Więcej

    Wspólna pamięć czy historyczna partyzantka?

    Jedną z najtrudniejszych rzeczy na Litwie jest chyba zbudowanie wspólnej pamięci historycznej. Przecież, nawet słowa „wolność” czy „okupacja” nie są tu oczywiste. I nie ma się co dziwić – Litwa to nadal w dużej mierze kraj historycznej partyzantki.

    Oczywiście nie bez znaczenia jest tu element narodowy. Polacy i Litwini, którzy u kresu międzywojnia zostali połączeni w jednym państwie, patrzyli na swoją przeszłość w zupełnie odmienny sposób. Co więcej – na długie 50 lat, i jedni, i drudzy otrzymali w prezencie „jedynie słuszną” wersję swoich dziejów, które na nowo opowiedział im łaskawie Związek Sowiecki. Teraz, choć od odzyskania niepodległości wychowało się już zupełnie nowe pokolenie, mieszkańcy Litwy nadal nie mają wspólnej historii, a obok prawdy szkolnych podręczników, funkcjonuje inna, ta bardziej bliska.

    Tymczasem budowanie wspólnej tożsamości jest jedną z najważniejszych rzeczy z punktu widzenia państwa. W kraju, w którym język dzieli, wydaje się, że to właśnie wspólna historia mogłaby połączyć. Wielkie Księstwo Litewskie, a potem także kolejne unie, były przecież pewnego rodzaju fenomenem. Ludzi różnych kultur, języków i wyznań połączył nie tylko wspólny interes polityczny, ale także wspólny system wartości, w którym kluczowe znaczenie miały słowa, takie jak „wolność” czy „tolerancja”.

    Hasło „Polacy na Litwie” często kojarzy się z pewnego rodzaju zamkniętą społecznością, skoncentrowaną na walce o swoje prawa. Tymczasem trwanie tutaj polskiej kultury może mieć znaczenie o wiele głębsze. Nieustanne przypominanie o sobie tych „innych”, którzy kochają Litwę, mówiąc jednocześnie innym językiem, może stać się łącznikiem z tradycją wielonarodowego, wielokulturowego państwa. Polacy mogą więc pomóc odzyskać Litwie jej wielką historię, oczywiście tylko wtedy, jeśli sami w pełni do niej powrócą.