Więcej

    Tysiące polskich rodzin na Litwie czeka na zwrot ojcowizny

    Czytaj również...

    Stolica jest obecnie jedynym miastem, gdzie znacjonalizowane przez Sowietów mienie zwrócono jedynie niecałym 54 procentom mieszkańców Fot. Marian Paluszkiewicz

    Niedawno rząd Litwy oświadczył, że do 2019 roku planuje zakończyć proces zwrotu ziemi, ponieważ trwa on bardzo długo, od 27 lat. Rząd zobowiązał samorządy do stycznia 2018 roku przygotować plan niezagospodarowanych gruntów w jednostkach samorządowych oraz zaprojektować działki, które mają być zwrócone prawowitym właścicielom. Decyzja ta ma przyśpieszyć zwrot ziemi.

    Tymczasem eksperci oceniają rządową decyzję sceptycznie. Przypominają, że szybciej nie zawsze znaczy lepiej, gdyż przyspieszenie procesu może poskutkować masowym wypłaceniem symbolicznych rekompensat dla pretendentów do ziemi.

    Jak poinformowano Kurier Wileński, w litewskiej Narodowej Służbie Rolnej (NSR) do stycznia tego roku w sprawie zwrotu ogółem 39,98 tys. hektarów ziemi apelowało 51,8 tys. mieszkańców. W całym kraju ziemię zwrócono 87,04 proc. obywateli. W obecnej chwili na zwrot własności czeka jeszcze 6,7 tys. mieszkańców, którzy żądają ogółem 3,74 tys. hektarów ziemi.

    – W 68 ze 103 miast własność już została zwrócona całkowicie. Przykładowo, w Kłajpedzie zwrot ziemi już zakończył się w stu procentach, w Kownie zwrócono już ponad 90 procent ziemi. Samorządy tych miast nie zwlekały z procesem sporządzania planów działek. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w Wilnie. Stolica jest obecnie jedynym miastem, gdzie znacjonalizowane przez Sowietów mienie zwrócono jedynie niecałym 54 procentom mieszkańców. Zwrócona w stolicy ziemia stanowi 2,87 tys. hektarów. W ubiegłym roku działki otrzymało 271 wilnian – powiedział nam Ruslanas Golubovas, rzecznik prasowy NSR.

    Stanisław Majewski Fot. Marian Paluszkiewicz

    Ogółem na zwrot ziemi czeka jeszcze 3 625 mieszkańców Wilna, 701 mieszkańców Kowna oraz 283 mieszkańców Połągi. Jak powiedział przedstawiciel NSR, problem ze zwrotem mienia polega na tym, że poszczególne decyzje dotyczące restytucji praw na znacjonalizowaną nieruchomość podejmują instytucje od siebie niezależne.

    – Ostateczną decyzję w sprawie zwrotu ziemi podejmuje Narodowa Służba Rolna, ale przydzielaniem oraz planowaniem działek zajmuje się lokalny samorząd. Służba już niejednokrotnie zwracała się do wileńskiego samorządu z prośbą niezaciągania procesu zwrotu majątku mieszkańców. Prośby były jednak ignorowane, samorząd dotychczas nie podjął żadnych konkretnych działań, aby problem rozwiązać. Nasuwa się zatem wniosek, że dane zachowanie samorządu, przeciwne oczekiwaniom mieszkańców, jest spowodowane jakimiś motywami politycznymi – tłumaczył przedstawiciel NSR.

    Stołeczne władze tymczasem podkreślają, że zwrot ziemi jest procesem niezwykle czasochłonnym, a przygotowanie planu tylko pod jedną działkę może zająć nawet kilka lat. Według samorządu wileńskiego proces zwrotu ziemi w stolicy nie jest odwlekany z premedytacją. Największy problem w Wilnie stanowi brak niezagospodarowanej ziemi, dlatego zaspokojenie wszystkich interesantów jest skomplikowane.

    Oprócz zwrotu ziemi „w naturze” państwo proponuje kilka sposobów rekompensaty. Jednym z nich jest możliwość odzyskania ziemi w postaci lasu lub w papierach wartościowych. Można również uzyskać rekompensatę pieniężną. Zgodnie z rządową metodyką za hektar ziemi o przeznaczeniu rolnym płaci się ok. 2 891 euro, natomiast za ziemię przeznaczoną w chwili nacjonalizacji pod zabudowę – 22 242 euro. Warto podkreślić, że cena rynkowa za jeden ar (w zależności od położenia, infrastruktury i innych czynników) w stolicy wynosi mniej więcej tyle, co państwo płaci za hektar. Jednak w aktach prawnych, regulujących proces restytucji mienia, obecnie nie jest przewidziana możliwość rekompensaty według ceny rynkowej.

    Renata Cytacka Fot. Marian Paluszkiewicz

    Ubiegający się o większe rekompensaty mieszkańcy jeszcze przed kilku laty masowo zwracali się do sądów. Jednak w 2013 roku utracili wszelkie możliwości uzyskania rekompensaty według ceny rynkowej ziemi. Sąd Konstytucyjny orzekł wówczas, że obliczana przez państwo wartość wykupywanej ziemi jest zgodna z zasadą równoważności. Sąd uznał więc jako sprawiedliwą niską cenę oferowaną przez państwo jako rekompensatę za odebraną ziemię.

    Zdaniem Grzegorza Saksona, prezesa Związku Prawników Polaków na Litwie, szybkie, ale również sprawiedliwe zakończenie procesu zwrotu ziemi, nie wygląda realnie. Jak twierdzi, przymusowe i przyśpieszone przygotowanie planów działek może sprawić, że praca będzie wykonana niechlujnie. Samorząd może także odpowiedzieć, że po prostu brakuje wolnej ziemi.

    – W takim przypadku pretendentom mogą być zaproponowane rekompensaty pieniężne. Praktycznie jednak nikt tego pieniężnego sposobu „zwracania ziemi” nie wybiera, bo rekompensaty są symboliczne. W niektórych przypadkach nie sięgają one nawet 1 procenta wartości rynkowej ziemi, dlatego takich symbolicznych wypłat – co jest zrozumiałe – ludzie nie chcą. Było już jednak sporo przypadków, gdy Narodowa Służba Rolna wypłacała taką rekompensatę, gdy w samorządzie konstatowano, że brakuje wolnej ziemi. Z tego powodu posypały się skargi – powiedział Kurierowi Wileńskiemu Grzegorz Sakson.

    Jak zaznaczył, obecnie oczekuje się na orzeczenie Najwyższego Sądu Administracyjnego. Jeżeli decyzja sądu nie będzie po myśli pretendentów, wówczas formalnie proces zwrotu ziemi można zakończyć w ciągu kilku najbliższych lat.

    – Chodzi o to, że zostanie stworzona pewna praktyka sądowa i sądy będą mogły się nią kierować. To znaczy, że mogą być stworzone możliwości dla wypłacania nieadekwatnych rekompensat nawet wbrew woli pretendentów. W ten sposób zwrot ziemi można byłoby zakończyć dosyć szybko. Powstaje jednak pytanie, czy taki sposób rekompensaty – wypłacenie za hektar ziemi symbolicznych 2 000 euro – można uważać za sprawiedliwy? – rozważał Grzegorz Sakson.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Rządowe plany przyspieszenia zwrotu ziemi sceptycznie ocenia również Renata Cytacka, prawniczka, radna samorządu miasta Wilna z ramienia AWPL-ZChR, prowadząca audycję „Ojcowizna” w Radiu Wilno.
    – Praktycznie każdy nowo zaprzysiężony rząd na Litwie podaje nam datę zakończenia procesu zwrotu ziemi. Są to tylko deklaracje, gdyż za tym nie idą zwykle jakieś konkretne działania – mówi Kurierowi Wileńskiemu radna, zwracając uwagę również na problem dyskryminacji polskiej mniejszości narodowej w procesie odzyskiwania znacjonalizowanego przez Sowietów majątku.

    Grzegorz Sakson Fot. Marian Paluszkiewicz

    Prawniczka, która w ciągu pięciu lat konsultowała Polaków na Litwie w sprawach zwrotu ojcowizny, podkreśla, że najwięcej problemów powstaje podczas zwracania ziemi na Wileńszczyźnie, a przede wszystkim w Wilnie.
    – Niestety, właśnie tutaj ma miejsce najwięcej naruszeń prawnych. Jest to spowodowane brakiem kontroli i odpowiedzialności urzędników regulacji rolnej. W 1997 na Litwie ustawowo z ziemi, czyli nieruchomości, utworzono „ruchomość”. To ewenement na światową skalę. Tym samym zapoczątkowano problem z przenosinami ziemi. Jak ktoś zwrócił prawo do własności 1 ha, np. na Żmudzi, to mógł go przenieść pod Wilno oraz podwoić, a czasami nawet potroić swój majątek. Ziemie czasami przenoszono na tereny, które kiedyś należały do miejscowych Polaków – tłumaczy Renata Cytacka.

    Zaznacza, że w wyniku przenosin ziemi wielu Polaków nadal nie może odzyskać swojej ojcowizny, bo działki już zostały zajęte. W pozostałej części kraju takich problemów nie ma i ziemia prawie wszędzie została już zwrócona.

    – Tymczasem około 4 tys. polskich rodzin wciąż czeka na zwrot swojej ojcowizny, a krzywda wyrządzona Polakom wciąż trwa. Ostatnio do programu „Ojcowizna” zwrócił się mieszkaniec Wilna, któremu za posiadaną działkę w wysokości 6 arów wyznaczono rekompensatę pieniężną w wysokości zaledwie 70 euro! Mężczyzna z tego powodu czuje ogromny żal, bo jasne jest, że potrzebuje nie tej nikczemnej kwoty, tylko swojej ojcowizny – mówi Cytacka.

    Podkreśla również, że przykładów dyskryminacji Polaków w sprawie zwrotu ziemi jest masa.
    – Przykładowo na początku reformy odrzucano polskie dokumenty własnościowe sprzed 1939 roku, jakoby były to dokumenty obcego państwa. A jakiego niby miały być? To jawna dyskryminacja Polaków. W niektórych miejscach dany proceder trwał wiele lat. Tymczasem mieszkańcy z innych zakątków Litwy spokojnie przenosili swoją ziemię na własność, którą niegdyś zabrano Polakom – ubolewa Renata Cytacka.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Zaznacza także, że z tych „przenosin” skorzystało wielu przedstawicieli litewskiego establishmentu, sędziów, prokuratorów, sygnatariuszy Aktu Niepodległości Litwy. Jak mówi, nawet sam Vytautas Landsbergis przeniósł swoją ojcowiznę spod Kowna i zamienił 9 ha lasu w Szukiszkach na działkę na Zwierzyńcu w Wilnie, czy też działkę małżonki w Awiżeniach i in. O udziały ziemi, które przyznano Landsbergisowi, ubiegali się również rdzenni mieszkańcy tych okolic. Jednak zostali z niczym.

    – Przypomnieć warto również o powtórnej, litewskiej nacjonalizacji. Polegała ona na anulowaniu aktów własności mieszkańców „wielkiego Wilna”, czyli okolic, które zostały przyłączone do stolicy w 1996 roku. Sprawy dotyczą przede wszystkim anulowania aktów własności, w których były jakiekolwiek zasoby leśne. Na przykład, jeżeli działka wynosiła 1 ha ziemi, a zasób leśny zaledwie 1 ar, to akt własności, który został wydany np. w 2003 roku – zostawał anulowany. Działo się tak ze względu na przyjętą później ustawę o lasach państwowych, na mocy której miejskie zasoby leśne należą do lasów państwowych i nie podlegają zwrotowi – tłumaczy Cytacka.
    Jak mówi, dziś wszystkie zasoby leśne wciągnięte do „wielkiego Wilna” po 1996 roku są uznawane za lasy o znaczeniu państwowym i nie podlegają zwrotowi. W ten sposób, zdaniem rozmówczyni, mieszkańcom ponownie jest odbierana własność.

    – Pamiętajmy, że w miastach można zwrócić tylko tę ziemię, która była w posiadaniu przed wojną. Ludzie otrzymali ją w słusznej wierze na podstawie aktu własnościowego. Jak można po latach zagrabiać to, co przedtem w imię prawa oddano? Okazuje się, że można. Sprawę przekazano do sądów, które anulowały prawo własności. W trakcie rozpraw wszelkie czynności prawne są cofane, np. jeżeli właściciel sprzedał działkę, to cofa się akt sprzedaży, a jeżeli ktoś zastawił w banku, to zastaw również jest anulowany itd. Nasi rodacy po otrzymaniu aktu własności dysponowali we własnym zakresie swoją własnością, a teraz sąd nakazał anulować wszelkie czynności cywilno-prawne i oczywiście kosztami obciążył właściciela parceli – mówi Renata Cytacka.

    Ubolewa jednocześnie, że oszukany człowiek został dodatkowo zmuszony do poniesienia kosztów za błędy popełnione przez urzędników. Opłaty sądowe to ogromne koszty, zaś ludzie ponoszą odpowiedzialność za to, czego nie uczynili.
    – Tymczasem w sądach nawet nie znajdziemy przykładów anulowania aktów własności u wielkich dygnitarzy, którzy przenieśli parcele z głębi kraju do rezerwatów, parków i wileńskich lasów. Kolejny raz okazało się, że nowelizacja ustawy została skierowana przeciwko miejscowym mieszkańcom – podkreśla Renata Cytacka.

    Prawniczka stwierdza, że w sprawie zwrotu ojcowizny Polacy są dyskryminowani już od 27 lat.
    – Są to lata upokorzeń, zwodzenia obietnicami, nadużycia urzędniczego i wysyłania bez końca do sądów. Własność, którą zaborcy zagrabili w jeden dzień, po upłynięciu ponad ćwierć wieku w niepodległym państwie, nadal nie zostaje zwrócona właścicielom. Trudno więc takie państwo nazywać demokratycznym. Konstytucja zabrania jakiejkolwiek dyskryminacji, dlatego polskich pretendentów z Wileńszczyzny w sprawie zwrotu ziemi należy traktować tak samo, jak pretendentów z innych zakątków Litwy i zwrócić ich własność godnie – mówi Cytacka.

    Tymczasem Stanisław Majewski, doktor nauk ekonomicznych, dyrektor Międzynarodowego Centrum Badań Naukowych i Edukacji, członek Stowarzyszenia Naukowców Polaków Litwy, sądzi, że poprzez postanowienie zwrotu ziemi władze zrobiły polskiej społeczności niedźwiedzią przysługę.

    – Proces zwrotu ziemi na Wileńszczyźnie trwa tak długo i nie przynosi pozytywnych wyników dla Polaków dlatego, że sam jego charakter jest specyficzny. Gdy zmienia się władza, zmieniają się również zasady własności. Własność przechodzi w inne ręce. Wtedy zaczyna się bałagan. Chodzi o to, że przed 27 laty, po 11 marca, obudziliśmy się w państwie z gospodarką wolnorynkową, a nie w państwie socjalistycznym. Trafiliśmy do systemu, z którym wcześniej nie mieliśmy do czynienia. Nastąpił podział własności, pojawiła się własność prywatna, której w sowieckich czasach nie mieliśmy albo mieliśmy bardzo ograniczoną. Dokument, który zatwierdził prawo do zwracania odebranej kiedyś nieruchomości, był bardzo ważny. Własność jednak zaczęto dzielić nie tak, jak się należy i wyrządzono niesamowitą szkodę dla prawowitych właścicieli – mówi dr Stanisław Majewski.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Podkreśla, że zasady zwracania ziemi były świadomie wymierzone w polską mniejszość i zakładały lituanizację Wileńszczyzny. Jak twierdzi, litewskie władze bały się, że jeżeli zaczną zwracać ziemię sprawiedliwie – czyli nieruchomość będzie zwracana byłym właścicielom – to Wileńszczyzna wróci w ręce Polaków, bo to właśnie do nich te tereny należały przed wojną.
    – W tej sprawie interesy starych i nowych władz były podobne – nikt nie chciał, aby ziemia została zwrócona Polakom. Zwrot ziemi dał im fantastyczną okazję rozwiązania „polskiego problemu” poprzez zasiedlenie niegdyś polskich terenów przez Litwinów, którzy przybyli z różnych zakątków naszego kraju – tłumaczy ekonomista.

    Dr Majewski zaznacza, że sprawiedliwym byłoby zwrócenie obywatelom majątku w takiej postaci, w jakiej go znacjonalizowano w lipcu 1940 roku. Inaczej rozwiązywać sprawę należało tylko w przypadku tych obywateli, których ziemie w czasach sowieckich zostały zabudowane.

    – Rządzącym nie chciało się jednak, żeby tak było. Rozwiązano rady rejonowe oraz zamieniono wszystkich przewodniczących komisji prywatyzacyjnych. Zamiana ta polegała przede wszystkim na narodowości – zamiast Polaków w komisjach zasiedli Litwini, którzy mało troszczyli się o to, aby rdzenny naród nie został skrzywdzony, a ziemie nie zostały rozdane dla przyjezdnych. Obecnie więc wokół Wilna jest masa przyjezdnych milionerów, którzy skorzystali z możliwości przenoszenia odzyskanej ziemi i w ten sposób się wzbogacili. To niedopuszczalne, bo to znaczy, że rdzennym mieszkańcom tę ziemię zabrano – mówi dr Stanisław Majewski.

    W wyniku przenosin ziemi wielu Polaków nadal nie może odzyskać swojej ojcowizny Fot. Marian Paluszkiewicz

    Podkreśla, że zaczęto również niesamowicie utrudniać proces zwrotu ziemi.
    – Zwykły człowiek po dziś dzień musi chodzić do przeróżnych instytucji, pisać podania, szykować dokumenty, wyjaśniać sprawy z urzędnikami. Jednak to nie znaczy, że doczeka się zwrotu swoich posiadłości, bo częstą sprawą jest, że zebrane dokumenty gdzieś znikają, po czym całą „drogę krzyżową” po urzędach należy rozpoczynać na nowo – mówi naukowiec.

    Zdaniem Stanisława Majewskiego władze są zainteresowane, aby wszystko trwało jak najdłużej, gdyż w ciągu tego czasu wiele osób po prostu nie dożyje do zakończenia procesu zwrotu ziemi. Jak twierdzi, o bardziej skuteczny sposób zwrotu ziemi powinni zadbać lokalni politycy, którzy powinni zainicjować powstanie instytucji stale monitorującej proces zwrotu ziemi – jak układane są kolejki, komu, gdzie i ile majątku zwrócono. Wszystkie informacje powinny być publiczne i jasne.

    – Bardziej aktywna ma być również sama polska społeczność. Musimy bardziej stanowczo walczyć o swoje prawa, na przykład organizować wiece. Walka o swoje prawa to rzecz normalna i zrozumiała, bo nie chcemy być oszukani przez władze, nie zasługujemy na to. Nie prosimy przecież o cudze mienie, tylko o swoje – mówi Stanisław Majewski.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Krótka historia praktycznego orzechołoma

    Gdy słyszy się kombinację słów „dziadek do orzechów”, natychmiast nasuwają się skojarzenia ze wzruszającą baśnią E.T.A. Hoffmanna, z niezrównaną muzyką baletową Piotra Czajkowskiego i z Bożym Narodzeniem. Drewniany dziadek jest jednak znacznie starszy niż bajka o nim. Drewniany zgniatacz orzechów,...

    Wilno dostarczy rozrywki także tej zimy

    Bożonarodzeniowe imprezy, lodowisko, festiwale teatralne i filmowe, międzynarodowe targi książki – to tylko kilka powodów, by nawet zimą nie nudzić się w Wilnie. Wilno ubiera się właśnie w swoją najpiękniejszą szatę, by na ponad miesiąc zanurzyć swoich mieszkańców i gości...

    Umowa podpisana, ale strajk nauczycieli nadal realny

    2 grudnia, po strajku ostrzegawczym pedagogów, podpisana została zrewidowana umowa zespołowa pracowników oświaty i nauki. Dokument podpisał premier Saulius Skvernelis, minister oświaty, nauki i sportu Algirdas Monkevičius oraz liderzy czterech związków zawodowych ze sfery oświaty. Część oświatowców krytykuje jednak...

    Prosty krok, by śmieci zyskały nowe życie

    Konieczność segregacji odpadów nigdy wcześniej nie była tak ważna jak dziś. Śmieci każdy, lecz nie każdy odpowiedzialnie zarządza produkowanymi przez siebie odpadami. Warto więc sobie uświadomić, jak to robić właściwie. Nigdy wcześniej produkowanie i nabywanie rzeczy nie było tak łatwe...