Więcej

    25 lat od tragedii w Miednikach: „Rosja lubi maczać ręce we krwi”

    Czytaj również...

    Tragedia w Miednikach jest jedną z najbardziej krwawych, obok wydarzeń 13 stycznia, zbrodnią przeciwko niepodległości Litwy Fot. Marian Paluszkiewicz
    Tragedia w Miednikach jest jedną z najbardziej krwawych, obok wydarzeń 13 stycznia, zbrodnią przeciwko niepodległości Litwy Fot. Marian Paluszkiewicz

    31 lipca mija 25 lat od tragedii miednickiej, w czasie której z zimną krwią zamordowano siedmiu pograniczników i celników litewskich. W roku 1991 na granicy białorusko-litewskiej oprawcy z oddziałów specjalnych OMON-u strzałem w tył głowy pozbawili życia funkcjonariuszy służby granicznej, których uprzednio torturowano.

    Wydarzenie to miało związek z próbami niedopuszczenia przez Moskwę do odłączenia się Litwy.
    Ofiarami zbrodni w Miednikach byli celnicy Antanas Musteikis i Stanislovas Orlavičius, Algimantas Juozakas i Mindaugas Balavakas z oddziałów specjalnych „Aras” oraz Juozas Janonis i Algirdas Kazlauskas z milicyjnej drogówki.
    Po dwóch dniach, 2 sierpnia, w szpitalu zmarł kolejny milicjant, Ričardas Rabavičius.
    Tragedię — która wydarzyła się 25 lat temu — przeżył jedynie Tomas Šernas, który został niepełnosprawnym.

    Tomas Šernas, jedyny ocalały z tragedii celnik, obecnie generalny superintendenta Kościoła Ewangelicko-Reformowanego Fot. Marian Paluszkiewicz
    Tomas Šernas, jedyny ocalały z tragedii celnik, obecnie generalny superintendenta Kościoła Ewangelicko-Reformowanego Fot. Marian Paluszkiewicz

    Śmierci uniknęła jedynie celniczka Irena Maurušaitienė, która jako kobieta została zwolniona z nocnej zmiany, gdyż wtedy miały miejsce częste nocne napady na posterunki graniczne.
    — Rana krwawi do dzisiaj. Niestety, zabójcy nie zostali należycie ukarani. Niewinni ludzie już 25 lat leżą w ziemi, zostawili rodziny, a mogliby jeszcze żyć, a żyć… A mordercy chodzą po świecie i prawdopodobnie zajmują jakieś wysokie stanowiska. To bardzo boli. Mam nadzieję, że chociaż moralnie są ukarani, przecież na sumieniu mają śmierć niewinnych ludzi. Za tą zbrodnię Rosja nas nie przeprosiła i nawet nie ma zamiaru tego robić. Ci, którzy zrobili to, muszą być ukarani. Te zabójstwa zostały uznane za zbrodnię przeciwko narodowi – mówi Tomas Šernas, jedyny ocalały z tragedii celnik, obecnie generalny superintendent Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. To był tragiczny dzień w historii kraju. Pamięć wydarzeń sprzed ćwierć wieku nadal krwawi i męczy umysły.
    — Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. Tak naprawdę nie różnił się on niczym od innych. Pracowaliśmy jak zwykle. Wiedzieliśmy, że Rosjanie coś szykują, ale myśleliśmy, że to będzie raczej atak polityczny. Nikt nie mógł nawet pomyśleć, że może dojść do morderstwa niewinnych ludzi. Nikt nie był wtedy przygotowany na taką śmierć.

    Nagle w nocy wpadli mężczyźni, nie mieli na sobie żadnych masek, bo byli pewni, że nikt z nas nie zostanie żywy i nie rozpozna ich. Kazali nam kłaść się na podłogę i strzelali w tył głowy. Cudem zostałem żywy, ale jestem do wózka inwalidzkiego przykuty na całe życie. O ile pamiętam, pomoc nie przyszła od razu, gdyż nie było słychać wystrzałów, ponieważ korzystali z broni z tłumikiem. Pamiętam tylko, jak „leciały” karetki jedna za drugą – wspomina Tomas Šernas .
    Teraz ma jak najgorsze przeczucia. Obawia się, że tragedia sprzed lat może się powtórzyć.
    — Tragedia sprzed 25 lat może powtórzyć się i dzisiaj. Rosja lubi maczać ręce we krwi. Lubi, żeby bali się. Nasze stosunki z Rosją w ciągu tych lat nie poprawiły się. Ten kraj jest nieprzewidywalny. To, że tak potężne państwo ukrywa zabójców, dużo mówi o nim. Staram się żyć dalej, założyłem rodzinę, nauczyłem się żyć ze swoim kalectwem — mówi Tomas Šernas.
    Dla bliskich tych, którzy zostali pomordowani 31 lipca 1991 roku to zapewne była najgorsza noc w ich życiu. Po tej tragicznej nocy musieli uczyć się żyć od nowa bez mężów, ojców, braci, synów.

    — Gdy w 1991 roku na granicy białorusko-litewskiej w Miednikach tragicznie zginął mój ojciec Stanislovas Orlavičius, miałem 1,5 roku, a mój młodszy brat Šarūnas dopiero pół roku. Mama została wdową z dwojgiem małych dzieci. Niestety, ojca nie pamiętam, ale o nim przypominają mi jego zdjęcia i opowiadania mamy. W dzieciństwie zadawaliśmy z bratem mamie pytania „Gdzie jest tata?”, „Kiedy wróci?”. Wtedy jeszcze nie rozumieliśmy, że już nigdy do nas nie wróci. Mamie na te wszystkie pytania było bardzo trudno odpowiadać. Bardzo smutno było w szkole na Dzień Ojca, gdy nauczyciele pytali, komu będę robił laurkę z okazji święta. Pamiętam, jak z bólem w sercu patrzyłem na inne dzieci, które bawiły się z tatusiami na podwórku albo szły na piknik, na grzyby, albo po prostu jeździły na rowerach — wspomina w rozmowie z „Kurierem” Justinas Orlavičius, główny inspektor-radca prawny w Litewskim Departamencie Urzędu Celnego, syn celnika Stanislovasa Orlavičiusa, który tragicznie zginął 31 lipca 1991 roku, pełniąc służbę w Miednikach.

    Od tragedii w Miednikach minęło już 25 lat. Winni tragedii miednickiej nie zostali ukarani.

    Za mord w Miednikach karę poniosła tylko jedna osoba. Wiosną 2011 roku Wileński Sąd Okręgowy skazał byłego funkcjonariusza OMON-u, obywatela Łotwy Konstantina Michaiłowa (wcześniejsze nazwisko Nikulins) na dożywocie. Osądzony nie ujawnia, co się stało tej tragicznej nocy. Prawdy z ust osądzonego chyba nie usłyszymy już nigdy.
    — Bardzo smucą sporadycznie pojawiające się komentarze, które oczerniają pamięć zabitych funkcjonariuszy pogranicza i celników litewskich, wysuwając absurdalne wersje tragedii w Miednikach. Być może właśnie dlatego wybrałem studia prawnicze na uniwersytecie, gdyż chciałem zrozumieć, jak działa system prawny, dlaczego ta sprawa tak długo nie była odpowiednio zbadana i dlaczego mordercy jeszcze nie siedzą w więzieniu. Studia prawnicze otworzyły mi drogę do Departamentu Urzędu Celnego.
    Niestety, miednicka sprawa karna trwa dotychczas — mówi Justinas Orlavičius.

    Justinas Orlavičius, główny inspektor-radca prawny w Litewskim Departamencie Urzędu Celnego Fot. Justinas Orlavičius
    Justinas Orlavičius, główny inspektor-radca prawny w Litewskim Departamencie Urzędu Celnego Fot. Justinas Orlavičius

    Ojciec dla niego zawsze był autorytetem i do którego chce być podobny jako człowiek, i jako żołnierz.
    — Cieszę się, że obecnie pracuję w Litewskim Departamencie Urzędu Celnego i że mogę kontynuować rozpoczętą pracę przez tatę. Jestem dumny z mojej mamy, Genė Orlavičienė, która mimo wszystkich trudności, przeżyć, pogorszonego stanu zdrowia, utraconej pracy — potrafiła wychować dwóch synów, dać im wykształcenie, wypuścić w świat, by tak jak ich ojciec pracowali dla dobra ojczyzny — zaznaczył Justinas Orlavičius.
    Linas Kojala, politolog, analityk Centrum Studiów Europy Wschodniej powiedział „Kurierowi”, że tragedia w Miednikach pokazuje, jak ciężka była droga Litwy do niepodległości, chociaż już wtedy była niepodległa.
    — Ludzie, którzy wtedy zginęli, zawsze będą nazywani bohaterami, którzy polegli za ojczyznę. Mężczyźni pełniący dyżur w dawnym punkcie granicznym w Miednikach bronili niepodległości Litwy na pierwszej linii frontu walk o wolność.
    Nie myślę, że tamto wydarzenie ma dzisiaj jakieś wielkie znaczenie polityczne, raczej wspomina się jako fakt historyczny. Ale oczywiście nie można o nim zapomnieć — mówi Linas Kojala.
    Jak zaznacza, trudno powiedzieć czy ta tragedia może powtórzyć się.

    Šarūnas, mama Genė oraz Justinas Orlavičiusowie Fot. Justinas Orlavičius
    Šarūnas, mama Genė oraz Justinas Orlavičiusowie Fot. Justinas Orlavičius

    — Wtedy to był Związek Sowiecki. Wobec państw, które postanowiły ogłosić niepodległość stosował bardzo brutalne restrykcje. Nieraz dochodziło do morderstw. Dzisiaj świat jest inny, więc uważam, że nie może dojść do podobnej tragedii. Chociaż obecne wydarzenia na świecie mówią co innego. Więc wszystko może wydarzyć się — podsumował Kojala.

    Tragedia w Miednikach jest jednym z najbardziej krwawych wydarzeń z historii odradzającej się Litwy, obok 13 stycznia 1991 roku, kiedy pod sowieckimi czołgami lub od kul zginęło 14 osób, a kilkaset zostało rannych.
    ***
    Obecnie w Miednikach obok nowego przejścia granicznego wciąż stoi wagon, w którym mieścił się pierwszy posterunek służb granicznych — miejsce masowej zbrodni. Jest tu ekspozycja muzealna opowiadająca o zbrodni 31 lipca 1991 roku. Druga ekspozycja poświęcona miednickiej tragedii — „Wciąż żywi w naszych sercach” została otwarta w multimedialnym Muzeum Celnym.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Barbara Misiun: „Św. siostra Faustyna jest dla mnie niedoścignionym wzorem”

    — Lektura „Dzienniczka” towarzyszy mi od dawna. Jego treść rezonuje z moją duszą, zachwyca mnie, krzepi i dodaje odwagi. Zapragnęłam przedstawić orędzie Miłosierdzia Bożego wszystkim, którzy go jeszcze nie poznali lub zapomnieli o nim. Wiara ma to do siebie,...

    Przedwojenny symbol walecznych kobiet powrócił do dawnej świetności

    — Ten sztandar kiedyś był stracony. Podczas pierwszej wojny światowej został on wywieziony do Polski. Osoba, która prawdopodobnie wywiozła ten sztandar i przechowywała go, mieszkała w Polsce u gospodarzy w gospodzie. Następnie, gdy ta osoba wyjechała z tej gospody...

    Szef Litewskiego Związku Teatralnego: „Teatr musi wywierać wpływ, szokować ludzi”

    — Ludzie chętnie chodzą do teatru, liczba spektakli jest ogromna. Ponieważ nie ma kontroli, wszystkie sztuki, które powstają, są pokazywane, ich wartość artystyczna jest również bardzo różna. Jedna może być pokazywana, a druga nie powinna być pokazywana. Kiedyś mówiono,...

    Św. Józef przychodzi do takiego biedaczka jak ja i mówi: Nie bój się!

    Honorata Adamowicz: Jak narodził się pomysł na film „Opiekun”? Dariusz Regucki: Tak naprawdę nie miałem żadnych osobistych doświadczeń związanych z postacią św. Józefa ani mistycznych uniesień. Propozycję dostałem od producenta, Rafael Film. Dopiero podczas pracy nad scenariuszem zacząłem odkrywać naszego...