Więcej

    Marijonas Mikutavičius już nie będzie śpiewał piosenki „Trys milijonai”. I nawet nie tylko dlatego, że jej ma dosyć, jak to powiedział nieraz w wywiadach, ale też z tego względu, że byłaby to nieprawda. Litwa nie ma już trzech milionów mieszkańców.
    A według mapki (która właśnie robi furorę w litewskich mediach) jednego z najlepszych wykładowców VU, dr-a Rolandasa Tučasa, w ciągu następnych pięciu lat znajdziemy się na granicy 2,5 mln mieszkańców. Poza psychologiczną barierą i magią liczb, odbije się to na życiu nas wszystkich — choćby poprzez tarapaty, w jakich znajdzie się system emerytalny i socjalny, a także prawdopodobny wzrost podatków i cen. Perspektywa nie wygląda optymistycznie, prawda?
    Optymizmem nie napawa żadna choroba ani jej perspektywa w sytuacji nieleczenia. A żeby cokolwiek leczyć, należy znać powody takiego stanu rzeczy. Nikt chyba nie zaprzeczy, że do wyludniania się prowincji (widać to na wzmiankowanej mapce) przyczyniło się liberalne szaleństwa „optymalizowania” szkół, przychodni i urzędów pocztowych, polegające na ich zamykaniu w mniejszych miejscowościach. Takie owoce chorego centralizmu.
    Ale czy państwo ma się biernie przyglądać postępom choroby, czy jednak coś robić?