Postacie bohaterów narodowych są często kością niezgody i waśni, szczególnie między sąsiadami.
Wiele kłótni i polemik, inicjowanych zwykle przez polityków, historyków i publicystów, a kontynuowanych często w sieci i na ulicy, osnute jest wokół tych historycznych figur, ubóstwianych przez patriotów jednej strony, a znienawidzonych przez tych zza miedzy.
Cóż, w każdym zakątku świata ludzie przez długie wieki toczyli wojny z sąsiadami i czcili bohaterów, którzy zwyciężali, zdobywali nowe ziemie i łupy lub skutecznie bronili ojczyzny przed obcym najazdem. Jest to przecież oczywiste, a my wciąż oburzamy się, że nasi sąsiedzi czczą tych, którzy nas łupili i mordowali, a oni za to samo oburzają się na nas. Nie możemy strawić na przykład tego, że Chmielnicki to dla Ukraińców bohater narodowy, a nas przecież uczą od pokoleń, że to buntownik. I wcale nam nie przychodzi do głowy, że przecież dla nich Wiśniowiecki to pacyfikator ludowego powstania.
Tak samo wygląda „rachunek bohaterów narodowych” ze wszystkimi naszymi sąsiadami, także z Litwinami. Wszak dla nas Żeligowski to zdobywca naszego Wilna, a dla nich zwykły agresor. Dla Litwinów zaś Plechavičius, prześladowca AK, to przecież dowódca narodowego ruchu oporu. I tak ma być, to przecież zrozumiałe i oczywiste. Każdy naród ma swoją wizję historii, swoich bohaterów i swoje demony. Pozwólmy więc sobie nawzajem ich wielbić lub się ich lękać. Nie kłóćmy się o bohaterów, nie obrażajmy się nawzajem za cześć oddawaną naszym demonom. Świat nie jest czarno-biały, każda rzecz i każda postać inaczej wygląda zależnie od położenia i oświetlenia.
To prawa przyrody, od których nie uciekniemy. Aby żyć w zgodzie i przyjaźni musimy więc je rozumieć i objaśniać młodzieży. Należy więc wpajać młodym szacunek dla naszych narodowych świętości i równoczesną świadomość, że świętości sąsiadów są zupełnie inne od naszych, nawet jeśli podług naszego wychowania na świętość nie zasługują.
Skoro o bohaterach mowa, to jest jeszcze jeden element tej dziwnej układanki, niezwykle pomocny w budowie dobrych i serdecznych stosunków z trudnymi sąsiadami. Mianowicie, bohaterowie wspólni, którzy nie wyrządzili sąsiadom krzywdy i dlatego nie budzą kontrowersji ani nieprzyjaznych uczuć. Szukajmy ich zatem w naszej wspólnej, polsko-litewskiej historii.
Na dzisiaj proponuję jedną taką zacną postać z przeszłości. To Maciej Kazimierz Sarbiewski, kapłan, uczony i poeta, kaznodzieja królewski i wielkoksiążęcy, rodem z Mazowsza, a wieloletni mieszkaniec Wilna zasłużony dla naszego miasta. A pisał po łacinie, więc nie będziemy się z Litwinami spierać o to, do której z naszych literatur należy jego wybitny dorobek poetycki. 18 listopada w Warszawie na Zamku Królewskim polskie środowisko naukowe i artystyczne obchodziło już IX Dzień Sarbiewskiego staraniem powołanej przed 15 laty na Mazowszu Akademii, która wskrzesza pamięć o tym naszym wielkim Rodaku.
Ponoć w Wilnie też powstał oddział rzeczonej Akademii. Szkoda, że dotąd nie ujawnił się wileńskiej publiczności i nie podjął żadnych działań na rzecz przypomnienia nam postaci księdza Sarbiewskiego.
To przecież postać zacna i godna, łącząca Polaków i Litwinów oraz zaświadczająca o pozycji i dorobku Rzeczypospolitej Obojga Narodów w czasach jej świetności. Tacy bohaterowie są nam potrzebni. Czcijmy ich więc wspólnie z naszymi litewskimi gospodarzami i chwalmy się nimi naszym bliższym i dalszym europejskim sąsiadom.
Józek Powsinoga