Więcej

    Kto sieje wiatr…

    Nie od dziś wiadomo, że odwołując się do najniższych ludzkich odruchów polityk może osiągnąć spore poparcie. Jeśli wszystkie problemy państwa uda mu się utożsamić z konkretnym wrogiem, którego należy pokonać, by osiągnąć dostatnie i szczęśliwe życie dla wszystkich „prawdziwych” obywateli — może liczyć na wygraną.

    Część brytyjskich polityków, głosząc populistyczne hasła, strasząc, że fala imigrantów z UE zabierze Brytyjczykom pracę, obniży się poziom edukacji i służby zdrowia, przekonała ponad połowę obywateli Wielkiej Brytanii, że lekarstwem na wszystkie ich problemy jest wyjście z Unii.

    Przy okazji kampanii powstał jednak bardzo niebezpieczny produkt uboczny — wrogość do imigrantów z krajów Unii Europejskiej. Co prawda, prawie milionowa rzesza Polaków od lat mieszkająca ma Wyspach od dawna postrzegana była niechętnie przez część Brytyjczyków, jednak po czerwcowym referendum zauważalnie wzrosła fala nienawiści wyrażanej wprost.
    Zaczęło się od ulotek i antypolskich napisów, ale już niedługo przyszedł czas na pobicia a wreszcie — brutalne zabójstwo. Mężczyzna w Harlow został śmiertelnie pobity tylko dlatego, że rozmawiał po polsku. Zabójstwa dokonała grupa 15-16 latków.

    Oceniając skutki referendum politycy walczący o Brexit skłonni są obecnie akcentować przede wszystkim brak zapowiadanego gwałtownego załamania brytyjskiej gospodarki. Tymczasem referendum wpłynęło nie tylko na sytuację ekonomiczną, ale także na nastroje społeczne. Czy jednak któryś z polityków, oskarżających imigrantów w ramach kampanii za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii, dostrzega w ogóle związek między własnymi słowami a ostatnimi atakami na Polaków?