Więcej

    Nowe kary dla kierowców, czyli najłatwiej to z armaty do wróbla

    Im bliżej wybory, tym bardziej wrze w głowach obecnie nam panującym politykom. No, bo czasu coraz mniej, a wykazać się przecież trzeba. Skandal z wypadkiem drogowym spowodowanym przez pijaną dyrektorkę Narodowej Służby Rolnej to doskonała okazja — uznali niektórzy posłowie i zaraz zaczęli trąbić, że trzeba zlikwidować dotychczasowe dozwolone 0,4 promila („0” nie tylko dla żółtodziobów i zawodowców) wprowadzić punkty karne i wyższe mandaty. Czyli powrócić do metod z czasów sowieckich, a które to były wycofane jako nieefektywne.
    Walczyć z wojną na drogach Litwy, gdzie są kaleczeni i zabijani ludzie, trzeba. Ale czy kiedy jakieś bmw wjeżdża z rozpędu w przystanek pełen ludzi, to jest temu winne te 0,4 promila, czy za niskie mandaty?
    Co rozsądniejsi politycy radzą, żeby sytuację ratować od ponownego rozpatrzenia polityki wychowawczej kierowców. Szczególnie tej najmłodszej grupy, którą należy wyodrębnić i wobec której stosować najostrzejsze kary. Ale nie tylko zabierać prawa jazdy, ale zmuszać do przemyślenia swoich czynów poprzez np. obowiązkowe dodatkowe zaliczenia kursów w szkołach nauki jazdy, a także np. u psychologów. Bo wiadomo, czym skorupka za młodu nasiąknie… A na razie najłatwiej to z armaty do wróbla, no nie?