Więcej

    O tym, jak policjanci zabawili się w… reniferów Świętego Mikołaja

    Z tegotygodniowej kowieńskiej kroniki policyjnej (tłumaczonej na język ludzki): „Patrol zauważył nietrzeźwego, 29-letniego obywatela, który (jak się później okazało, w wydychanym powietrzu, miał 2,54 promila alkoholu) nie orientował się w otoczeniu. Po odwiezieniu go do domu, delikwent chciał wcisnąć policjantom łapówkę 50-eurową, mimo że ci przypomnieli o odpowiedzialności prawnej za ten czyn. Mężczyzna nadal jednak chciał dać pieniądze, bo myślał, że przyjechał do domu taksówką. W końcu trafił do aresztu”.

    No miał człowiek mocno w czubie i nie odróżnił radiowozu od taksówki. Ale porządnie chciał się zachować i zapłacić za usługę. Tymczasem „usłużni” policjanci, którzy zabawili się w reniferów mikołajowych, za próbę dania łapówki, odstawili swoją ofiarę do aresztu.

    Pytanie pierwsze – czy to była łapówka, bo za co, przecież człowiek nie prowadził auta?
    Pytanie drugie – czy to nie była pomoc dla pijanego obywatela z premedytacją? Najpierw podwieźli, a potem skorzystali z okazji, żeby podnieść swoje służbowe rankingi, wypinając się przed kierownictwem w nadziei na premię?

    Nic tylko wypiąć się na takich „dobroczyńców”, którzy, skoro takimi służbistami są, to zawieźliby delikwenta do izby wytrzeźwień. A może takiej w Kownie nie ma? No, to wówczas do aresztu swego zawieźliby, aby wytrzeźwiał, ale bez takiej „afery z łapówką”!

    I jeszcze o ewentualnej premii dla nadgorliwych „reniferów”. Może będzie, jak w tym kawale: „Koledzy! W nagrodę za waszą służbę, dostajecie awans z drogówki do śledczego oddziału. Już nie będziecie marznąć w radiowozie!
    – Ale panie komendancie, litości! Ale my… My się jeszcze budujemy…”