Więcej

    Nicea. Atak w symbolicznym momencie i symbolicznym miejscu

    Można było mieć nadzieję, że terrorystom islamskim zabraknie pomysłów na kolejny spektakularny zamach.
    Że trudno będzie im przebić symboliką zeszłoroczne ataki na Paryż, najpierw na manifestującą w kontrowersyjny sposób wolność słowa redakcję Charlie Hebdo, a potem na przypadkowych ludzi korzystających w piątkowy wieczór z radości życia w kawiarenkach, w sali koncertowej i na stadionie piłkarskim, na którym mecz oglądali przywódcy głównych krajów Unii Europejskiej.
    Niestety, okazało się, że dżihadyści nadal znajdują sposób na wywołanie wielkiego wstrząsu w społeczeństwie zachodnim. Zamach w Nicei był uderzeniem w symbolicznym momencie i w symbolicznym miejscu.
    Został przeprowadzony w czasie radosnych obchodów święta narodowego Francji, beztroskich, przyciągających dorosłych i dzieci. Strzały oddane przez terrorystę i odgłos silnika ciężarówki, którą mordował ludzi, przyćmiły świąteczne fajerwerki.
    Symbolika miejsca też jest przerażająco czytelna. Są wakacje, a te we Francji kojarzą się z Lazurowym Wybrzeżem. A szczególnie z uchodzącym od stulecia za wzór eleganckiego odpoczynku nicejski Bulwar Anglików.
    Nie jest najistotniejsze, czy terrorysta działał sam, czy też zamach przygotowali stratedzy dżihadyzmu na Bliskim Wschodzie czy w Afryce Północnej. Nawet ta pierwsza wersja jest gorsza, oznacza, że ideę dżihadyzmu można przyswoić siedząc przy komputerze, nie kontaktując się z doświadczonymi w mordowaniu islamistami. Nawet prosty złodziej może pojąć, że zamach musi być spektakularny i można samemu go przygotować.
    Wiemy już, że zamachowiec pochodził z Tunezji. Poprzednie spektakularne ataki terrorystyczne na Francję przeprowadzali głównie Marokańczycy i Algierczycy, czy raczej Francuzi pochodzenia marokańskiego i algierskiego. Wydawało się, że imigranci z Tunezji łatwiej się integrują we Francji niż ci z Algierii i Maroka, że większa jest fascynacja Francją w samej Tunezji. Tunezja jest jednak krajem rozdartym. To najbardziej demokratyczne i najbliższe zachodnim wzorom muzułmańskie państwo arabskie, ale zarazem kraj, w którym tysiące młodych ludzi uległo indoktrynacji islamistów i ruszyło do walki w szeregach tzw. Państwa Islamskiego w Syrii i Libii. Pod tym względem też nie ma sobie równych w świecie muzułmańsko-arabskim.
    Jeszcze kilkanaście godzin temu sporządzałem notatkę ze świątecznej wypowiedzi prezydenta Hollande’a, zapowiadającego zniesienie stanu wyjątkowego we Francji, wprowadzonego po listopadowym ataku na Paryż. Bo przecież nie może on trwać bez końca, praworządna republika nie może tego tolerować. Niestety, dżihadyści po raz kolejny wystawili czołowe państwo Zachodu na trudną próbę. Chciałoby się powiedzieć, że na ostatnią. Że nienawidzącym naszej cywilizacji fundamentalistom islamskim nie starczy już sił na kolejny symboliczny zamach.

    Jerzy Haszczyński
    „Rzeczpospolita”