Więcej

    Alfred Kucharczyk: Kto zaciekle trenuje, ten odnosi zwycięstwa

    Czytaj również...


    Alfred Kucharczyk Fot. Marian Paluszkiewicz
    Alfred Kucharczyk Fot. Marian Paluszkiewicz

    Rozmowa z Alfredem Kucharczykiem (ur. 2 listopada 1937 r.) gimnastykiem sportowym trzykrotnym olimpijczykiem (Rzym 1960, Tokio 1964, Meksyk 1968), wielokrotnym reprezentantem Polski m.in. na mistrzostwach Europy, trenerem, wychowawca m. in. złotego medalisty olimpijskiego Leszka Blanika.


    Czy jest to Pana pierwszy pobyt na Litwie?

    Na Litwie jestem już po raz trzeci. Po raz pierwszy byłem tutaj, jak by to powiedzieć, tranzytem. Przylecieliśmy do Wilna i musieliśmy dostać się na dworzec kolejowy, żeby kontynuować naszą podróż dalej. Wówczas mieliśmy trochę wolnego czasu, więc wybraliśmy się na zwiedzanie miasta. Oczywiście punktem docelowym była Ostra Brama, zwiedziliśmy również nieopodal znajdujące się kościoły.

    Kolejna wizyta w Wilnie była już z moim wychowankiem, szesnastoletnim Leszkiem Blanikiem, obecnym złotym medalistą Igrzysk Olimpijskich „Pekin 2008” w konkurencji skok. Przyjechaliśmy tutaj na zawody, a ja towarzyszyłem mu jako trener.

    No i teraz jestem tutaj już po raz trzeci z 11–dniowym pobytem. Przyjechałem do Wileńskiej Szkoły Gimnastyki Sportowej, ponieważ właśnie tutaj organizujemy tegoroczny obóz treningowy dla najlepszych naszych gimnastyków-juniorów w wieku 8–14 lat ze szkoły sportowej w Radlinie. Do Wilna  przyjechaliśmy z reprezentacją młodzieży Śląskiej Federacji Sportu. W dzień ćwiczymy, w czasie wolnym wybieramy się na marszobiegi po Wilnie i w ten sposób poznajemy miasto.

    W życiu odniósł Pan wiele sukcesów. Jest Pan trzykrotnym olimpijczykiem, wielokrotnym reprezentantem Polski. Od czego zaczęła się Pana historia z gimnastyką, kto Pana zainteresował?

    Jestem z Radlina, niedużej miejscowości, która słynie z najlepszych gimnastyków. Radlin — to prawdziwa historia gimnastyki polskiej, od nas wychodzą najlepsi gimnastycy Polski, którzy zdobyli nie jeden tytuł w dziedzinie gimnastyki artystycznej. Do sali sportowej w Radlinie miałem zaledwie kilka metrów, więc sam zacząłem tam chodzić, i tak już zostało. Tam zauważyli mnie trenerzy, którzy mnie właściwie pokierowali w tym zawodzie, od nich otrzymałem pierwsze ważne wskazówki. Moja kariera rozpoczęła się w Radlinie, właśnie tutaj odniosłem moje pierwsze sukcesy, aż zostałem w kolejnych latach mistrzem wieloboju na mistrzostwach świata i Europy. Wszystkie sukcesy zawdzięczam szkole w Radlinie, która mnie wychowała i do której po zakończeniu mojej kariery wróciłem, żeby pracować trenerem.

    Jak wygląda (wyglądał) dzień prawdziwego olimpijczyka. Jak dużo czasu dziennie poświęca Pan  na treningi?

    O dniu prawdziwego olimpijczyka powinniśmy już mówić w czasie przeszłym. Kiedyś bardzo dużo czasu poświęcałem na ćwiczenia, szczególnie podczas przygotowań do igrzysk olimpijskim. Wtedy trenowałem dwa razy dziennie po trzy godziny. Oprócz tego byłem wraz z innymi zawodnikami objęty troskliwą opieką ze strony lekarzy oraz masażystów, musiałem bardzo dbać o odpowiednią dietę. Taka opieka i dyscyplina potrzebna jest dla każdego poważnie trenującego gimnastyka, dla jego odnowy biologicznej.

    Dzisiaj natomiast, nic szczególnego. Wstaję rano i przed 8.00 wybieram się na tak zwany marszobieg z moim pieskiem. Przyznam, że to właśnie ten piesek pobudza mnie do porannego treningu i że jeszcze ćwiczę. Po marszobiegu mam czas wolny do obiadu. Po obiedzie wybieram się na trening z dziećmi (chociaż poważne ćwiczenia to już również należą raczej do przeszłości). Wieczorem czeka na mnie znowu piesek, a więc kolejna partia marszobiegu. I tak właśnie wygląda mój dzień teraz.

    Po zakończeniu kariery sportowej został Pan trenerem. Ma Pan na koncie takich wychowanków jak Leszek Blanik. Jak Pan ocenia pracę trenera, wystarczy tylko ciężka i zdyscyplinowana praca z wychowankiem, aby osiągnąć sukces, czy też trener musi trafić na utalentowanego ucznia?

    Nie każdy może osiągnąć sukces. Oczywiście ciężka praca jest tą prawdziwą drogą do sukcesu, jednak potrzebny talent, to wyczucie, ta gracja. A więc tylko trud i talent w połączeniu stanowią tą prawdziwą materię, która pozwoli osiągnąć najlepsze wyniki.  Osoby, które zaciekle trenują, oczywiście, będą odnosić pewne zwycięstwa. Zostanie niezłym gimnastykiem, jednak nigdy nikt nie powie, że jest super mistrzem.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Oprócz Leszka Blanika inni Pana wychowankowie, którzy zasłynęli w dziedzinie sportu?

    Oprócz Blanika znani są w całej Europie bracia Kubicowie, Wilhelm, Mikołaj i najmłodszy —Sylwester. Jeden był mistrzem Europy w ćwiczeniach na koniu, Mikołaj z kolei był bardzo dobrym wieloboistką, byli ze mną na zawodach w Tokio. Później do grona zdolnych wychowanków dołączył Jerzy Kruża (na olimpiadzie 2 razy) oraz Marian Piecko. Wszyscy pochodzą z Radlina.

    Zadziwiający jest fakt, że z tak niedużej miejscowości jak Radlin, liczącej zaledwie 20 tys., wywodzi się aż jedenastu olimpijczyków. Jest to jakiś ewenement w skali krajowej. Obecnie urząd miasta w Radlinie pokłada wiele starań, żeby nasza szkoła coraz bardziej się rozwijała, nawet mamy w Radlinie  Plac Olimpijczyka, który miałem zaszczyt otworzyć.

    Czy ktoś w rodzinie kontynuuje Pana zawód?

    Miałem syna, ale on swoją budową nie był predysponowany do gimnastyki sportowej, na swój wiek był zbyt korpulentny i tym samym nie miał żadnych predyspozycji do gimnastyki sportowej. Uprawiał natomiast dobry tenis ziemny. Wówczas była moda na ten rodzaj sportu. Chciałem, żeby on został tenisistą, dlatego też woziłem go na korty. W pewnym momencie spełniało się moje marzenie, ponieważ robił pewne postępy, był nawet mistrzem Śląska w deblu w klasie młodzieży.  Moja żona również nie interesuje się sportem i rodzice moi również nic wspólnego nie mieli ze sportem. Więc zostałem sam.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Z perspektywy dzisiejszej, czy chciałby Pan jeszcze raz zostać gimnastykiem?

    Gdybym miał jeszcze raz wybrać dla siebie zawód, trudno mi powiedzieć, to zależy, z której strony podchodzić do zawodu gimnastyka. Możliwe jednak, że nie zostałbym dzisiaj jeszcze raz gimnastykiem. Z jednej prostej przyczyny. Zbyt ciężka praca, która nie jest w pełni materialnie spełniona dla tak ogromnego wysiłku. Pewnie zostałbym w branży sportowej, tylko pewnie wybrałbym, no może, piłkę nożną. To jest dziedzina, gdzie wszystko się łączy po trochę: biznes, sport i hazard. Piłka — to gra o pieniądze.

    Rozmawiała Barbara Chikashua

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Debiut Kabaretu Lewickiego „Chata” na wileńskiej scenie

    W niedzielne popołudnie mieszkańcy Wilna oraz jego okolic spieszyli z Kiermaszu (...)

    Ewelina Saszenko: „A ja po prostu kocham śpiewać!”

    W ubiegły czwartkowy wieczór barwnym głosem, szczerością do głębi serca (...)

    „Szafirowy jubileusz” Polskiego Teatru w Wilnie

    Wieczór drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia, jak co roku, umilił Polski Teatr (...)

    Niezapomniany koncert Krzysztofa Krawczyka w Wilnie

    Krzysztof Krawczyk, znakomity polski piosenkarz, po pięcioletniej przerwie ponownie zawitał do Wilna.