Więcej

    Kristina Sabaliauskaitė: „Silva rerum” — opowieść odsłaniająca tajemnice wielokulturowego Wilna

    Czytaj również...

     Kristina Sabaliauskaitė, autorka bestselleru „Silva rerum” Fot.Paulius Gasiunas

    Kristina Sabaliauskaitė, autorka bestselleru „Silva rerum” Fot.Paulius Gasiunas

    Rozmowa z Kristiną Sabaliauskaitė, litewską pisarką, autorką m.in. zbioru opowiadań „Vilnius. Wilno. Vilna. Three Short Stories”. Największą sławę przyniosła jej trylogia „Silva rerum” , która już została przetłumaczona na język angielski i łotewski. Jesienią ukazał się polski przekład pierwszego tomu powieści.

    „Silva rerum” ogłoszono na Litwie bestsellerem. Ile książek ukazało się w druku?

    Pierwsza część miała 16 wydań, druga 12, a trzecia, wydana dopiero w ubiegłym roku — 6.
    Co oznacza zagadkowy tytuł „Silva rerum”?

    W tłumaczeniu z łaciny „Las rzeczy”. Za czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów „Silva rerum” to był rodzaj domowej książki w domach szlacheckich, czasami prowadzonej przez kilka pokoleń i zawierającej rozmaite teksty, uważane za warte zapisania dla użytku wewnętrznego rodziny. Poezja, epitalamia, przemowy, toasty, pamflety, relacje z Sejmów, a nawet przypisy kulinarne, lecznicze czy rady hodowli koni — wszystko tam można znaleźć.

    Jak Pani sądzi, dlaczego utwór stał się tak popularny?

    Najlepiej na to pytanie mogą odpowiedzieć czytelnicy. Moja łotewska tłumaczka zawsze na to pytanie odpowiada „bo to po prostu bardzo dobra książka”. (Śmieje się). Myślę, że może z powodu wielowarstwowości tekstu — ktoś młody, dopiero zaczynający swoją podróż intelektualną, może czytać powieść jako wciągającą historię, a znawca — wgłębić się w wątki z historii idei, metafizyczne przesłanie.

    Podobno materiał do napisania trylogii zbierała Pani prawie 15 lat?

    Tak, dojrzewanie koncepcji trwa długo. Tak samo i prace badawcze, ponieważ powieść historyczna różni się od zwykłej. Czasami niektórzy pisarze niezbyt dbają o precyzję historyczną, ale ja do nich nie należę.

    W powieści odzwierciedlone są losy ludzi żyjących w XVII wieku. Czym fascynuje Panią epoka baroku?

    Jako historyczka sztuki fachowo studiowałam tę epokę, sztuka XVII-XVIII wieku zawsze była obiektem moich badań. Byłam w tym okresie zakochana i, naturalnie, czułam się najbardziej komfortowo. To fascynujący okres, czas największej wspólnej potęgi Litwy i Polski, rozkwitu kulturowego. Nasza arystokracja była integralną częścią europejskiej, a jednocześnie byliśmy bardzo barwni, mieliśmy swój niepowtarzalny koloryt, zestawiony z wielu odcieni wielu narodowości Księstwa i Korony. Wątki filozoficzne czy dylematy egzystencjalne już zapowiadają narodzenie współczesnego człowieka, więc ich pokazanie zdawało mi się aktualne.

    Skąd czerpała Pani informacje o tak dalekim okresie?

    W porównaniu do pisarzy sięgających po raz pierwszy do gatunku powieści historycznej miałam pewną przewagę — dobry instrumentariusz badawczy, fachowe nawyki pracy ze źródłami i w archiwach. Zresztą w dziedzinie naukowej ten okres nie jest „białą plamą”. Jest wystarczająco opracowań naukowych i monografii o poszczególnych tematach, o historii obyczajów, wydanych przez naukowców polskich i litewskich. Do tych źródeł jeszcze dodałam źródła ikonograficzne, sztukę — czasami to może powiedzieć wiele o dziedzinach, o których kroniki pisemne milczą, np. o życiu intymnym, erotycznym.

    Czy bohaterowie to postacie zmyślone czy autentyczne?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Niektóre zmyślone, niektóre autentyczne. Ale nawet opisując wymyślone postacie nie opisywałam czynów czy reakcji, które nie byłyby możliwe w tamtym okresie. Kiedy opisuję, jak stryj szturmuje klasztor, żeby odebrać bogatą dziedziczkę, to znaczy taki fakt znalazłam w klasztornych kronikach. Natomiast trzecia część, „Silva rerum III” wyróżnia się tym, że prawie wszyscy bohaterowie są postaciami autentycznymi — i stolnik czernihowski Piotr Antoni Narwojsz, i Marcin Mikołaj Radziwłł, i Rybenko, i nawet kramarze wileńscy, których nazwiska znamy ze źródeł historycznych.

    Czy wspomniane domy, np. przy ulicach Szklanej i Końskiej, istniały naprawdę, a może nawet zachowały się?

    Serdecznie zapraszam na wycieczki, organizowane przez Wileńskie Centrum Turystyczne szlakiem powieści „Silva rerum”. Właśnie podczas tych wycieczek można stając przed konkretnym domem, kościołem czy dziełem sztuki opisanym w powieści dowiedzieć się rzeczywistej historii tego obiektu oraz jak „zagrałam” tę historię w narracji.

    W jakim języku rozmawiali w rzeczywistości główni bohaterowie?

    Narwojszowie, jako właściciele majątku na Żmudzi, oczywiście w tamtych czasach musieli znać język litewski, a raczej jego dialekt żmudzki. Studenci Uniwersytetu Wileńskiego, przybysze z całego Księstwa Litewskiego, przywozili ze sobą język lokalny z domów. Zresztą o tym i o litewskich przekleństwach, jakich wtedy używali, jest ciekawy artykuł naukowy. Profesor jezuita Zygmunt Liauksmin mówił po litewsku, wymawiał kazania w tym języku dla pospolitych mieszkańców Wilna i miał przezwisko „Tewas Linxmas”, czyli „Ojciec Wesoły”. W wielonarodowym Wilnie brzmiał cały chór różnych języków — polski i litewski, niemiecki i żydowski, rosyjski, tatarski, włoski i francuski, na uniwersytecie — łacina… Lingua franca do porozumienia się i administracji, dla piśmiennictwa w tym koktajlu narodów był polski, ale trzeba pamiętać, że to nie była ta sama polszczyzna co w Krakowie czy Warszawie. Miała swój lokalny dialekt, wiele słów z korzeniami pożyczonymi z litewskiego. I ciekawe, że tożsamość narodowa nie była określana poprzez język. Jeden z książąt Radziwiłłów w tym okresie pisał: „Urodziłem się Litwinem, Litwinem i umrze” — a pisał to po polsku. Więc moi bohaterowie to polskojęzyczni Litwini, obywatele Wielkiego Księstwa Litewskiego.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Dlaczego w utworze nie ma dialogów?

    Z kilku powodów. Jeden z nich symboliczny — zdawałam sobie sprawę, że lingwistycznie ta epoka do litewskiego czytelnika już nie przemawia, a więc moi bohaterowie — niby niemy chór z przeszłości. Ale mam nadzieję, ze ich głosy słychać… Z drugiej strony byłam bardzo zainspirowana sztuką baroku, jej kontrastem między nadmiarem a ascezą. Nieprzypadkowo na okładkach wszystkich książek trylogii są fragmenty wystroju kościoła pw. św. Piotra i Pawła w Wilnie. Tam, w tym kosmosie detali i stiuków nie ma jednego — koloru. Byłby banalnym nadmiarem. A więc w moim tekście, z tak długimi płynącymi zdaniami, zrezygnowałam z dialogów. Myślę, że pewne ograniczenia w twórczości czasami są potrzebne jako wyzwanie.

    Cytuje Pani fragmenty trenów Jana Kochanowskiego w oryginale.
    Czy wydawca nie miał zastrzeżeń?

    A dlaczego mógłby je mieć? Przecież wskazuję, że to jest cytat jednego z trenów tego wielkiego renesansowego mistrza i w dodatku zacytowany w tekście w sposób typowo sylwiczny — bohater Jan Maciej Narwojsz uważa, że te linijki tak odzwierciedlają jego obecny stan ducha, że zmienia imię Urszulki na „Magdalenkę”. To dowolne cytowanie poezji, czasami nawet ją trochę adaptując, wiersze własnego lub anonimowego autorstwa, paszkwile, pamflety często spotykamy na stronach ocalałych sylw.

    Wszyscy chwalą Pani książkę. Czy były jakieś krytyczne uwagi, np. ze strony historyków?

    Przeciwnie, historycy chwalili moje aż pedantyczne podejście do detali historycznych i zauważali nawet takie drobiazgi, że sprawdzam imiona urzędników, zdaję sobie sprawę, jaką odległość bohater mógł pokonać podróżując w ciągu jednego dnia w połowie wieku XVII, a jaką — w połowie XVIII. Notuję nawet, z jakiego drzewa jest zrobiona trumna Radziwiłła Sierotki w Nieświeżu. Profesor Alfredas Bumblauskas powiedział: „Ze swoimi powieściami dotarłaś tak głęboko do dusz ludzi, jak historycy nie potrafią, ale zrobiłaś to nie tracąc prawdy naukowej”. Było bardzo miło to słyszeć. Oczywiście, byli i pewne krytyczne uwagi, przecież żyjemy w społeczeństwie demokratycznym i każdy ma swój gust. Pewni litewscy literaci na początku tak naprawdę nie bardzo wiedzieli co ze mną robić, ponieważ bardzo oddaliłam się od kanonu literatury litewskiej a w dodatku piszę na pozór niby bardzo łatwo, pociągająco, chociaż pod tą powierzchnią kryje się wiele innych, głębszych warstw. Przez pewien czas rozważali — czy można kwalifikować tak popularną książkę jako wysoką literaturę? No i treść, oczywiście, była bardzo dla niektórych z nich obca, niezgodna z oficjalnym kierunkiem tożsamości propagowanym przez państwo: gdybym napisała powieść historyczną o Donelaitisie czy litewskojęzycznych chłopach nienawidzących „wyzyskiwaczów” i polskojęzycznej szlachty, niewątpliwie byłabym o wiele łatwiej zaakceptowana przez pewne osoby. Ale tak naprawdę nie mogę skarżyć się — książka jest świetnie recenzowana, zwłaszcza w Polsce, i bardzo ciepło przyjęta przez czytelników.

    Skąd Pani tak świetnie zna język polski?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Z domu. Pochodzę z tych rzadkich rodzin wileńskich, które w mieście przetrwały przez wiele pokoleń, od wieków używały języka polskiego. Pradziadek po kądzieli w dodatku był z Korony. Osiadłszy na Litwie, w majątku żony, pięknie zresztą nauczył się języka litewskiego, a w rodzinie wiedzę jak największej liczby języków zawsze uważano za atut. Mój dziadek znał grekę i łacinę, polski, niemiecki, angielski, rosyjski, czeski i oczywiście, litewski. Babcia — polski, niemiecki, rosyjski i litewski, a z sąsiadkami rozmawiała na jidysz. W dzieciństwie w domu, kiedy mama i babcia chciały poplotkować, przechodziły na polski. Czy może być lepsza zachęta, by nauczyć się języka? No i pewnego dnia, mając sześć czy siedem lat, włączyłam się w ich rozmowę o czyjejś kochance… (Śmieje się). Polskie radio, książki, prasa — „Przekrój” czy „Kobieta i życie” zawsze były w domu. Polski język w dużym stopniu był tym medium, przez które do naszej sowieckiej szarości docierały odgłosy europejskiej kultury Zachodu.

     Proszę naszym czytelnikom opowiedzieć o sobie…

    Jestem z wykształcenia doktorem historii sztuki, przez pewien czas pracowałam jako litewski korespondent zagraniczny z Londynu. Od 2008 roku i po napisaniu trzech powieści oraz zbioru opowiadań „Danielius Dalba & inne historie” zostałam pisarką. Chociaż w twórczości lubię pewną brawurę i wzlot wyobraźni, to w życiu codziennym nie jestem nikim wyjątkowym, jestem żoną, matką i córką, która tak samo jak wiele innych kobiet boryka się z codziennymi dylematami pomiędzy obowiązkami domowymi a pracą czy twórczością. Tak samo idę do sklepu po mleko i chleb jak i wszyscy inni. Jestem osobą dosyć nieciekawą…

    Mieszka Pani w Londynie. Kim Pani czuje się — wilnianką czy londynką?

    Wilnianką w Londynie. Mam niby dwa domy, ponieważ jest dom rodziców w Wilnie, więc nie czuję się odcięta od rodzinnego miasta i bardzo często tu bywam.

    Jak Pani ocenia polską wersję pierwszego tomu?

    Jest pięknie wydana, i jestem niezmiernie wdzięczna tłumaczce Izabeli Korybut-Daszkiewicz, która zrobiła naprawdę doskonały przekład — tak, niby ja sama napisałabym po polsku, a przecież tekst jest bardzo skomplikowany. Te długie zdania mają pewną rytmikę, która jest bliższa poezji niż prozie. Pani Korybut-Daszkiewicz pochodzi ze słynnego rodu Korybutów, a więc i jej tłumaczenie jest królewskiej jakości. To wielkie szczęście dla autora mieć takiego tłumacza o idealnym słuchu do języków.

    Kiedy ukażą się kolejne tomy w polskim przekładzie?

    To raczej pytanie nie dla pisarza, a dla wydawcy. A tak naprawdę odpowiedź jest bardzo prozaiczna i zależy wyłącznie od polskich czytelników — czy będą dobrze kupować pierwszą część…

    Przed kilkoma dniami czasopismo „Stilius” ogłosiło panią Kobietą Roku. Jakie emocje towarzyszyły odbierając nagrodę?

    Oczywiście, że bardzo pozytywne. Ta nagroda jest przyznawana już 17 lat, znalazłam się w bardzo szanownym towarzystwie laureatek — wraz z Panią Almą Adamkienė czy Violetą Urmaną. Jednocześnie zauważyłam, że zostałam pierwszą wyróżnioną kobietą-naukowcem, i to z dziedziny nauk humanitarnych. Oczywiście, cieszę się i tym, że historia Rzeczypospolitej Obojga Narodów, oparta na historycznych faktach, a nie na jakiejś ideologii czy nacjonalizmie, którą opowiadam w swoich powieściach, została tak dobrze przyjęta przez czytelników na Litwie i w Polsce.

    Czy ma już Pani plany twórcze na następny rok?

    Tak, ale niech zostaną tajemnicą.

    Print

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Dr Marzena Mackojć-Sinkevičienė spotka się z noblistami w Lindau

    Idea spotkań młodych badaczy z laureatami Nagrody Nobla zrodziła się z inicjatywy dwóch lekarzy z Lindau, Franza Karla Heina i Gustava Wilhelma Parade oraz hr Lennarta Bernadotte, członka szwedzkiej rodziny królewskiej. Pierwsze spotkanie miało miejsce w 1951 r. W tym...

    Wileńska palma w nowej odsłonie

    Wileńskie palmy oraz sztukę ich wicia zaprezentowano na wystawie w galerii „Židinys”. Ekspozycja powstała w ramach projektu „Verba-rze” (lit. verba – palma). Jego inicjatorką jest Agata Granicka, mistrzyni sztuki ludowej, palmiarka w siódmym pokoleniu.  – Celem projektu jest przybliżenie tradycji...

    Na Litwie ponad 40 tys. dawców krwi — razem oddali jej ponad 32 tys. litrów

    W ub. roku liczba krwiodawców wzrosła o 7 proc. w porównaniu z 2022 r. Udało się też zebrać rekordową, po okresie pandemii, ilość — ponad 32 tys. litrów cennego daru ratującego życie. — W 2023 r. mieliśmy ponad 40 tys. krwiodawców,...

    „Niezrównany spiskowiec” Konstanty Kalinowski

    Konstanty Kalinowski po studiach prawniczych w Petersburgu rozpoczął działalność rewolucyjną na Grodnieńszczyźnie. — Przebrany za kupca wędrownego lub włóczęgę wędrował po wsiach, agitując chłopów do walki z caratem. Tłumaczył im, że zniesienie pańszczyzny jest tylko namiastką, że prawdziwą wolność może...