Więcej

    Czarcie igrzysko — Aleppo

    Kilkanaście lat temu w telewizji pojawiły się pierwsze „reality shows” — programy rozrywkowe, w których widzowie oglądać mogli, jak żyją uczestnicy, zamknięci w domu, pracujący w barze, sprzedający koszulki. Ten gatunek się rozwinął i można sobie oglądać, jak ktoś tańczy na lodzie, śpiewa z gwiazdami, szuka żony czy… ginie w męczarniach.
    Nie da się uniknąć skojarzenia, że media, prześcigające się w opisach zniszczeń, dokonywanych w Aleppo, kolejne, coraz to okrutniejsze bandy terrorystów, islamistów, umiarkowanych (lub nie) bojowników opozycji czy władzy — serwują światu okrutne reality show, na które widzowie nie mają wpływu, a które przykuwa do ekranów telewizorów i komputerów. Także mające swoich, piekielnych reżyserów i producentów, operatorów obrazu i przekazu. Równie odległe, co życie gwiazd. Równie abstrakcyjne — ale czy na pewno? Przecież giną tam ludzie, zupełnie tacy, jak my.
    I o ile nie mamy wpływu na życie gwiazd, na los Aleppo możemy mieć. Wsparciem organizacji humanitarnych, Caritasu, Czerwonego Krzyża. Oddając honorowo krew, czy ofiarowując modlitwę. Ale też wyrażając brak zgody na to, co się tam wyprawia. Niewiele? Każda lawina zaczyna się od małego kamyka.