Nie, tu nie komentarz dnia (a raczej roku) trzeba, a w te pędy scenariusz do filmu a la Hollywood, pisać. I szybciutko go nakręcić, żeby ludzie na Święta komedię mieli.
W czwartek (19 listopada) wieczorem wilnianie — a potem w telewizji cała Litwa, a nie daj Boże i kawałek świata — byli świadkami scen jak z filmów rodzaju šaudom-gaudom (strzelamy-łapiemy).
Aresztowany osobnik, pozostawiony sam na sam w policyjnym wozie, skuty kajdankami (z przodu!) chwyta automat i wieje przez płot. Policja ogłasza stan paniki. 3 000 policjantów. Brygada antyterrorystyczna. Wojskowy śmigłowiec. Totalne blokady!
A facet — w kajdankach i z kałasznikowem pod ubraniem — transportem publicznym odjeżdża w siną dal…
Wreszcie, po 5 godzinach poszukiwań, policja znajduje go na drugim końcu miasta. Bez wyrzuconej broni i kajdanków.
Szef zhańbionej policji litewskiej jeszcze nie podał się do dymisji. Ale fakt, że kiedy obudzony późnym wieczorem przez przewodniczącą Sejmu (o 4 rano miał lecieć do Brukseli…) mówił, że wszystko jest w porządku, świadczy jak karygodnie olimpijski spokój panuje w naszej praworządności.
Rozdać automaty policjantom, bo terroryzm w Europie szaleje? Niech się lepiej nauczą kajdanki zakładać! Od tyłu.
PS. Naujininki, owa dzielnica, w której się schronił potencjalny terrorysta, znajduje się tuż pod lotniskiem. Cholera, że też zapomniano podnieść na równe skrzydła natowską policję powietrzną z Szawel!