Więcej

    Wróg wroga nie musi być przyjacielem

    Świat obiegła wiadomość o przemówieniu Władimira Putina na szczycie Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku — pierwszym od wielu lat — w którym zapowiedział walkę z Państwem Islamskim w Syrii. Następnego dnia lotnictwo rosyjskie przypuściło pierwsze ataki na terenie tego ogarniętego wojną kraju.
    Pierwszy cel, jaki chce w ten sposób osiągnąć Kreml, to przerwanie międzynarodowej izolacji po napaści na Ukrainę i okupowaniu jej części. Sankcje uderzyły w rosyjską gospodarkę, ale i wojsko — m. in. nie sprzedano Rosji francuskich desantowców Mistral.
    Drugi cel to energetyka. Chodzi o zablokowanie drogi budowie rurociągu kaspijskiego, który by miał uniezależnić Europę od rosyjskich surowców. Szczególnie że jako dostawca pojawia się Iran, dotąd izolowany, a z którym obecnie ocieplają się relacje i USA, i Europy.
    Motyw zaś trzeci — dopóki w Syrii trwa wojna, dopóty Europę zalewać będą destabilizujący ją — na razie tylko politycznie — imigranci. Rosji fala imigracji nie grozi, a skłócona i słaba Europa jest Kremlowi bardzo na rękę. Dzięki wojnie w Syrii rosyjska machina wojenna się kręci, podobnie jak propagandowa. Jedną rzecz jednak przemilcza — obiekty, które zbombardowali rosyjscy lotnicy, wcale nie należały do Państwa Islamskiego.