowej elektrowni atomowej. Jej projekt, uzgodniony wcześniej z tzw. inwestorem strategicznych — koncernem Hitachi — został zamrożony po referendum 2012 roku. Prawie 65 proc. uczestniczących w...