Więcej

    Hiszpańska lekcja

    Wydaje się, że Madryt nie mógł bardziej pomóc Katalonii w dążeniu do niezależności, niż używając siły. Obraz atakowanych tłumów, którym odbiera się prawo do wyrażenia własnej opinii działa o wiele mocniej na opinię społeczną niż argumenty prawne, które zapewne stoją po stronie Hiszpanii. Zwłaszcza dla naszej części Europy, która starcia z tzw. stróżami prawa zna z niezbyt odległej historii, obrazy te są wyjątkowo wymowne.
    Europa na razie milczy, nazywając wydarzenia w Katalonii wewnętrzną sprawą Hiszpanii. Już za chwilę może się jednak okazać, że jest to także wewnętrzny problem Unii Europejskiej. I nie chodzi jedynie o to, że jeżeli Katalończycy ogłoszą, jak zapowiadają – niepodległość, może się okazać, że w środku Unii Europejskiej będzie istnieć niezależne państwo, które do niej nie należy. Większość krajów wspólnoty ma przecież również w swoim obrębie kandydatów na separatystów, którzy może nie są tak zdecydowani na rozwód jak Katalończycy, ale często są bardzo świadomi swojej odrębności.
    Nie wolno jednak zapominać o tym, że Hiszpania na ów wewnętrzny konflikt „pracowała” naprawdę ciężko. Być może udałoby się go uniknąć w tak ostrej formie, gdyby nie ograniczenie w 2010 r. statutu autonomii Katalonii i postępujący w następnych latach brak chęci do dialogu. Żyjemy w świecie, w którym ludzie są naprawdę świadomi swoich praw. Z punktu widzenia państwa nic nie jest tak niebezpieczne, jak ich ograniczanie, zwłaszcza, gdy władza lubi demonstrować siłę.