Więcej

    Taromatowa saga i jej ciąg dalszy

    Kiedy rozpoczął się program używania taromatów do skupu objętych kaucją opakowań, było jasne, że pomysł jest dobry, ale jego realizacja — nie.
    Zaczęło się od tego, że sieci handlowe pobierały kaucje od klientów za opakowania, których nie można było potem zwrócić i kaucji odzyskać. Tłumaczono to błędem w systemie. Z czasem na jaw wychodzą kolejne niedogodności.
    Okazuje się, że małe sklepiki na wsi nie mają gdzie odzyskanych od klientów opakowań składować. Bo są małe. A że są na wsi, to po opakowania administrator systemu kaucji przyjeżdża do nich w najlepszym wypadku raz na tydzień. Więc małe wiejskie sklepiki stają się przechowalniami odpadów, których nie mają gdzie trzymać. Co więcej, jeśli nie zainwestują w taromaty (a taki aparat, produkowany przez skandynawską, a jakże, firmę — kosztuje około 20 tys. euro), to będą te sklepiki za opakowania otrzymywały mniej pieniędzy od administratora, czyli VšĮ „Užstato sistemos administratorius”.
    Administrator, oczywiście, na argumenty drobnych handlowców pozostaje głuchy, nie chce też słyszeć o tym, by na wsi taromaty montować przy gminie, zamiast dociskać małych przedsiębiorców.
    Fachowo to się nazywa — prywatyzacja zysków. Odbywa się zawsze przy przerzuceniu kosztów na społeczeństwo.

    Józef Leszczyc