Więcej

    Kto chce rozłamu w UE?

    Unia Europejska od dziesięciu lat trwa w kryzysie. Był kryzys ekonomiczny, wywołany przez nieodpowiedzialne banki, był kryzys strefy euro, jest kryzys imigracyjny (warto postawić pytanie – na ile naturalny, a na ile wywołany przez grupy interesów), trwa permanentny kryzys wartości. Przy okazji ustalania budżetu na okres finansowy po roku 2020 pojawia się również perspektywa kryzysu, nie tylko wizerunkowego, ale i idei Unii.

    W nowym budżecie, który ma przejść poważne cięcia, widać, jak nigdy wcześniej, radykalne różnice traktowania tzw. „starej” i „nowej” Europy – czyli państw, które należały do UE przed rozszerzeniem w roku 2004, i tych, które się wówczas przyłączyły.

    Między bajki należy włożyć rzekome „kary” w budżecie dla Polski i Węgier za sprzeciw wobec przyjmowania kwot imigrantów. Gdyby tak było, cięcia w budżecie spójności nie dotknęłyby Litwy, która przecież imigrantów przyjmuje. Nieprawdą są też sankcje za konserwatyzm rządów – gdyby tak było, nie zostałaby ukarana Malta.

    Logiczne zatem wydaje się być wyjaśnienie mało sympatyczne – elity „starej” Unii wciąż z pogardą traktują nowych członków Wspólnoty, mimo iż tyle się mówi o równości i braterstwie. W czyim interesie leży taki szowinizm?