Więcej

    Oby premierowi się zechciało

    Ceny w sklepach rosły zawsze. Odczuwalne stało się to szczególnie po wprowadzeniu euro w 2015 roku. Ale to, co ma się wydarzyć jesienią, ponoć przekroczy wszelkie granice wytrzymałości i tak bardzo cierpliwych mieszkańców Litwy. Winną oczekiwanej drożyzny ma stać się pogoda. Susza spowodowała znaczne straty na polach, więc rolnicy grożą, że zrekompensują to w cenach ustalonych dla konsumenta. Szacuje się, że na suszy zechcą zarobić również przetwórcy żywności oraz handlarze, zawsze skorzy do podnoszenia cen.

    O tym, że spirala cen ma wystrzelić na serio, świadczy aktywność w tym temacie premiera Sauliausa Skvernelisa. Szef rządu już teraz zapewnia, że „nie dopuści do wzrostu cen”. Obiecał, że na pewno nie powtórzy się scenariusz, który przerobiliśmy podczas wprowadzania euro, gdy rząd również obiecał brak podwyżek, a ceny jednak drastycznie poszybowały w górę.

    Skvernelis ponoć już ma plan, jak okiełznać skok cen. W skrócie – polega on na dwóch filarach – stymulowaniu konkurencji i stymulowaniu aktywności służb kontrolnych. Jak może wyglądać najazd przeróżnych państwowych kontroli na biznesmenów podnoszących ceny, mniej więcej możemy sobie wyobrazić. Jednak znacznie ciekawsze jest stymulowanie konkurencji. Rząd ma wspierać tworzenie małych sklepów oraz pomóc rolnikom samym handlować swoją produkcją, bez pośredników. Władza ma również wpłynąć na duże sieci handlowe – ograniczyć czas ich pracy oraz zmniejszyć ich koncentrację. Cóż, plany być może i dobre, ale jest pewne pytanie. Dlaczego, tak wydawałoby się prostego rozwiązania, nie zastosowano po wprowadzeniu euro?