Okazało się, że jeszcze rządzący Wilnem liberałowie wprowadzają iście totalitarne zasady, jakich muszą przestrzegać szkoły. Teraz placówki pedagogiczne nie mogą się swobodnie wypowiadać dla prasy, tylko konsultować wszystko z nadzorcami z wieży przy Konstytucyjnej. By cokolwiek filmować czy nagrywać do mediów, też trzeba się pytać o zezwolenie. A jeśli jacyś dziennikarze chcą zrobić reportaż ze szkoły – samorządowi specjaliści sami dobiorą odpowiednią szkołę. Można się spodziewać, że podobnie, jak w modelu, na którym się wzorują – zadbają o pomalowanie trawnika na zielono, a brakujące dekoracje dobudują z kartonu. Rzecz w tym, że to nie jest model europejski.
Nietrudno się domyślić, że chodzi o niedopuszczenie do społecznej dyskusji na temat problemów, z jakimi się borykają szkoły po kolejnych reformach-deformach, a których to problemów jest coraz więcej. Któż zaprzeczy, że samorządowa cenzura ma chronić „swoich” dyrektorów, a także zapewnić – zwłaszcza przed wyborami – spokój samorządowym urzędnikom. Mają na głowie kampanię wyborczą, po co mają się zajmować jakąś przemocą wśród uczniów, polepszaniem warunków nauki czy odpowiadaniem na pytania rodziców?