Więcej

    Majster od siedmiu boleści

    Chyba nie trudno zauważyć, szczególnie w sypialnych dzielnicach mieszkaniowych naszej stolicy, jak też niemal na każdym domu i słupie aż się pstrzy od różnego rodzaju ogłoszeń: naprawiam komputery, kleję tapety, układam kafelki itp. Takich, którzy w ten sposób się reklamują — jest mnóstwo. Kiedyś o takich mówiono „majster złota rączka”, bo wszystko umiał.
    Dziś takich też pełno, tylko że „nie złota” rączka, a od siedmiu boleści, bo niby wszystko umieją i na wszystkim się znają, a tak naprawdę to na niczym. Zadzwonisz do takiego „ze słupa” — przyjedzie, pogrzebie np. w komputerze, pieniądze weźmie i za pięć minut znowu trzeba innego wołać, bo okazuje się, że, zamiast naprawić — zepsuł. A jak się powtórnie do takiego zadzwoni, to już nie odbiera telefonu albo odpowiada, że pomyłka.
    Dzwoń po następnego „ze słupa”, jeśli chcesz taniej, bo firma za sam tylko  przyjazd bierze 30 litów. Nie aż to tak tanio. Tylko że w sumie jak kilku takich przyjdzie, to zarobisz jak Zabłocki na mydle.
    Może więc nie warto lecieć na taniochę, bo skąpy dwa razy traci.
    Lepiej chyba od razu zwrócić się do fachowca z firmy i mieć gwarancję, że to dobry specjalista, a nie majster samozwaniec od siedmiu boleści.
    Dobry majster nie szuka „chałtury” po domach, a pracuje w solidnej firmie.