Więcej

    Wątpliwa kara za „polskie obozy”

    Walkę z „polskimi obozami” rozpocząłem wraz z kolegami z „Rzeczpospolitej” i ze wsparciem ówczesnego ministra spraw zagranicznych Adama Daniela Rotfelda kilkanaście lat temu.

    Przyjęty właśnie przez rząd projekt ustawy umożliwiającej pociągnięcie do odpowiedzialności karnej tych, którzy posługują się tym kłamliwym określeniem, jest więc dla mnie i dla mojej gazety szczególnie istotny.
    Doceniam, że władze dbają o dobre imię Polski, a pojawiające się w zagranicznych mediach określenie „polskie obozy zagłady” fałszuje historię i podstępnie sugeruje odpowiedzialność naszego państwa i Polaków za niemieckie zbrodnie. Najwyższą formą tej dbałości jest tworzenie prawa.
    Mam jednak wątpliwości. Najważniejsza dotyczy przewidzianej w ustawie kary za „polskie obozy” — do trzech lat więzienia. Nie wiem, kogo miałaby ona objąć. Prawie wszystkie przypadki użycia tego określenia, które sobie przypominam, zakończyły się przeprosinami, naniesieniem poprawek. Łącznie z tym najbardziej bolesnym — słowami Baracka Obamy na uroczystości przyznania pośmiertnie Medalu Wolności Janowi Karskiemu, który próbował przekazać Zachodowi prawdę o niemieckich obozach.
    Zdarza się, że ktoś uporczywie obarcza Polskę odpowiedzialnością za zbrodnie Trzeciej Rzeszy. Ale to zazwyczaj artysta lub broniący swych tez naukowiec, a takich polski rząd — i słusznie — nie zamierza karać.
    Wątpliwość dotyczy też zapowiedzi, że ustawa ma służyć „skutecznej i szybkiej reakcji” na fałszowanie historii. Skuteczność polskiego wymiaru sprawiedliwości wobec tego, co się mówi i pisze na drugim końcu świata, jest ograniczona. Trochę się więc obawiam, że szybkich reakcji polskich władz nikt nie zauważy. A zastąpią one żmudną pracę edukacyjną.

    Jerzy Haszczyński
    „Rzeczpospolita”