Więcej

    A co z naszym dniem zwycięstwa?

    W dniu 8 maja 1945 roku Niemcy podpisały akt kapitulacji, kończący wojnę w Europie. Stalin jednak chciał osobnego dokumentu i kapitulacji przed Związkiem Sowieckim (który wojnę przecież zaczął jako sojusznik Niemiec) — więc 9 maja podpisany został drugi dokument, dając w ten sposób pretekst Rosji sowieckiej i posowieckiej do świętowania „własnego” Dnia Zwycięstwa.
    W ten sposób co roku 9 maja nie tylko w Rosji mają miejsce obchody — jak nie z paradami czołgów, to z gieorgijewskimi wstążkami, czerwonymi gwiazdami i inną symboliką rosyjskiego imperializmu. Ludziom niechętnym komunizmowi się wmawia, że to przecież nie o komunizm chodzi, tylko o uczczenie „prostego żołnierza”, który „walczył o dobrą sprawę”. A przecież wierzyli w „dobro sprawy” swojej także żołnierze Wehrmachtu, SS, Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej i innych formacji, którzy z nie mniejszym od Armii Czerwonej entuzjazmem mordowali Polaków. Może i ich pamięć należy uczcić?
    Kiedy z Wilna w 1944 roku Armia Krajowa wypędziła Niemców, miasto tylko przez chwilę cieszyło się wolnością — kilka godzin później na Baszcie Giedymina zawisła krwawa flaga sowieckiej Rosji, a żołnierze AK zostali rozbrojeni i internowani. To też jedno ze zwycięstw komunistów, które się świętuje 9 maja.

    Józef Leszczyc