Więcej

    Wileńska „Gra o Tron” dla ubogich

    Czytelnikom zapewne bijącego rekordy popularności na świecie serialu „Gra o Tron” przedstawiać nie trzeba. Dotychczasowe siedem sezonów doczekało się mnóstwa pochlebnych recenzji, nagród, żartów, przeróbek — po prostu stały się częścią popkulturowego kodu. Widzów zachwycają piękne krajobrazy, intrygi, zapierające dech w piersiach bitwy — twórcy serialu nie szczędzą pieniędzy ani wysiłku, by każdy odcinek zachwycał.
    Gdyby jednak byli biedni i głupi, to ich serial o politycznych intrygach wyglądałby zapewne jakoś tak podobnie do tego, co się wyprawia właśnie w wileńskim samorządzie. Mer Remigijus Šimašius ogłosił, że za doskonałe wyniki pracy należy awansować dyrektorkę administracji Almę Vaitkunskienė poprzez jej zwolnienie ze stanowiska, na którym doskonale sobie radzi, i przenieść na inne, gdzie będzie lepiej zarabiać. Sama dyrektor jest propozycją zaskoczona i nie widać po niej entuzjazmu, a wręcz przeciwnie. Radny Vidmantas Martikonis, z partii Šimašiusa zresztą, organizuje obronę dyrektorki. Były zaś liberał Mark Adam Harold ogłasza w mediach o istnieniu „tajnego komitetu” kierowanego przez Vaitkunskienė, który trzymał kasę, a o którego istnieniu mer nic nie wiedział. I w to ostatnie jest uwierzyć chyba najłatwiej.