Więcej

    Wilno to nie Londyn — i dobrze?

    Zazwyczaj to z Wilna się wyjeżdża do Londynu, a rzadkie przypadki przeciwnego kierunku migracji tę regułę zdają się potwierdzać. Wiadomo, Londyn, stolica świata, metropolia, jedno z największych miast, siedziba królowej i tak dalej. Cywilizacja, prestiż, przepych. Gdzie nam tam do niego. Ale to może i dobrze.
    Okazuje się, że londyńską kanalizację zaatakował „potwór” z pieluch, tamponów i niedopałków, które ludzie wrzucali do klozetów. Monstrum, bagatela, waży 130 ton i stanowi poważne zagrożenie dla miasta, gdyż nie znajdujące ujścia ścieki powodują pękanie kanałów i grożą zalaniem bądź podmyciem budynków. Usuwanie długiego na 250 metrów korka ma zająć tygodnie i kosztować, rzecz jasna, miliony.
    W Wilnie takich problemów nie mamy. Możemy narzekać, że samorząd kupuje autobusy, nie mieszczące się w ulicach, że buduje ścieżki rowerowe na jesień, a dziury w drogach asfaltuje przed zimą — ale nikt nam nie może zarzucić, że wileńską kanalizację zapycha głaz z pieluch i tłuszczów wielkości stadionu, którego usuwanie miałoby pochłonąć miliony euro. Co to, to nie. Nasze kanalizacje, o które nikt zdaje się nie dbać, zapycha tradycyjny piach i żwir.