Więcej

    Czerwony dywan dla kolejnych „ratowników”

    Litewscy politycy potrafią wyjątkowo skutecznie zniechęcić zwykłych zjadaczy chleba nie tylko do udziału w życiu politycznym, ale nawet do interesowania się polityką.

    To, co się ostatnio dzieje w tak zwanych „dużych i tradycyjnych” litewskich partiach, jest potwierdzeniem tej tezy. Wojna w szeregach socjaldemokratów, skandal korupcyjny u liberałów, bałagan w szeregach chłopów i zielonych, sprawa zaciągania kredytów w komercyjnych bankach przez konserwatystów, przekonują wyborców do wniosku, że „i owszem, partii mamy dużo, ale głosować na kogo nie mamy”.

    Czym to się skończy? Tym, co zwykle. Litewski establishment polityczny może nawet wbrew własnej woli, ale za to konsekwentnie, wyścieła czerwony dywan przed kolejnymi „ratownikami”. Jak tak dalej pójdzie, to przed kolejnymi wyborami powstanie partia, która obwieści, że na pewno wie, jak uratować Litwę.

    Co dalej? Też nic nowego. Na pewno pamiętamy, jak ratowali Litwę: Nowy Związek Paulauskasa, Porządek i Sprawiedliwość Paksasa, Partia Pracy Uspaskicha, partia showmanów Valinskasa.

    I jeszcze jedna sprawa polityczna. Tym razem polska. W tym tygodniu przewodniczącemu sejmu Viktorasowi Pranckietisowi chyba coś odbiło. Bo inaczej nie da się określić jego stwierdzenia, że owszem, zaprasza AWPL-ZCHR do koalicji rządzącej, ale bez przewodniczącego Waldemara Tomaszewskiego. Jak on to sobie wyobraża – zrozumieć trudno. Za to już zrobiło się zupełnie zrozumiałe, dlaczego AWPL-ZCHR zwleka z dołączeniem do takiej koalicji.