Więcej

    Progresywna demagogia

    Po raz kolejny pojawiły się propozycje wprowadzenia podatku progresywnego — to znaczy takiego, przy którym zarabiający więcej płaciliby wyższą stawkę podatku od dochodu. Obecnie jest podatek liniowy — zgodnie z którym, wszyscy, niezależnie od wysokości zarobków, płacą tą samą stawkę podatku — na Litwie to 15 procent od dochodu.
    Nie ma co ukrywać — o podatku progresywnym mówić zaczęto nie ze względu na potrzebę jego wprowadzenia, tylko dlatego, że za rok będą wybory sejmowe. Jako przykłady progresji podatkowej podaje się kraje skandynawskie — zapomina się jednak, że one się nie borykają z szarą strefą na rynku pracy, zatrudnianiem ludzi na czarno czy płaceniem części wynagrodzeń „w kopertach”. Ich na progresywne podatki stać — a nas może to drogo kosztować, bo ich wprowadzenie może szarą strefę rozszerzyć.
    Nie ma co się spodziewać, że progresywny podatek rozwiąże problem deficytu budżetowego, bankrutującego systemu emerytalnego, rosnących cen czy pustek w kasach samorządów. Nie rozwiąże, bo też jego proponenci nie po to chcą go wprowadzić — tylko by poprawić sobie notowania przed wyborami. Lekarstwo na problemy finansowe państwa jest bowiem proste i od dawna znane.
    Wystarczy nie kraść.