Więcej

    Zakaz wstępu z psami i… dziećmi

    Pewna para wilnian wybrała się tradycyjnie na kolację do restauracji tzw. ekskluzywnej, rodzaju „fine dining”. Chcieli sobie sprawić ucztę kulinarną i estetyczną (choć, o ile ja wiem, jest tam, owszem, wystrojowo, ale drogo i mało).
    Ale wróćmy do tematu. Mąż zawczasu zarezerwował stolik i małżonkowie pojechali razem z prawie rocznym dzieckiem. Po wejściu do tego przybytku kulinarnej „rozkoszy”, nadziali się na zimne jak szpady spojrzenia personelu.
    O co chodzi?! – oniemieli.
    „My z tak małymi dziećmi nie obsługujemy” – wylano im kubeł zimnej wody na głowy. − Takie są u nas zasady”.
    Owszem, słyszeli, że kiedyś jeden z restauratorów z Rzymu wprowadził zakaz wstępu dla dzieci poniżej 5. roku życia. A „ruch” ten przyszedł ze Stanów i Wysp.
    Tak więc restaurator może sam decydować, jakich gości zaprasza do swojego lokalu? No to można było przynajmniej telefonicznie uprzedzić o tym zakazie! W innych restauracjach dzieciom podstawiają specjalne krzesełka, a tu w nosie mają klienta, bo być może innym gościom dziecięce gaworzenie przeszkodzi w konsumowaniu „sztuki”.
    A rozwiązanie tego problemu jest proste: nalepka na drzwiach restauracji z przekreśloną głową dziecka i napisem „+5” i już!
    A potem jeszcze jedną dodać − z laską. Nie, nie z zakazem wstępu długonogim klientkom, ale dla… staruszków. Bo, a nóż widelec, taki dziadunio zapomni portfela w domu…