Kontrowersyjny projekt dyrektywy unijnej, który ostatnio przedstawiła Komisja Europejska wywołał wiele emocji, bynajmniej nie najlepszych, w różnych krajach Europy.
Zachwycił natomiast ministra Ministerstwa Opieki Społecznej i Pracy Litwy, Linasa Kukuraitisa, który nie może się nachwalić, jaka to piękna inicjatywa i chce ją jak najszybciej wcielić w życie.
Unia, chcąc wprowadzić zmiany w urlopach macierzyńskich (aby zaktywizować pracę zawodową kobiet po porodzie), planuje zmuszać ojców do „tacierzyńskich”. Nie byłoby może w tym nic tak złego, gdyby nie obowiązkowe założenia, że cztery miesiące dziecko dogląda matka lub ojciec, kolejne ojciec lub matka z uwzględnieniem, że cztery miesiące dla ojca są obowiązkowe – w przeciwnym razie przepadnie prawo do płatnej opieki nad dzieckiem z tego tytułu.
Niby teoretycznie w porządku, ale jak w praktyce urzeczywistnić karmienie dzieci piersią? Co będzie robił tato, kiedy dziecko zechce mleczka mamy? Siadać z nim do samochodu i pędzić jak najszybciej do mamusi? A jeżeli ta jest w delegacji służbowej? To kto ją zastąpi?
Mieszanki mleczne sporo kosztują i nie są tak zdrowe jak mleko matczyne. A może właśnie o zysk chodzi? Bo innej racji w entuzjazmie ministra trudno dopatrzyć.
No chyba, że zmusić tatusiów do karmienia piersią. Nonsens, ale nie dla Kukuraitisa i klerków unijnych, którzy takie projekty przygotowują i z nich się cieszą.