Więcej

    To przede wszystkim ich patriotyczna działalność…

    Czytaj również...

    W warunkach Wileńszczyzny, nasz klub jest przede wszystkim polską, patriotyczną organizacją – podkreśla Waldemar Szełkowski. Fot. Marian Paluszkiewicz

    Dzięki działalności Wileńskiego Klubu Rekonstrukcji Historycznej Garnizon Nowa Wilejka coraz częściej na Wileńszczyźnie można zobaczyć historyczne mundury Wojska Polskiego. Członkowie klubu są obecni na uroczystościach patriotycznych, odwiedzają szkoły, organizują spotkania i szkolenia.

    – To nie jest tak, że mamy za dużo czasu albo nie mamy co robić. Każdy z nas ma naprawdę dużo zajęć. Po prostu chcemy podzielić się tym, co dla nas jest ważne, drogie, szacunkiem do polskiej tradycji wojskowej – mówi inicjator powstania klubu, Waldemar Szełkowski.
    – O tego rodzaju organizacji zacząłem myśleć już ponad 5 lat temu. Miałem różne pomysły, ale wahałem się co do tego, jaką epokę powinniśmy rekonstruować, jak konkretnie ma wyglądać nasza działalność. Na to, jak teraz rozwija się nasza praca, decydujący wpływ miał Kielecki Ochotniczy Szwadron Kawalerii im. 13 Pułku Ułanów Wileńskich. Nieraz mieliśmy okazję się spotkać w Nowej Wilejce, którą często odwiedzają ułani. To właśnie oni zasugerowali mi nawiązanie do okresu międzywojennego, a także do historii szczególnie związanej z Nową Wilejką – mówi rekonstruktor.
    Waldemar Szełkowski przyznaje, że początkowo myślał, że zajmą się piechotą, gdyż w Nowej Wilejce stacjonował także 85 Pułk Strzelców Wileńskich.
    – Myślałem o piechocie, ponieważ trochę obawialiśmy się, czy poradzimy sobie z jazdą konną. Nie jest to ani łatwe, ani tanie zajęcie. Jednak na naszym zebraniu Jarek Szostko zaproponował, byśmy spróbowali zacząć od pieszego oddziału kawalerii. Kawaleria przecież w okresie międzywojennym walczyła także jako piechota – opowiada o początkach klubu.

    Dzięki działalności klubu coraz częściej na Wileńszczyźnie można zobaczyć historyczne mundury Wojska Polskiego. Fot. Marian Paluszkiwicz

    O dokonaniu ostatecznego wyboru zdecydował mundur.
    – Jarek przekonywał nas, że oddział kawalerii zupełnie inaczej wygląda. Mundur, buty, ostrogi, proporczyki… To po prostu większy fason. Wybraliśmy więc nazwę Wileński Klub Rekonstrukcji Historycznej Garnizon Nowa Wilejka. Nawiązywaliśmy w ten sposób do trzech pułków, które stacjonowały w Nowej Wilejce, a więc kawalerii – 13 Pułku Ułanów Wileńskich, artylerii – 19 Pułku Artylerii Lekkiej i piechoty, jaką był 85 Pułk Strzelców Wileńskich – wspomina.
    Na początku znalazło się 7 pasjonatów rekonstrukcji. Ani jednak liczebność grupy, ani problemy z końmi nie przekreślały jeszcze szans na przyszły rozwój. Jarosław Szostko zauważył, że przecież od 7 osób zaczynali „Beliniacy”, którzy w 1914 r. wyruszyli z zadaniem przekroczenia granicy zaboru rosyjskiego i utworzenia patrolu konnego z siodłami na plecach, bo jeszcze nie mieli koni. Pomimo to ich grupa stała się początkiem kawalerii II Rzeczypospolitej, a jej członkowie stanowili potem kwiat polskiego wojska. Nie trzeba się więc bać trudności.

    Tomasz Bożerocki

    Ostatecznie jednak okazało się, że zwyciężyły ułańskie sympatie. Krok po kroku udało się nie tylko zdobyć umundurowanie, ale także przejść przez konkretne szkolenia, w tym naukę jazdy konnej.
    Na początku własnego konia miał tylko Szostko. Pozostali zaczęli od lekcji jazdy konnej, powoli zdobywając nowe umiejętności. Przełom nastąpił po prawdziwym ułańskim szkoleniu w Polsce.
    – Napisałem projekt i udało się, dostaliśmy dofinansowanie. Wzięliśmy udział w Obozie Sportowo-Patriotycznym „Patrol Ułański” – opowiada Waldemar Szełkowski.
    Było to szkolenie, w którym uczestniczyli nie tylko członkowie klubu, ale także zaproszona przez nich młodzież.
    – Na tych szkoleniach tak naprawdę polubiliśmy konie. Wcześniej może był to dla mnie jakiś rodzaj rozrywki, ale po tym wyjeździe, gdzie trzeba było konia osiodłać, wyczyścić, zadbać o niego, zupełnie zmienił się mój stosunek do tych zwierząt – wspomina.

    – Na początku nie byłem zapaleńcem jazdy konnej, dlatego zdecydowałem się na rekonstrukcję 19 Pułku Artylerii Lekkiej. Nie przekonywały mnie wcale opowieści kolegów, wydawało mi się, że w stajni śmierdzi a z koniem nigdy nic nie wiadomo. Wszystko zmieniło się na szkoleniu kawaleryjskim w Toporzysku. Całkowicie wtedy zmieniłem swoje poglądy na temat koni i pracy z nimi – dodaje najmłodszy z członków klubu, Tomasz Bożerocki.
    Obóz był w zasadzie szkoleniem wojskowym. Rano pobudka, apel a dalej nauka.
    – Uczono nas musztry, maszerowania, ale także posługiwania się szablą czy lancą, troczenia siodła. To zajmowało cały dzień. Była jeszcze teoria, ale od początku ta część była naszą najmocniejszą stroną, ponieważ w naszej grupie jest 4 historyków, a pozostali to pasjonaci historii i osoby, które są związane z historią wileńskich pułków przez swoich krewnych – zauważą Waldemar Szełkowski.

    W działalności koła bardzo ważnym elementem jest praca z młodzieżą. Fot. Facebook/ Garnizon Nowa Wilejka

    Klub istnieje tylko dwa i pół roku i w tej chwili skupia 11 osób. Jego członkowie zaczynali bardzo skromnie. Na początku mieli tylko furażerki z orzełkiem. Pierwszy rok to była w zasadzie praca organizacyjna. Opracowanie statutu, zasad, wreszcie szycie mundurów. To wszystko wymagało bardzo dużego zaangażowania. Jeszcze teraz nie wszyscy są w pełni umundurowani.
    Oczywiście, tego rodzaju pasja wymaga konkretnych nakładów finansowych.
    – To, ile ktoś wydaje na udział w klubie, zależy od środków, jakimi dysponuje. Mundur z dobrego sukna uszyty na miarę nie jest na pewno tani. Kosztuje ok. 300 euro. Do tego buty, za które również mogą być robione na miarę, ale można również poszukać starych. Mogą kosztować 500 euro, ale mogą być i za 50. Również szable kosztują różnie – od 100 do 700 euro. To są jednak wydatki jednorazowe, powoli kupujesz wyposażenie, raz pas, innym razem coś jeszcze. Za jakiś czas uda się wszystko skompletować. To, co w naszych realiach jest najbardziej odczuwalnym, stałym wydatkiem, to chyba jazda konna. Niestety, na Litwie lekcje kosztują prawie 2 razy więcej niż w Polsce – opowiada Waldemar Szełkowski.
    – To bardzo dużo kosztuje. I nie chodzi tylko o pieniądze, ale też o czas. To naprawdę bardzo wymagające zajęcie. Jeśli chodzi o jazdę konną, każdy ćwiczy według własnych możliwości. Ja np. dwa razy w tygodniu – dodaje Tomasz Bożerocki.

    Najważniejszy jest jednak sens działalności.
    – Według mnie, w naszych warunkach Wileńszczyzny, nasz klub jest przede wszystkim polską, patriotyczną organizacją. Wystarczy spojrzeć na mundur. Nasza kurtka ułańska posiada 13 guzików, a na każdym jest symbol państwa polskiego. Ten sam znak jest na nakryciu głowy. Już sam widok polskiego munduru, o który naprawdę trzeba dbać, by go godnie zaprezentować, jest też przypomnieniem o polskiej historii. W naszym działaniu część działań kierowana jest na zewnątrz, ale staramy się także robić coś dla siebie, by lepiej poczuć tę historię. Udział w rekonstrukcjach na to pozwala. To nie jest film, w którym powtarza się jakąś scenę kilka razy. Tu nie ma powtórek, jak się udało, tak się udało. Uczestniczymy po prostu w konkretnym wydarzeniu, to pozwala na pewnego rodzaju doświadczenie historii – wyjaśnia Waldemar Szełkowski.
    W działalności koła bardzo ważnym elementem jest praca z młodzieżą.
    – Od początku chcieliśmy przekazywać naszą wiedzę, zresztą wielu z nas jest z zawodu nauczycielami. Po szkoleniu w Polsce organizowaliśmy podobne szkolenie dla harcerzy na Wileńszczyźnie, prowadzimy także spotkania w szkołach. Na początku było to w ramach projektu, na który dostaliśmy dofinansowanie, a później prowadziliśmy prezencje z naszych własnych środków. Chcemy podzielić się tym, co dla nas jest ważne – wyjaśnia inicjator powstania klubu.

    Uczestnicy klubu dużo uczestniczą w różnego rodzaju szkoleniach. Fot. Facebook/ Garnizon Nowa Wilejka

    – Dla mnie jest to sposób na poszerzanie swojej wiedzy historycznej. No i pewien sposób na przygodę, nieco innego rodzaju spędzanie wolnego czasu. Na pewno mój udział w klubie rekonstrukcji historycznej pomaga mi również w pracy nauczyciela. Mogę np. poprowadzić lekcję w mundurze czy wybrać się z uczniami na jazdę konną – zauważą Tomasz Bożerocki.
    A jak polski mundur odbierany jest w litewskim środowisku? Przecież ból po stracie Wilna często i dziś jest odczuwalny. Tomasz Bożerocki zauważa, że jak dotąd nie doświadczył negatywnych ocen swojej działalności.
    – Niedawno braliśmy udział w otwarciu wystawy na temat powodzi w Wilnie w 1931 r. organizowanym przez Archiwum Sztuki i Literatury i Muzeum Techniki. Zaproszono nas, ponieważ wojsko polskie brało udział w usuwaniu szkód po powodziowych. To był nasz pierwszy kontakt z litewską publiką i spotkaliśmy się z bardzo pozytywnym odbiorem naszej działalności. Także moi koledzy, Litwini, bardzo dobrze odnoszą się do mojej działalności, doskonale rozumiejąc, że nie chodzi mi o politykę, ale o historię, której jestem pasjonatem. A historia Wileńszczyzny jest taka, jaka jest – opowiada.

    – Na pewno nie jesteśmy organizacją paramilitarną. Nas nie ciekawi wojna, nas ciekawi historia. Chcemy poprzez naszą działalność promować wiedzę dotyczącą historii wojskowości i historii Wileńszczyzny, bo zajmujemy się rekonstrukcjami dotyczącymi historii tego terenu, a polskie wojsko jest częścią historii Wileńszczyzny. Oczywiście, zawsze mogą się znaleźć osoby, które polski mundur będzie drażnić. Ale trzeba pamiętać, że polski orzeł nie jest w tym kraju zabroniony, w odróżnieniu od swastyki czy symboli sowieckich. To co robimy, jest całkowicie legalne. Oczywiście, w historii 13 Pułku Ułanów Wileńskich były walki z Litwinami, ale to również jest nasza historia, którą trzeba poznać, zrozumieć i nie można fałszować. Dla mnie ważniejsze jest to, jacy ludzie tam służyli. Jerzy Dąbrowski, wspaniały zagończyk, który bardzo skutecznie walczył w wojnie polsko-bolszewickiej, a we wrześniu 1939 r. stworzył jeden z pierwszych oddziałów partyzanckich. Bracia Mackiewicze, Eustachy Sapiecha… To wszystko są osoby, którymi możemy się szczycić. Jeśli mówimy o samoobronie wileńskiej, która walczyła z Armią Czerwoną, to jednym z jej członków był Witold Pilecki. Jeśli przyjrzymy się poszczególnym biografiom, rzadko znajdziemy tam nacjonalizm czy niechęć do Litwinów. Wszystkie te trzy pułki wyróżniły się w walkach o Warszawę w 1920 r., co, jak coraz częściej zauważają litewscy historycy, uratowało również państwo litewskie – podsumowuje Waldemar Szełkowski.

     

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Liczy się tylko uczciwa, sumienna praca. Szkic do portretu Janiny Strużanowskiej

    Na pozostanie w Wilnie zdecydowała się w bardzo świadomym celu. Chciała, żeby ktoś w tym mieście za 30 czy 50 lat mówił jeszcze po polsku…  Na jej oczach dawne, wielokulturowe Wilno przestawało istnieć. Najpierw zagłada wileńskich Żydów, którzy od wieków...

    Radosław Sikorski: „Dzisiaj grozi nam ten sam kraj, który jest agresorem w Ukrainie”

    Podsumowując wydarzenie w Trokach – główny powód przyjazdu szefa polskiej dyplomacji na Litwę – Radosław Sikorski zauważył:  – To jest spotkanie, które ma swoją renomę. Bywałem na wcześniejszych edycjach i bardzo mi miło, że drugą edycję zagraniczną jako minister spraw...

    Nikogo nie ominął prezent

    W tym świątecznym okresie nie mogło zabraknąć życzeń, które złożyli Polakom z Litwy przedstawiciel Ambasady RP w Wilnie Andrzej Dudziński, I radca-kierownik Wydziału Polityczno-Ekonomicznego, oraz organizatorzy koncertu – Mikołaj Falkowski, prezes zarządu Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana...

    Tych nie trzeba zmuszać do nauki historii

    Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana Olszewskiego po raz kolejny zorganizowała w Domu Kultury Polskiej w Wilnie konkurs „Historiada”.  – Dziękuję, że wam się chce, że nie musicie się zmuszać, ale z ochotą przystępujecie do tych lektur, które wam...