Więcej

    Rozdzieleni przez Marychę – polsko-litewsko-białoruskie pogranicze

    Czytaj również...

    Trójstyk granic państwowych między Polską, Litwą i Białorusią, znajduje się w Puszczy Augustowskiej, nad rzeką Marychą

    Trójstyk granic państwowych między Polską, Litwą i Białorusią, znajdujący się w Puszczy Augustowskiej, nad rzeką Marychą, nie jest miejscem łatwym do znalezienia.

    – Razem z bratem często wyjeżdżamy na długie, czasem kilkudniowe trasy rowerowe. Kiedyś postanowiliśmy odwiedzić również to miejsce, ale okazało się, że nie jest to takie proste. Na szczęście, teraz można liczyć na pomoc Straży Granicznej. Długo błądziliśmy, wreszcie na miejsce, gdzie spotykają się trzy granice, zaprowadzili nas polscy strażnicy – opowiada Stanisław Sosna, czytelnik „Kuriera Wileńskiego”. Miejsce okazało się tak ciekawe, że na kolejny wyjazd na polsko-litewsko-białoruskie pogranicze postanowił zaprosić redakcję „Kuriera Wileńskiego”.

    Dziś przekraczanie polsko-litewskiej granicy nie budzi wielkich emocji, ale jeśli ktoś zamiast asfaltu wybierze żwirówkę, między Kopciowem, czyli litewskim Kapčiamiestis a Berżnikami po polskiej stronie, przekona się że po drodze niemało jest śladów po dawnych, trudnych momentach historii. Sam trójstyk granic znajduje się w lesie, w miejscu, do którego nie można dojechać samochodem. Ostatnią wsią o zwartej zabudowie, jaką mijamy jadąc od strony Polski, jest Budwiedź. Nie dochodzi tu asfalt, niewiele rodzin mieszka, można więc powiedzieć, że mamy sporo szczęścia, bo po drodze spotykamy Jan Miszkiela, który nad Marychą mieszka już od 80 lat.

    Po przystąpieniu Polski i Litwy do strefy Schengen ochrona granicy z Białorusią, jako zewnętrznej granicy UE, została wzmocniona

    – Tutaj się urodziłem, w 1938 r. Wtedy granica była tylko z Litwą. Ale wtedy nie było tak pilnowana, jak po wojnie. Po drugiej stronie rzeki była wieś. Pamiętam jeszcze, jak za rzeką kosili siano, a teraz, kto by mógł wtedy pomyśleć, tylko las. Dopiero kiedy Związek Sowiecki tu zapanował, wszystkich po litewskiej stronie, 3 km od granicy wysiedlili. Lepsze budynki rozebrali, gorsze spalili. Srogo tutaj było, oj srogo. 15 metrów do rzeki można było podejść, wodopoje były specjalne powyznaczane – opowiada pan Jan, mieszkaniec przygranicznej wsi. Wyjaśnia nam, że granica przebiega środkiem rzeki. Można się było kąpać, ale jak przejdzie się poza połowę, to strażnicy z sowieckiej strony mieli prawo strzelać. Na co dzień jednak życie w pasie przygranicznym było bardzo bezpieczne.
    – Tak nas tu pilnowali, że o żadnych rabunkach nie mogło być mowy. Wszystko widzieli – śmieje się nasz rozmówca.

    Po drugiej stronie Marychy jest już Litwa. Bardzo blisko również do Białorusi.
    – Może, jakby z Białorusią było trochę inaczej, to i tę drogę by nam zrobili. Ojciec jeździł tędy kiedyś do Grodna. To tylko 50 km. Mam krewnych i na Litwie, i na Białorusi… Wszyscy w moim wieku, kto wie, czy jeszcze żyją. Tak się jakoś pourywało wszystko przez tę granicę. Kiedyś poznawali się ludzie, żenili między wsiami. Jedna siostra mojego ojca zamieszkała w Kodziach, a druga w Kaletach. Potem, po wojnie okazało się, że nie możemy się spotykać, bo ojciec został w Polsce, jedna siostra na Litwie, a druga na Białorusi – opowiada historię swojej rodziny.

    Straży granicznej trudno uwierzyć, że ktoś przeszedł przez granicę przez nieuwagę, a jednak takich „nieuważnych” turystów jest niemało

    Strefa przygraniczna zaczynała się na 5 km przed domem Miszkielów. Przez przeszło pół wieku wiązały się z tym bardzo konkretne ograniczenia. Rzadko mieli gości z daleka, bo żeby ich odwiedzić, trzeba było mieć specjalną przepustkę. Najtrudniej było jednak utrzymać kontakt z rodziną, która znalazła się po drugiej stronie granicy.
    – Kiedy ojciec zmarł, jego siostra, z Litwy chciała przyjechać na pogrzeb. Puścili ją, ale dopiero dwa tygodnie później. Tyle czasu załatwiali. Ale udało się wtedy nam spotkać, przyjechała na jeden dzień. Pomógł nam znajomy kapitan z WOPu, inaczej może jeszcze by było trudniej – wspomina Jan Miszkiel. Mówi, że kiedy można już było jechać na Litwę, próbował szukać krewnych.
    – Wszyscy wtedy jeździli, handlowali, przeważnie wódką i papierosami, bo na tym najlepiej można było zarobić. Ja też pojechałem tam, gdzie mieszkała ojca siostra z rodziną, ale jej nie znalazłem. Nie wiem, co się z nimi stało, nie było po nich śladu – opowiada mieszkaniec Budwiedzi.

    Po litewskiej stronie granicy niemało jest świadectw o latach terroru

    Zaczyna się las, a nazwy miejscowości, takie jak Stanowisko, odnoszą się do rozrzuconych po lesie, poszczególnych gospodarstw. Granica w tym miejscu istnieje przez ostatnie 100 lat. W okresie międzywojennym stacjonowała tu strażnica Korpusu Ochrony Pogranicza, a po wojnie strażnica WOP. Do samego trójstyku granic, mimo że Stanisław Sosna już odwiedzał to miejsce, nie trafilibyśmy na pewno bez pomocy Straży Granicznej.

    Pogranicznicy doprowadzają nas na miejsce, przy okazji opowiadając nieco o swojej pracy. Nie jest ona ani łatwa, ani bezpieczna. Po drugiej stronie Marychy, kilkanaście metrów od nas i już na Litwie, mieszkańcy Kopciowa koszą trawę. Po litewskiej stroni znajduje się bardzo ładna polana, na której przed kilkoma laty szefowie służb granicznych Polski, Litwy i Białorusi posadzili trzy dęby. Drzewa, które symbolizują siłę i wytrzymałość, zostały posadzone na pamiątkę podpisania porozumienia między Polską, Litwą i Białorusią.

    Marycha zdecydowanie nie wygląda na rzekę nie do pokonania – ma ok. metra głębokości. Mimo to skutecznie dzieliła dawniej Litwę i Polskę, potem Związek Sowiecki od PRLu. Teraz nie jest już co prawda barierą między Polską a Litwą, żeby ją przekroczyć wystarczy dowód osobisty, ale za to oddziela Białoruś od Unii Europejskiej. Po przystąpieniu Polski i Litwy do strefy Schengen ochrona granicy z Białorusią, jako zewnętrznej granicy UE, została wzmocniona. Po polskiej stronie brak naturalnej bariery, jaką jest rzeka, za to pas przygraniczny między słupami z nazwami Polski i Białorusi jest zaorany i zagrabiony.

    Jan Miszkiel nad Marychą mieszka już od 80 lat

    –To po to, żebyśmy od razu zauważyli, jeśli ktoś próbuje przejść. Niestety, niektórzy turyści biorą sobie za punkt honoru dobiegnięcie do białoruskiego słupa – wyjaśnia nam strażnik. Okazuje się, że mimo widocznego ogrodzenia po białoruskiej stronie niemało jest chętnych do wycieczki poza granicę Unii. Białoruskich strażników nie widać, ale podobno są i pilnują dobrze. Co się stanie, jeśli któremuś z turystów uda się przejść na drugą stronę? Oczywiście zostanie zatrzymany. W najlepszym wypadku po kilku godzinach białoruska Straż Graniczna przekaże taką osobę polskiej, ale niektórzy mogą przez taką wycieczkę całkowicie zmienić plany urlopowe. Zdarzają się przypadki, gdy ktoś w areszcie na Białorusi musi spędzić nawet dwa tygodnie w wieloosobowej celi. Trzeba przyznać, że nie jest to najlepszy sposób na spędzenie wakacji…

    Strażnicy mówią, że bardzo trudno jest im uwierzyć, że ktoś przeszedł przez granicę przez nieuwagę, jednak takich nieuważnych turystów jest niemało. Nie są to bynajmniej tylko Polacy. Niedługo przed naszą wizytą na Białoruś bez wizy wybierali się np. Niemcy i Holendrzy.


    Po drodze niemało jest śladów po dawnych, trudnych momentach historii

    Wracając na Litwę, jeździmy jeszcze trochę po, małych wioskach, o których istnieniu nie mieliśmy zupełnie pojęcia. Okazuje się, że w wielu z nich znajdujemy informacje o tych, którzy zginęli, w walkach o granice czy też zostali zamordowani w czasach sowieckich. Najbardziej dramatyczne świadectwo tego okresu to oczywiście pomnik w Gibach, który upamiętnia ofiary Obławy Augustowskiej – prawie 600 osób, które zaginęły bez śladu w lipcu 1945 r. Ale i po litewskiej stronie granicy niemało jest świadectw o latach terroru. W przygranicznym Kopciowie, gdzie Polacy szukają zwykle tylko grobu Emilii Plater, znaleźć również można tablice poświęcone pomordowanym w okresie sowieckim partyzantom, których ciała leżały tuż obok kościoła, tak na przestrogę tym, którzy chcieliby sprzeciwić się porządkom wprowadzonym przez sowietów. Jak widać, granica na rzece Marysze nie gwarantowała wcale innego losu….

    Fot. Marian Paluszkiewicz

     

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Liczy się tylko uczciwa, sumienna praca. Szkic do portretu Janiny Strużanowskiej

    Na pozostanie w Wilnie zdecydowała się w bardzo świadomym celu. Chciała, żeby ktoś w tym mieście za 30 czy 50 lat mówił jeszcze po polsku…  Na jej oczach dawne, wielokulturowe Wilno przestawało istnieć. Najpierw zagłada wileńskich Żydów, którzy od wieków...

    Radosław Sikorski: „Dzisiaj grozi nam ten sam kraj, który jest agresorem w Ukrainie”

    Podsumowując wydarzenie w Trokach – główny powód przyjazdu szefa polskiej dyplomacji na Litwę – Radosław Sikorski zauważył:  – To jest spotkanie, które ma swoją renomę. Bywałem na wcześniejszych edycjach i bardzo mi miło, że drugą edycję zagraniczną jako minister spraw...

    Nikogo nie ominął prezent

    W tym świątecznym okresie nie mogło zabraknąć życzeń, które złożyli Polakom z Litwy przedstawiciel Ambasady RP w Wilnie Andrzej Dudziński, I radca-kierownik Wydziału Polityczno-Ekonomicznego, oraz organizatorzy koncertu – Mikołaj Falkowski, prezes zarządu Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana...

    Tych nie trzeba zmuszać do nauki historii

    Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana Olszewskiego po raz kolejny zorganizowała w Domu Kultury Polskiej w Wilnie konkurs „Historiada”.  – Dziękuję, że wam się chce, że nie musicie się zmuszać, ale z ochotą przystępujecie do tych lektur, które wam...